„Przecież wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi.
Choć niewielu z nich o tym pamięta.”
Antoine de Saint-Exupéry
W dyskusji dotyczącej projektu ustawy o całkowitym zakazie bicia i poniżania dzieci, przewijało się pojęcie „władza rodzicielska”. Niektórzy używali go jako argumentu przemawiającego za tym, że rodzic ma prawo ukarać swoje dziecko. Bardzo nie lubię tego terminu. Nie tylko ja, gdyż pojęcie "władza rodzicielska", podstawowe dla regulacji stosunków pomiędzy rodzicami a dziećmi, było w ostatnich latach przedmiotem batalii lingwistycznej. Słowo „władza” kojarzy się z reguły z podporządkowaniem, groźbą, zmuszaniem, dyscyplinowaniem, siłą. Dla wielu osób oznacza, że można z tym, kto jej podlega, zrobić wszystko, co się chce, dlatego też proponowano zmianę tego terminu na "pieczę". „Piecza” kojarzy się z poczuciem bezpieczeństwa, opieką, zawiera elementy, które powodują, że powinna być wykonywana dla dobra dziecka. Niestety proponowana zmiana terminologii nie powiodła się.
Kodeks Rodzinny i Opiekuńczy określa władzę rodzicielską jednocześnie jako obowiązek i prawo do wykonywania pieczy nad osobą i majątkiem dziecka oraz do jego wychowania. Jednocześnie stwierdza, że dziecko winne jest rodzicom posłuszeństwo a rodzice zobowiązani są do wykonywania władzy tak, jak tego wymaga dobro dziecka i interes społeczny.Inny dokument, „Konwencja Praw Dziecka” nie operuje terminem, ani „władza rodzicielska” ani „piecza rodzicielska” . Konwencja stosuje terminy: „prawa i obowiązki rodziców”, czy też ”wspólna odpowiedzialność”, albo „główna odpowiedzialność” i wreszcie „opieka”, czyli „piecza”.
Ta terminologia jest według mnie bardziej odpowiednia dla określenia relacji między rodzicami a dzieckiem, gdyż funkcjonujące u nas pojęcie „władza rodzicielska”, jak i pojęcie „dobra dziecka” mogą być różnie interpretowane, zależy to bowiem od światopoglądu, potencjału intelektualnego, koncepcji wychowawczych i osobistych doświadczeń rodzica, może być nadużywane.
Powszechny w Polsce model wychowania dzieci opiera się na autorytecie i dysponowaniu władzą. Rodzice wymagają od dziecka bezwzględnego posłuszeństwa i podporządkowania. Oczekują od dziecka, by dobrze, to jest zgodnie z ich wolą, pełniło swoje role córki i syna, aby realizowało swoje obowiązki zawsze zgodnie z ich oczekiwaniami. Wielu z nich myśli tak: „To jest moje dziecko. Mogę zrobić z nim, co zechcę”. Panuje przekonanie, że „dzieci i ryby głosu nie mają”. Głęboko zakorzenione jest przekonanie, że dziecko karze się biciem dla jego dobra, że jest to skuteczny i nieszkodliwy środek wychowawczy. Przyczyn takiego stanu rzeczy można dopatrywać się w pewnym typie postawy ludzi dorosłych do dzieci, postawie „dorosły zawsze wie lepiej co jest dla dziecka dobre, a co złe”. Próba rozszerzenia autonomii dzieci budzi w wielu dorosłych duże opory, trzeba byłoby bowiem zrezygnować z części dominującej pozycji, uszczupliłoby to ich prawa na rzecz praw dziecka.
Wielu rodziców pojmuje więc władzę rodzicielską jako rządzenie dzieckiem. Zapominają, że władza rodzicielska to nie tylko prawa, ale i obowiązki wobec dziecka, że powinna być wykonywana w jego interesie. Dziecko nie jest po to, żeby spełniać nasze oczekiwania. To my jesteśmy po to, żeby pomóc mu się rozwijać.