Wiecie moje drogie, przyznam Wam się szczerze, że mój mąż to leń patentowany. Nie chce mu się golić, a kiedy mu to wypominam, twierdzi, że prawdziwy mężczyzna nie może walczyć z naturą, a tak właściwie, to on lubi "swoją małą Italię na twarzy"- włochy. Ale jedną z jego zalet lubię najbardziej- naprawdę dobrze śpiewa.
Śpiewał przy akompaniamencie mojej podchmielonej mamy, która przybrała na swych urodzinach pozę szczęśliwej 50-latki, śpiewał z ojcem, kiedy opijali narodziny naszego synka, podobno nawet, gdy rodziłam, nucił, żeby się uspokoić. Się. Nie mnie. Lekarze byli pod wrażeniem.
Jednak muszę Wam się na niego poskarżyć- niemal w ogóle nie zajmuje się naszym synkiem. To ja go przewijam, kołyszę, znów przewijam i śpiewam do snu. (Demoniczny śmiech). Gdybym w przypływie emocji mogła wykrzyczeć złotej rybce jedno życzenie (pozostałe dwa zostawię na potem), z dziką satysfakcją wypuściłabym z płuc głośne:
"NIECH GOLĄĆ SIĘ ZAŚPIEWA KOŁYSANKĘ ADAMKOWI I NIECH NIE PRZESTAJE, DOPÓKI MAŁY NIE ZAŚNIE!!!" Jej, marzę o tym, by posłuchać jego pięknego głosu, którym sprawnie manipuluje, by uzyskać efekt głosu Taty Misia, a ja w tym czasie zupełnie na spokojnie biorę kąpiel, układam włosy, robię makijaż... W końcu mały nie daje tak łatwo za wygraną. Niechby śpiewał i śpiewał, byłabym najszczęśliwsza, mogłabym jeszcze poćwiczyć aerobik do jego głosu i napisać o tym wydarzeniu jakiś patetyczny utwór.
"Aaaa- kotki dwa, szaro-bure obydwa. Pani zła, boso szła, gładką skórę nóg miała. Tatuś Miś, dobry był, golił się i częściej mył. Pan miś spał, lecz nie sam, dobre chwile w łóżku miał. Gładka twarz, Philips wie, że co złe, to skończy się. Śpij już śpij, nie budź się, bo twój tata goli się. Jak wstaniesz, będzie noc, tato zrzuci z twarzy koc. Sweter swój, małpi gaj, mama zrobi obiad nam. Gładka też, dobrze wie, że co złe, to skończy się..."
No więc widzicie same... To jest właśnie moja wymarzona piosenka, którą mój ukochany mógłby śpiewać przy goleniu i golić się troszkę częściej... PHILIPS- czas na resztę "złotych" życzeń.