Tak jak w pytaniu czy wg Was aptekarz ma prawo odmówić sprzedaży tabletek antykoncepcyjnych pacjentce ze względu na swoje poglądy/ przekonania religijne?
6 marca 2011 16:30 | ID: 441030
Bartt, nie chciałam Cię urazić i chyba nie uraziłam, co mnie cieszy. Tak, róznimy się, jednakże myślę, iz tych różnic jest znacznie mniej niż podobieństw. Tak naprawdę w kwestiach światopoglądowych odróznia nas przede wszystkim stosunek do homoseksualizmu, szacunek i tolerancja dla innych wyznań i właśnie to "ultra".
Katolików w Polsce, czyli osób nalezących do Kościoła Powszechnego jest pewnie koło 90%. Wielu spośród nich ma krytyczny stosunek ( co nie znaczy krytykancki) do tej Instytucji, jak również nie zgadza się z wszystkimi tezami nauk Kościoła, stojąc na stanowisku, że Kościół to nie Bóg, i jako taki może nie mieć racji. Czuje wspólnotę z Kościołem poprzez chrzest, wiarę, wychowanie, jednakże ma jakieś "ale"....
Ultrakatolik akceptuje absolutnie wszystko, o czym naucza Kościół. Nie wypowiada żadnej krytyki wobec instytucji kościelnych. Zawsze i wszędzie mówi głosem Kościoła. Wg Ciebie to jedyni prawdziwi katolicy. I nawet mogłabym się z tym zgodzić.
Jednak akceptując taką definicję, musiałabym się postawić ja- i miliony innych, poza Kościołem Powszechnym. Nie chcę. Za to chcę, by mój Kościół ewoluował, tak jak to robi od dwóch tysięcy lat, ale z nieco większym speedem, by bardziej odpowiadał na wyzwania wspólczesności.
6 marca 2011 17:04 | ID: 441040
No i czytam Was tak i czytam i próbuję swoje myślenie ułozyć tak by móc coś dopisać. Jestem w tych 90%. I choć nie mam parcia na wyłączność bardzo mocno identyfikuję się z Kościołem. Staram się ze wszystkich sił wypełnić to wszystko co przynależnośc do tej Wspólnoty mi nakazuje. I choć czasem rodzi się być może jakaś wątpliwość nie mam tego "ale". Przyjmuję mój Kościół taki jakim jest nie osądzając bo boję się, że mnie potem według tej samej miary osądzą. Staram się robić to co do mnie jako katolika należy. I szczerze mówiąc nie chciałabym, żeby mój Kościół jakoś przyspieszył. Jest takie piękne powiedzenie - Młyny Boże mielą powoli. Tutaj nie ma miejsca na zachłystywanie się tym co się tak szybko w świecie zmienia bo to nic dobrego nie niesie. A że w Kościele czasem jest tak jak jest? A kto ten Kościół tworzy? Ludzie. A skąd Ci ludzie? Z nas. Więc wniosek prosty - Kościół jest taki jacy my jesteśmy. I na koniec pytanie. Co robimy - MY - aby ten Kościół ulepszać? Jesli tylko biadolimy to nic z tego nie będzie. Trzeba być przykładem. Wiem co zaraz usłyszę: to niech księża będa przkładem. Ok. Ale nas jako członków Kościoła też z tego obowiązku bycia przykładem nic nie zwlania! Ale my wolimy wytykac błędy innych uważając że nas tego typu rzeczy nie dotyczą.
I co jest wyzwaniem współczesności dla Kościoła? Zgoda na zabijanie? Na związki homoseksulane? Na zatracanie własnej tożsamości? Podcinanie własnych korzeni? Jesli tak to ja nie chcę żeby mój Kościół szedł z tym duchem!
6 marca 2011 17:42 | ID: 441062
No i czytam Was tak i czytam i próbuję swoje myślenie ułozyć tak by móc coś dopisać. Jestem w tych 90%. I choć nie mam parcia na wyłączność bardzo mocno identyfikuję się z Kościołem. Staram się ze wszystkich sił wypełnić to wszystko co przynależnośc do tej Wspólnoty mi nakazuje. I choć czasem rodzi się być może jakaś wątpliwość nie mam tego "ale". Przyjmuję mój Kościół taki jakim jest nie osądzając bo boję się, że mnie potem według tej samej miary osądzą. Staram się robić to co do mnie jako katolika należy. I szczerze mówiąc nie chciałabym, żeby mój Kościół jakoś przyspieszył. Jest takie piękne powiedzenie - Młyny Boże mielą powoli. Tutaj nie ma miejsca na zachłystywanie się tym co się tak szybko w świecie zmienia bo to nic dobrego nie niesie. A że w Kościele czasem jest tak jak jest? A kto ten Kościół tworzy? Ludzie. A skąd Ci ludzie? Z nas. Więc wniosek prosty - Kościół jest taki jacy my jesteśmy. I na koniec pytanie. Co robimy - MY - aby ten Kościół ulepszać? Jesli tylko biadolimy to nic z tego nie będzie. Trzeba być przykładem. Wiem co zaraz usłyszę: to niech księża będa przkładem. Ok. Ale nas jako członków Kościoła też z tego obowiązku bycia przykładem nic nie zwlania! Ale my wolimy wytykac błędy innych uważając że nas tego typu rzeczy nie dotyczą.
I co jest wyzwaniem współczesności dla Kościoła? Zgoda na zabijanie? Na związki homoseksulane? Na zatracanie własnej tożsamości? Podcinanie własnych korzeni? Jesli tak to ja nie chcę żeby mój Kościół szedł z tym duchem!
Bo najłatwiej jest się odciać i krytykować , ale być przykładem jest bardzo ciężko.
6 marca 2011 17:47 | ID: 441064
No i czytam Was tak i czytam i próbuję swoje myślenie ułozyć tak by móc coś dopisać. Jestem w tych 90%. I choć nie mam parcia na wyłączność bardzo mocno identyfikuję się z Kościołem. Staram się ze wszystkich sił wypełnić to wszystko co przynależnośc do tej Wspólnoty mi nakazuje. I choć czasem rodzi się być może jakaś wątpliwość nie mam tego "ale". Przyjmuję mój Kościół taki jakim jest nie osądzając bo boję się, że mnie potem według tej samej miary osądzą. Staram się robić to co do mnie jako katolika należy. I szczerze mówiąc nie chciałabym, żeby mój Kościół jakoś przyspieszył. Jest takie piękne powiedzenie - Młyny Boże mielą powoli. Tutaj nie ma miejsca na zachłystywanie się tym co się tak szybko w świecie zmienia bo to nic dobrego nie niesie. A że w Kościele czasem jest tak jak jest? A kto ten Kościół tworzy? Ludzie. A skąd Ci ludzie? Z nas. Więc wniosek prosty - Kościół jest taki jacy my jesteśmy. I na koniec pytanie. Co robimy - MY - aby ten Kościół ulepszać? Jesli tylko biadolimy to nic z tego nie będzie. Trzeba być przykładem. Wiem co zaraz usłyszę: to niech księża będa przkładem. Ok. Ale nas jako członków Kościoła też z tego obowiązku bycia przykładem nic nie zwlania! Ale my wolimy wytykac błędy innych uważając że nas tego typu rzeczy nie dotyczą.
I co jest wyzwaniem współczesności dla Kościoła? Zgoda na zabijanie? Na związki homoseksulane? Na zatracanie własnej tożsamości? Podcinanie własnych korzeni? Jesli tak to ja nie chcę żeby mój Kościół szedł z tym duchem!
Bo najłatwiej jest się odciać i krytykować , ale być przykładem jest bardzo ciężko.
Jesli ktoś sie odcina - jego sumienie i on zostanie kiedyś osądzony.
Przykład tak naprawdę daje garstka z nas, tak jest prawda. I nie musimy iść wcale aż w zwiazki homo czy aborcję, wystarczy spojrzeć na proste, codzienne sprawy: obgadywanie, zawiść, materializm, egozim - i to wśród zagorzałych katolików.
6 marca 2011 18:26 | ID: 441114
Czyli co, Loano.... ? Skoro Kościól to MY, nie mamy prawa do krytyki instytucji kościelnych, księży? Skoro tworzymy Kościół nikt nie może nam tego prawa odebrać ani mieć pretensji o krytyczne głosy. Mamy milczeć widząc zło ( chyba nikt nie ośmieli się stwierdzić, iż KK jest kryształowy), ponieważ do tego zobowiązuje nas bycie katolikami? Dlaczego Kościół w każdym niemal krytycznym głosie upatruje nieżyczliwości- i nie tylko Kościół, ale i ta ultrakatolicka część? Jestem dobrym katolikiem, gdy nigdy nie ośmielę się źle ocenić postępowanie Kościoła, złym- gdy widzę, boleję, że takie rzeczy się zdarzają i o nich mówię?
W jaki sposób w niedemokratycznej instytucji, jaką jest Kościół, mamy nań wpływ? śmię twierdzić, że prawie żaden, no bo jaki? Powiesz? Nawet takiego, kto będzie proboszczem naszej parafii..
Wizerunek Kościoła- to oczywiście i my.. Ja przynajmniej staram się tak żyć, by nikt przez mnie nie płakał. Mam w sobie ogromną skłonność do wybaczania win wobec siebie i zupełny brak jakichkolwiek inklinacji do zemsty. Staram się pomagać innym finansowo i w inny sposób- to u mnie jakiś wręcz wewnętrzny imperatyw. Strasznie boję się skrzywdzić drugiego człowieka, myślą, mową i uczynkiem. Mam delikatne sumienie, które mnie wciąz gryzie. Ale mój katolicyzm jest innej wody niż Bartta. Nie twierdzę, że lepszy... ale na pewno bardziej refleksyjny, a przez to bardziej "bolący", choć w zgodzie z moim sumieniem. Nie jest moją winą, że nie traktuję homoseksualistów jak jawnogrzeszników i zboczeńców, że wierzę nauce, iż to niezalezne od nich i nie ma nic wspólnego z wyborem. Nie popieram kościelnych małżeństw czy nawet cywilnych takich osób, ale uważam, że powinni mieć prawo choćby po sobie dziedziczyć. Nie widzę winy w swoim postrzeganiu wielu wartości. Tak jest i nic na to nie poradzę. Gdybym twierdziła inaczej niż myślę, byłabym zwykłą hipokrytką.
Przyspieszenia Kościoła nie rozumiem jako zmiany odwiecznych kanonów wiary. Dla mnie to zmiana sposobu ewangelizacji na bardziej nowoczesny- szczególnie w kwestii lekcji religii, kazań, zycia parafii. Na większym podkreslaniu stosowania zasad, jakie nakazuje religia, wobec bliźnich. Na szerszych działaniach dobroczynnych wspólnot kościelnych, zwłaszcza wobec własnych parafian. Na większej postepowości, bo KK nie pozostał monolitem przez 2000 lat, zmienił się bardzo in plus. Ale wielu sprawach jest zbyt moim zdaniem kostyczny, znacznie bardziej niż inne wyznania chrzesciajńskie. I jakoś tak nastawiony najbardziej na płciowość człowieka. Taki zorientowany genitalnie- potępianie czynnych homoseksualistów, współżyjących rozwodników, każdej antykoncepcji oprócz naturalnej, absolutnie przeciwny in vitro, nawet pewnie i wtedy, gdy ani jeden embrion nie zostałby zamrozony, a o wiele mniej słyszalny w kwestiach duchowości i etyki codziennego współżycia między ludźmi. Dlaczego w kraju, w którym obowiązuje ustawa antyaborcyjna, bez ustanku jest wałkowany temat aborcji. Nawet tu na forum, gdzie 99% jest jej zdecydowanymi przeciwnikami. Nie twierdzę, że nalezy temat zmarginalizować, ale zachować jakieś proporcje z innymi.
6 marca 2011 18:33 | ID: 441124
Zgadzam sie z Elenai, że Kościół, który jakby nie patrzeć ma przede wsyztskim byc tą naszą duchową ostoją, pomagać nam dbać o tę naszą duchową stronę, pomagać zyć w zgodzie z własnym sumieniem, w ostatnim czasie oncentruje sie wiecej na sprawach ciała anizeli ducha.
Oczywiscie ma prawo wyrazić swoje zdanie na temat aborcji, in vitro, zwiazków homoseksualnych i innych kwestii antury etycznej, ale także zwiazanych z cielesnoscią człowieka. Jednak powinien także w tej samej mierze wskazywać nam drogę duchową.
Może w dobie konfliktów, buntów, wojen warto by było zacząć głośno krzyczeć o wybaczaniu, o niestosowaniu przemocy, o ważnych problemach globalnych, a nie tylkow ałkować wciaz te same tematy?
Oczywiscie zaraz ktoś odezwie się, ze Kosciół krzyczy i na te tematy, ale że ciszej niz o aborcji i in vitro nikt nie zaprzeczy...
6 marca 2011 18:42 | ID: 441134
No i czytam Was tak i czytam i próbuję swoje myślenie ułozyć tak by móc coś dopisać. Jestem w tych 90%. I choć nie mam parcia na wyłączność bardzo mocno identyfikuję się z Kościołem. Staram się ze wszystkich sił wypełnić to wszystko co przynależnośc do tej Wspólnoty mi nakazuje. I choć czasem rodzi się być może jakaś wątpliwość nie mam tego "ale". Przyjmuję mój Kościół taki jakim jest nie osądzając bo boję się, że mnie potem według tej samej miary osądzą. Staram się robić to co do mnie jako katolika należy. I szczerze mówiąc nie chciałabym, żeby mój Kościół jakoś przyspieszył. Jest takie piękne powiedzenie - Młyny Boże mielą powoli. Tutaj nie ma miejsca na zachłystywanie się tym co się tak szybko w świecie zmienia bo to nic dobrego nie niesie. A że w Kościele czasem jest tak jak jest? A kto ten Kościół tworzy? Ludzie. A skąd Ci ludzie? Z nas. Więc wniosek prosty - Kościół jest taki jacy my jesteśmy. I na koniec pytanie. Co robimy - MY - aby ten Kościół ulepszać? Jesli tylko biadolimy to nic z tego nie będzie. Trzeba być przykładem. Wiem co zaraz usłyszę: to niech księża będa przkładem. Ok. Ale nas jako członków Kościoła też z tego obowiązku bycia przykładem nic nie zwlania! Ale my wolimy wytykac błędy innych uważając że nas tego typu rzeczy nie dotyczą.
I co jest wyzwaniem współczesności dla Kościoła? Zgoda na zabijanie? Na związki homoseksulane? Na zatracanie własnej tożsamości? Podcinanie własnych korzeni? Jesli tak to ja nie chcę żeby mój Kościół szedł z tym duchem!
Bo najłatwiej jest się odciać i krytykować , ale być przykładem jest bardzo ciężko.
Jesli ktoś sie odcina - jego sumienie i on zostanie kiedyś osądzony.
Przykład tak naprawdę daje garstka z nas, tak jest prawda. I nie musimy iść wcale aż w zwiazki homo czy aborcję, wystarczy spojrzeć na proste, codzienne sprawy: obgadywanie, zawiść, materializm, egozim - i to wśród zagorzałych katolików.
to hipokryci, a nie zagorzali katolicy
6 marca 2011 19:09 | ID: 441170
Na pewno Kościół, który nie mówiłby o tym, że każda bez wyjątku antykoncepcja to grzech, że seks jest tylko dla małżonków, że czynny homoseksualizm jest grzechem, że aborcja to mordowanie dzieci byłby wygodny dla wielu, w tym wielu "wierzących". Kto jeśli nie Kościół ma o tym mówić!? Kto ma stanąć w obronie rodziny, w obronie poczętych dzieci?
Czy KK skupia się na jakimś genitalnym podejściu do człowieka? Jeśli ktoś chce takie widzieć, to takie zobaczy. A KK podkreśla każdy aspekt człowieczeństwa.
Za mało duchowości? To ja się pytam konkretnie: co zrobiłyście, żeby tej duchowości było więcej w Waszym życiu? Poszukałyście rekolekcji weekendowych albo ignacjańskich, duchowe lektury czytacie, rozważacie codzienną Ewangelię, homilie?
Nie wiem czy potrafię wymienić wszystko, co proponuje mi Kościół - bo tego jest pprawdziwy ogrom. Tylko trzeba poszukać.
Fajnie poczytać o wszelkiej maści "ulepszaczach" Kościoła, którzy lepiej od Boga, który swoje Słowa w Biblii zawarł wiedzą, jak powinien być urządzony.
A jaki masz Elanai wpływ na Kościół? Dziwne pytanie, bo choć z Twoich ostatnich postów wynika, że (bez urazy) masz powierzchowną i raczej medialną wiedzę o Kościele, to chyba jednak masz świadomość, że Kościół to też Ty. I już masz odpowiedź na swoje pytanie :)
6 marca 2011 19:12 | ID: 441178
Nie piszę, że nie wolno słowa rzec. Ja bardzo często mówię osobom duchownym które są odpowiedzialne za Kościół to co uważam za złe. Ale nie mówię tego jako ktoś kto pragnie za wszelką cenę krytykować ale jako ktoś kto czuję silną troskę o dobro wspólne. Też mam sumienie bardzo czułe. Wiele rzeczy mnie boli. Wiele jest dla mnie trudnych. Ale trwam przy słowie z Biblii i może nie zawsze od razu umiem sobie wyjaśnić to szukam znaczenia. A w wielu sprawach słowo Jezusa jest twarde. I naginanie tego do własnego wyobrażenia się nie uda.
Trudno żebyśmy my decydowali kto ma np. rządzić parafią. Bo daję głowę że były by wielkie kłótnie. Wystarczy jak popatrzę na polityczne wybory i te cyrki różne.
Natomiast zgadzam się, że ewangelizacja mogła by być bardziej dynamiczna. I znam osoby, które naprawdę umieją skupić przy sobie wiernych. I wcale nie polega to na tym, że stają się tacy jacyś mocno współćześni. Po prostu mają w sobie jakiś charyzmat. I też jestem za tym ożywianiem życia w parafii.
Nie potepiam osób o innej orientacji. Ja to postrzegam jako osobiste dramaty. Ale nie mogę dać zgody na to żeby równano pewne prawa z małżeństwem kobiety i mężczyzny. Krzyże są różne. U niektórych własnie taki - ta inność. I naprawdę nie kpię z takich ludzi. Wiem też, że Kościół może jeszcze nie zbyt doskonale ale w wielu przypadkach pochyla się nad takimi ludźmi. Tak jak nad rozwodnikami. Czytałam kiedyś taką broszurkę o duszpasterstwie dla związków niesakramentalnych. I tam napisano, że wiele takich par po prostu nie chce korzystać z takiej pomocy. Choć są i licznie udzielające się. Tak więc nie ma tak, że nic sie nie robi.
Osobiście nie jestem ślepo bezkrytyczna. Ale nie głoszę tego wszem i wobec. Jak mam coś do zarzucenia to mówię tam, gdzie to trafiac winno. Efektu nie przewidzę. Ale uważam, że spełniam swoją powinność. Jest taka zasada ewangeliczna:
"jesli Twój brat zawini upomnij go. Jak nie posłucha weź świadka i znów upomnij. Jak nie pomoże donieś Kościołowi"
Ja to rozumiem i w odniesieniu do mojej wspólnoty. Czyli "upominam" pierwotnie w "cztery oczy" a nie na wielkim forum. A niestety wiele tych nawet pierwszych krytyk pojawia się od razu np w mediach. I to uważam, że nie jest w porządku.
A co do ostoi duchowej. Tak. Też tym dla mnie Kościół winien być. I w sumie jest. Ale mimo najszczerszych chęci nie umiem zobaczyć oderwania ducha od ciała. To się jednak gdzieś zazębia. Przynajmniej dla mnie to jest całośc człowieka. Sam Jezus mówił, że kto się nie umie zatroszczyć o ciało to i o ducha nie będzie umiał.
6 marca 2011 19:43 | ID: 441219
<<Fajnie poczytać o wszelkiej maści "ulepszaczach" Kościoła, którzy lepiej od Boga, który swoje Słowa w Biblii zawarł wiedzą, jak powinien być urządzony< <
Jakie to nadużycie, BARTT... I tu Ty wykazujesz się powierzchownością w znajomości historii Kościoła. Gdyby BÓG jasno i wyraźnie przemówił w sprawie organizacji Kościoła- nie byłoby schizmy, 95 tez Lutra i innych wyznań chrzęsciajńskich, bo Ci, którzy oderwali się od Kościoła Powszechego nie mniej wierzyli w Boga niż katolicy, nie mniej ważna dla nich była sprawa wiary niż dla katolików. BÓG nie pozostawił swoim wyznawcom regulaminu organizacyjnego swego kościoła, stąd różna interpretacja Biblii i rózne wizje i rozwiązania zorganizowanych form religii chrzescijańskiej. I tu znów się poróznimy- bo dla Ciebie Kościół Katolicki jest jedyną prawdziwą ( własciwą, sluszną) formą. Dla mnie- jedną z róznych, ani lepszą, ani gorszą- równouprawnioną.
I ten cudzysłów u słowa WIERZĄCYCH definiujący tych, którzy w antykoncepcji nie majacej nic wspólnego z aborcją- jak choćby prezerwatywa, czy w stosunkach homoseksualnych, jako NIEWIERZĄCYCH.
A to już są oceny i nieprzystojąca katolikowi religijna buta:) Skąd wiesz, kto bardziej podoba się BOGU, katolik czy schizmatyk? Ty- taki ultra, traktujący osoby homoseksualne jako zboczeńców, czy ja, która uważa, że o ile człowiek nie krzywdzi innych, ma prawo do szczęscia?
Eureka! Własnie już wiem, czego nie mogę zaakceptować u Ciebie.. Własnie owej religijnej pychy, którą moim zdaniem- błędnie utożsamiasz z głęboką wiarą. Tej nigdy nie zauważyłam u ducinaltum, dlatego trafiają do mnie jej argumenty i czytam ją bez wewnętrznych zżymań, najczęsciej z przyjemnością.
A co do ostatniego akapitu, może mi wskażesz konkretnie, zamiast zajeżdzać ogólnikiem, jaki mam wpływ na Kościół, bo słabo to widzę...
6 marca 2011 19:47 | ID: 441226
A bóg na to patrzy i nie wierzy!
On nas kocha ponad śmierć.
Bóg jest jeden. To ludzie stworzyli tysiące odmian i sposobów wiary.
6 marca 2011 19:50 | ID: 441229
A bóg na to patrzy i nie wierzy!
On nas kocha ponad śmierć.
Bóg jest jeden. To ludzie stworzyli tysiące odmian i sposobów wiary.
No patrcież... Tyle mądrych słów tu padło, a jedno zdanie wystarczyło napisać... Całkowita racja, kochanie
I oczywiście absolutnie zgadzam się tu z Elenai.
6 marca 2011 19:54 | ID: 441234
A ja uważam że KK hipokryzja...nie twierdzę że zawsze i wszędzie, ale w wielu przypadkach, ale w statystykach na pewno.
Przykład : KK podaje MNIE jako swoją wyznawczynię...gdzie od wielu lat przyznaje się do jednego Kościoła i nie jest nim KK....tylko jakos KK nie jest w stanie tego pojąć....
Zostalam wpisana na liste wyznawców KK jak miałam 2 miesiące i od tamtej pory uparcie jest powielane przez KK że jestm jego wyznawcą...i tak się właśnie zakłamuje statystyki.
uważam że powinien zostać wprowadzone coś jak deklaracja wiary i przynalezności do konkretnego Kościoła, po osiągnięci dorosłości przez człowieka...
1% podatku na rzecz swojego Kościoła od wiernych zalatwilby sprawę...wtedy wiadomo by było ilu rzeczywiście jest wyznawców poszczegolnych Kościołów.
Bartt - ja ciebie nie obrażam i nie atakuję, ale....co z ciebie za prawnik skoro nawołujesz do zlamania prawa, i na odatek nie znasz Konstytucji RP....a zwlaszcz Art 53.
Na wszelki wypadek przytoczę ci go:
Art. 53.
Postaraj się przeczytać to ze zrozumieniem.
6 marca 2011 19:55 | ID: 441235
A to już są oceny i nieprzystojąca katolikowi religijna buta:) Skąd wiesz, kto bardziej podoba się BOGU, katolik czy schizmatyk? Ty- taki ultra, traktujący osoby homoseksualne jako zboczeńców, czy ja, która uważa, że o ile człowiek nie krzywdzi innych, ma prawo do szczęscia?
Na chwilkę tylko wszedłem, bo muszę zaraz wyjechać, ale tak jakoś uderzyła mnie ta ubrana w ładne słówka manipulacja Elanai. Wychodzi na to, że odmawiam ludziom prawa do szczęścia, bo nie akceptuję homoseksualizmu. Postawiłaś do siebie w opozycji dwie tezy, zupełnie jakby były ze sobą sprzeczne. Być może dla Ciebie są, ale dla mnie nie... uważam, że ludzie mają prawo do szczęścia, jeśli nie krzywdzą innych. Ale jakoś głupio mi olać Boga, który mówi, że praktykujący homoseksualiści sami sobie zamykają drogę do Zbawienia (czyli do wiecznego szczęścia). I z tego założenia wychodzi również Kościół.
A bóg na to patrzy i nie wierzy!
On nas kocha ponad śmierć.
Bóg jest jeden. To ludzie stworzyli tysiące odmian i sposobów wiary.
Tak, mądre słowa. Bóg jest jeden - bardzo konkretny. Właściwie to konkretny aż do bólu, aż do śmierci na Golgocie - a nie taki, jakim go ludzie chcą widzieć.
I oczywiście absolutnie zgadzam się tu z Elenai.
Zgadzasz się z Elanai? Ale przecież dla Ciebie Biblia to o ile pamietam bajka, zbiór plemiennych legend i opowiadań, coś jak mitologia...
6 marca 2011 19:57 | ID: 441241
aluna, w ktorym miejscu nawołuję do złamania prawa? Poważne oskarżenia wytaczasz, pewnie uzasadnione... tylko w którym miejscu?
Bo np. Ty chciałabyś złamać Konstytucję wprowadzając jakiś podatek na Kościół (a co z rozdziałem Kościoła od Państwa) i wprowadzając jakieś deklaracje wiary.
6 marca 2011 20:07 | ID: 441261
A bóg na to patrzy i nie wierzy!
On nas kocha ponad śmierć.
Bóg jest jeden. To ludzie stworzyli tysiące odmian i sposobów wiary.
Tak, mądre słowa. Bóg jest jeden - bardzo konkretny. Właściwie to konkretny aż do bólu, aż do śmierci na Golgocie - a nie taki, jakim go ludzie chcą widzieć.
I oczywiście absolutnie zgadzam się tu z Elenai.
Zgadzasz się z Elanai? Ale przecież dla Ciebie Biblia to o ile pamietam bajka, zbiór plemiennych legend i opowiadań, coś jak mitologia...
Przeczytaj, co napisała Elenai. Jak to już Aluna zasugerowała - ze zrozumieniem. Wtedy zrozumiesz (albo i nie) dlaczego się z nią zgadzam.
I tak - Biblia to zbiór baśni i legend, włącznie z Golgotą - ludzie nie są jednakowi, więc mamy zupełnie inne pojecie Boga.
"Bóg jest jeden. To ludzie stworzyli tysiące odmian i sposobów wiary." To bardzo mądre zdanie. Bóg nie pokazał się na Golgocie, w Mekce, w Tiahuanaco czy Shaolin. Tak naprawde uważam, że kiedy staniemy przed obliczem Boga to będziemy zaskoczeni wszyscy. I wtedy zrozumiemy, jak dziecinni byliśmy w swych poglądach. Wszyscy. Bez wyjątku.
"
6 marca 2011 20:09 | ID: 441264
Chyba za mocno odbiegliśmy od tematu wątku....
6 marca 2011 21:20 | ID: 441406
To się nazywa klauzulą sumienia i każdy powinien mieć prawo z niej korzystać
Z całej twojej wypowiedzi wynika jedno : aptekarz miał prawo odmowić, bo jest katolikiem i jesli ktos jest katolikiem to może powolac się na klauzule i wtedy może wszystko.
jest to (pośrednie) usprawiedliwianie łamania prawa polskiego, a jako prawnik powinienes wiedziec ze jeśli usprawiedliwiamy czyjes łamanie prawa, to dajemy ciche przyzwolenie na to.
Podczas gdy twoja odpowiedx jako prawnika powinna być jedna - nie miał prawa.
6 marca 2011 22:27 | ID: 441483
1. Mam nadzieję, że także farmaceuci będą mogli korzystać z tzw. klauzuli sumienia. Dzisiaj wg mnie mają prawo moralne - by odmówić.
2. Jeśli prowadzę aptekę - jasne, nie sprowadzam takich środków (zwłaszcza antykoncepcji "po"). Choć to nie rozwiązuje wszystkiego (środki o zastosowaniu także leczniczym). Potrzebne byłoby pytanie klientki, na jaką dolegliwość środki zostały przepisane, nie jest to proste.
3. Jeśli jestem pracownikiem czyjejś apteki - nie powinno być problemu z tym, że daną receptę zrealizuje ktoś inny. To nie lek pierwszej, pilnej potrzeby, ratujący życie, wymagajacy realizacji natychmiast. Skoro pracodawca akceptuje to, że zatrudnia katolika - to raczej jasne jest, że katolik świętuje nie tylko Boże Narodzenie czy Wielkanoc, ale także przyjmuje określony system wartości. Chyba że problemem jest to, że pracownik jest katolikiem.
4. Pierwszy raz spotykam się z ultrakatolicyzmem ale niech będzie.
Dla mnie KK to droga do Zbawienia, droga do Boga i jednocześnie miejsce przebywa z Nim, spotykania Go, dotykania, doświadczania.
Czy nie dostrzegam braków, wad KK jako wspólnoty? Ależ dostrzegam - chyba na każdej płaszczyźnie: od rodziny (która jest Domowym Kościołem), po moją wspólnotę, inne wspólnoty, ruchy, parafię, diecezję... Ja jestem słaba - tak jak inni. Czy mam wpływ na to, jak wygląda KK? Tak. Może nie taki, jak bym chciała (i dobrze) - ale mam.
To temat rzeka - ale zmiany zaczynam od siebie, mojego stosunku do rodziny, przyjaciół, młodzieży, którą formuje w ramach wspólnoty religijnej, od troski o litrugię Mszy św., wspierania poszczególnych osób ze wspólnoty i spoza niej. Zmiany zaczynam od relacji ja- Pan Bóg i mojej wierności Jemu.
Pewnie, że wiele jeszcze pracy przede mną - ale ja, jako część KK, jestem odpowiedzialna za to, co wokół mnie - także modlitewnie. Mamy takie wspólnoty, parafie - za jakie się modlimy i o jakie się staramy. Wszystko wymaga wysiłku i czasu.
Pomijając statystyki - definicja Kościoła (a więc przynależności do Chrystusa) jest bardzo szeroka to Bóg pierwszy wybiera człowieka.
Ewangelizacja i nowe formy? Nie ma dnia, bym się nad tym nie zastanawiała ewengelizowałam już na dyskotece, koncertach, plaży, w szkole, akademiku, w pubach, w Internecie ...- wszędzie tam, gdzie jest drugi człowiek, potrzebna jest ewangelizacja. Dla mnie ważne jest przede wszystkim to, że z drugim człowiekiem jestem - przecież nie zmuszę go do niczego. Ale jestem - by Pan Bóg miał się kim posłużyć, by mógł przeze mnie kochać.
A że idzie to powoli...
Ewangelizacja to zadanie dla każdego z nas - nie tylko dla katolików. Człowiek ma też sferę duchową - współczesny świat daje mu często chaos i pustkę, samotność.
6 marca 2011 22:46 | ID: 441502
Uważam, że temat religii, to nie jest dobry temat. Każdy wierzy w Boga na swój sposób i ma konkretny plan jak w tej wierze pozostać. Z doświadczenia wiem, że nie warto kłócić się kto ma rację, kto jest bardziej wierzący i religjny. Z reguły konczy się to źle, wymiana ostrych zdań. Byłam kiedyś świadkiem takij rozmowy. Szczerze bałam się odezwać, zeby nie zostać posądzoną, że nie wierzę albo za malo, bo miałam innepoglądy na dany temat. Dlatego każdy wg własnego sumienia powinien postępować i już.
A jeżeli nie chciala sprzedać, to są przecież inne apteki, tylko nie chcialabym slyszzeć komentarzy na ten temat od takiej pani. Ja uważam, że takie środki są potrzebne, bo gdyby zdarzyła mi się wpadka, i nie mogłabym z różnych przycyn wychowywać tego dzieka, nie wiem czy mogłabym odda je do adopcji. Moje własne ddziecko, które nosiłam pod sercem i z którym nawiązałam juz więź. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. A tak nie musiałabym narażać kolejnego dziecka na biedę. A niewiadomo co ten świat nam jeszcze przyniesie.
Nie chcę nikogo negować, ale takie jest moje zdanie. A pani w aptece mogła taka informację wywiesić, żeby nie stwarzać takich sytuacji jkie wydarzyły.
Nie masz konta? Zaloguj się, aby tworzyć nowe wątki i dyskutować na forum.