:D
Dzieci nie mogą wchodzić innym na głowę i narzucać swoich zasad. To mniejszość dziecięca, jako ludzkość zadomawiająca się ma się dostosować do większości, nie na odwrót. To mniejszość dziecięca ma zamieszkać w domku na odludziu lub na wsi, jeśli chce sobie krzyczeć. Nie może być tak, że dzieci, dopiero zadomawiające się w nowym świecie, narzucają swoje zasady. Dzieci (za pośrednictwem rodziców swych) mają te zasady przyjąć. I nikogo w klatki zamykać nie trzeba. Uważam że jeśli rodzice decydują się na dziecko, to biorą odpowiedzialność za jego wychowanie i mają obowiązek prowadzić je tak, by nie naruszało gwarantowanej konstytucyjnie nietykalności ludzkiej.
Pragnę dodać, że problem nie kończy się pod blokiem. Można się z nim spotkać także na mieście czy w sklepie. Czy w związku z tym, ludzie chcący w ciszy, miło przejść się przez miasto, mają z tego rezygnować, bo istnieje duża obawa, że natrafią na rozwydrzone dziecko? Czy mają nie chodzić do sklepów, bo mogą tam spotkać rozwydrzone dziecko? Przecież to jest męka, kiedy zmęczony pracą człowiek wraca do domu i nie może odpocząć, bo za oknem dziecięce krzyki. Jeśli chcą krzyczeć, proszę bardzo - w swoich domach, na odludziu, w dźwiękoszczelnych pomieszczeniach. Jeśli ktoś chce by jego dziecko krzyczało, niech zapewni swemu dziecku ku temu warunki, a nie porywa się z motyką na słońce.
Pragnę też oznajmić, że nikogo nie obrażam. Moje porównania są całkowicie zasadne. Dźwięki meczących kuz czy świń w chlewie, są dźwiękami bardzo podobnymi do tych, które słyszę za oknem. To rodzice pozwalają swym dzieciom, by te zachowywały się jak zwierzęta. To rodzice poniżają swe własne dzieci.