Święta Bożego Narodzenia to okres, w którym słowo dobroczynność nabiera wielu znaczeń i to nie koniecznie tylko tych pozytywnych. Gwiazdkowa atmosfera, kolędy płynące z radia, gorączka przedświątecznych zakupów, wszystko to sprawia, że przypominamy sobie o tych, którzy potrzebują pomocy. Chętniej niż w innym czasie bierzemy udział w akcjach charytatywnych. Wiele organizacji i stowarzyszeń przeprowadza zbiórki, licytacje, kolacje dla ubogich i samotnych. Tych, którzy pomagają stale, nie ma zbyt wielu. Prawdziwi filantropi, czyli tacy, którzy na działalność pomocową, charytatywną przeznaczają naprawdę duże sumy, rzadko się ujawniają.
W okresie przedświątecznym uaktywniają się także politycy, przypominają sobie o dzieciach, szczególnie o tych pokrzywdzonych przez los, z rodzin ubogich, z domów dziecka. Organizują więc spotkania mikołajkowe, przekazują paczki. A to pani posłanka przybędzie do wiejskich dzieci z workiem prezentów, a to pan wójt, burmistrz, czy starosta jako „Święty Mikołaj” zjawi się w szkole, świetlicy. Oczywiście nie zapominają o zaproszeniu mediów, lub sami przekazują informację o swojej dobroczynności do prasy. Mam wrażenie, że to dobroczynność ukierunkowana na poklask i że politycy traktują Święta jako okazję do pokazania swojej „wrażliwości” na losy tych najsłabszych i co najważniejsze do kreowania swego pozytywnego wizerunku. Szczególnego znaczenia nabiera to przed wyborami, a nuż ludzie zapamiętają dobrą panią, dobrego pana i zagłosują.
Nie trzeba być wyjątkowo spostrzegawczym, by zauważyć, że wielu rodzinom i dzieciom żyje się w Polsce źle, że Polska nie jest dla nich kochającą matką. Ani paczki świąteczne, ani becikowe nie wpłyną na poprawę ich sytuacji. Potrzebna jest dobra polityka społeczna ale system pomocy rodzinie nie może ograniczyć się jedynie do zasiłków rodzinnych, czy dodatków mieszkaniowych i ulg podatkowych, z których mogą zresztą korzystać tylko lepiej sytuowani, gdyż rolnicy, osoby bezrobotne i te, o najniższych dochodach są z niej wyłączeni. Pomoc społeczna nie może też ograniczać się tylko do interwencji kryzysowej.
Nie mam nic przeciwko dobroczynności, ale wolałabym, by nie była ukierunkowana na poklask i dla partykularnych interesów, by płynęła z głębi serca, by nie była to pomoc doraźna, jednorazowa, od święta. Bo co będzie po świętach, kiedy to przedświąteczna filantropia się skończy?