Mama w pracy i po pracy oraz...synKategorie: Rodzicielstwo Liczba wpisów: 107, liczba wizyt: 266014 |
Nadesłane przez: castilla dnia 02-02-2011 10:03
...nie wiem dlaczego, ale...
Jakoś chyba wolę wypowiadać się na blogu niż na forum. Mam takie wrażenie (być może mylne), że część wypowiedzi jest tylko po to by "nabijać" posty. Robić tzw. "tłum", ale z tego nic nie wynika.
Są osoby, których wypowiedzi lubię czytać, mam odczucia pozytywne lub nie, ale coś do dyskusji wnoszą.
Niektóre...ot,tak oby...Aby nie być gołosłowną to stwierdzam, że część moich wypowiedzi też może komuś się wydać nijaka - niektóre pewnie takie są - jednak za każdym razem przynajmniej staram się wnieść coś do dyskusji i dlatego, trudno mi dać tych wypowiedzi zbyt wiele, z prozaicznego powodu, że im ich więcej tym bardziej są miałkie i tym bardziej się w gąszczu innych rozmywają. Ot, takie moje krótkie dygresje na dziś...
Nadesłane przez: castilla dnia 01-02-2011 10:58
...no proszę! Dziś widzę mój cytat na stronie głownej "Familie" Dziękuję za uznanie! Widocznie komuś się spodobał - nie jest jakoś specjalnie odkrywczy, ot zwyczajne stwierdzonko, no...ale to przeciez te zwyczajne rzeczy często stają się "niezwyczajne". To prawda...
Właściwie nigdy nie myślałam, że będę mieć synka, a teraz...nie wyobrażam sobie życia bez niego.
Nie byłam z tych mam, kobiet, które mocno starały się o dziecko, patrząc w metrykę, momentami zdawało mi się , że to "już po ptakach". A tu tak...może dlatego, że nie do konca planowane, ale i nie specjalnie zapobiegane :) Tak widocznie musiało być i...dobrze, że tak jest. Widocznie jeśli sami nie jesteśmy zbyt mądrzy, to pewne rzeczy dzieją się jakby poza nami. No i dobrze. Bo jakby tak wszystko zaplanować, to wielu rzeczy by w ogóle nie było i życie po prostu byłoby nudne i przewidywalne. A w tych niespodziankach - miłych i niemiłych również - cały urok!
Nadesłane przez: castilla dnia 31-01-2011 09:25
...tak! Jak u większości tu osob, do nas też zawitała kolęda. Ksiądz młody, nowa parafia, a więc wpadł i...wypadł. Ku rozczarowaniu Miłoszka, który myślał, że ten pan "w sukience" przyszedł się z nim bawić :)
Dobrze, ze przynajmniej ksiądz zwrócił na niego uwagę, co wcale nie było takie oczywiste, patrząc na doświadczenia innych dzieci. Jak ksiądz wychodził, to Miłosz od razu w krzyk, bo on bardzo nie lubi jak ktoś wychodzi:) Jak przychodzą moje koleżanki, to najpierw się wstydzi, obserwuje z rezerwą zanim zacznie się bawić. Ale potem to nie chce, aby ktoś się z nim rozstawał, taki towarzyski jest ten mały... A najważniejsze, ze nie boi się ludzi...