Staram się zrozumieć to uproszczone, czarno-białe myślenie. Ale Bartt, mam pytanie - czy to nie Ty stwierdziłeś kiedyś, że jesli życie kobiety w ciąży jest zagrożone i jezeli jedynym wyjsciem, by uratować matke, jest aborcja (alternatywą jest śmierć matki idziecka), to powinno się jednak ratować matkę?
(niestety, nie mogę tego wątku odnaleźć (pseudowyszukiwarka! ), jeśli sie całkowicie pomyliłem, przepraszam - nie było pytania).
I drugie pytanie - (do Bartta, Ducinaltum i Kazimierza)
Wyobraźcie sobie, że widzicie, jak nad kołyską Waszego dziecka pochyla się ktoś z nożem. Jesteście za daleko, by zdążyć podbiec, ale macie pod ręką pistolet. Jedyna szansą, by uratować Wasze dziecko jest strzał. I prawdopodobnie zabójstwo.
Pozwalacie, by górę wzięły Wasze zasady moralne? (Ginie dziecko i zapewne Wy)
Czy strzelacie, by ratować własne dziecko? (ale jak to ma się do zasad moralnych, piątego przykazania i prawa najgorszego nawet bydlaka do adwokata i obrony?)
Ciekaw jestem Waszych odpowiedzi (jak i innych teoretyków życia).
I nie - nie jest to offtop. Rodzice chorych dzieci takze zostali postawieni pod ścianą, widzieli śmierć pochylającą się nad ich dziećmi i także musieli podjąć trudną decyzję. Strasznie trudną.
Więc jak - odpowiecie? Strzelacie i ratujecie rodzinę czy macie "zasady moralne" bo "Bóg tak chciał"?