Kiedy mama była w ciąży z moim braciszkiem, życie upływało nam jak w bajce! Gdy tylko się budziłam, biegłam do jej łóżka i razem się wygłupiałyśmy i śmiałyśmy, potem mycie, ubieranie i śniadanie, by po nim szybko posprzątać i pójść się pobawić na podwórko. Czasem wychodziłyśmy na dalekie spacery (aż mnie chwilami bolały nóżki, bo przecież nie mam jeszcze nawet 3 latek), na których mama pokazywała mi mnóstwo ciekawych rzeczy. Po powrocie jadłam obiadek (mama tylko troszkę mi pomagała!) i szłam się bawić do mojego pokoiku, a mama odkurzała i ogarynała mieszkanie. Potem był czas na drzemkę - tzn. spałam tylko ja, bo mama wtedy chyba odpoczywała (nie wiem czym się tak męczyła, ale czasem po przebudzeniu widziałam, że leży na kanapie i czyta książkę... a może ona po prostu lubi książki?). Niewiele później do domu wracał tata i całą rodzinką bawiliśmy się, tańczyliśmy i radośnie spędzaliśmy czas.
Gdy urodził się mój braciszek, niby wiele się nie zmieniło, tylko mama chyba była coraz bardziej zmęczona. Z biegiem czasu, gdy Daruś zaczął raczkować, mama zaczęła przykładać jeszcze większą uwagę do odkurzania - tym bardziej, że Sonia zostawia wszędzie sierść, a Daruś okazał się alergikiem (tak przynajmniej mówi mama, bo ja nie za bardzo wiem co to znaczy). No i może przez to mama tak się męczyła - teraz zajmowała się nie tylko mną, ale też moim małym braciszkiem. A do tego gotowanie, sprzątanie... Tata po południu starał się jej pomagać, ale po pracy też często wracał zmęczony. Podobno u dorosłych tak to już jest. Dawaliśmy jednak radę! Ważne, że mama była całe dnie z nami - pomimo zmęczenia zawsze uśmiechnięta, chętna do zabawy, poczytania nam książek, pośpiewania piosenek.
Chciałoby się powiedzieć "chwilo trwaj!", ale niestety... Nadeszły dla nas smutne czasy. Mama powiedziała, że musi wrócić do pracy. Jakto? Przecież to pracy chodzi już tata! Mama nie może wychodzić na tak długo! Będziemy tęsknić! Niestety, pomimo moich i Darka sprzeciwów (no może jego nie za dużych, bo on jeszcze nie umie mówić), mama pewnego dnia rano wyjechała i wróciła dopiero wieczorem. To wszystko przez to, że musi daleko dojeżdżać do pracy. Czekaliśmy więc na nią z utęsknieniem każdego popołudnia. Wracała jednak na tyle późno, że na zabawę zostawało niewiele czasu. Pocieszałam się, że po południu będzie jednak w domu tata, no i że zostaną nam całe weekendy na zabawę (dobre i to!). I to był mój błąd. Z racji, że mamy nie było tyle czasu w domu, tata po pracy nie miał już tyle czasu na zabawę - musiał poodkurzać, ogarnąć mieszkanie i przygotować coś do jedzenia. A weekendy? W weekendy mama nadrabiała zaległości w sprzątaniu (bo przecież ona sprząta najdokładniej! - tak przynajmniej sama sobie wmawia) i robiła wielkie zakupy. Odliczając nasze drzemki, czasu na zabawę znów było mało (bo mama sprzątała zawsze rano, po naszym przebudzeniu, a przed wyjściem do pracy, bo nie chciała nam przeszkadzać w spaniu).
Robiło się coraz smutniej. Myśmy coraz bardziej tęsknili, a mama była coraz bardziej zapracowana i zmęczona. Aż pewnego dnia coś się zmieniło. Do naszego domu wprowadził się nowy gość.
- Co to jest? - zapytałam, gdy mama wyjęła przybysza z pudełka.
- to iRobot Roomba 780 - odpowiedziała mama. - on sprawi, że znów będę miała dla Was więcej czasu!
- a dlaczego wybrałaś taki odkurzacz? przecież jeden już mamy!
- bo to magiczny odkurzacz! On sprząta sam - i podłogę i dywany! Do tego wciągnie sierść naszego psiaka. No i ma filtr hepa, dzięki któremu kurz i wszystkie zanieczyszczenia zostaną w środku, a nie wyfruną. Może dzięki temu nasz Daruś będzie zdrowszy - i nie trzeba będzie już tyle biegać po lekarzach.
- no ciekawe - pomyślałam, ale nie pozostało mi nic innego jak poczekać i zobaczyć jak się wszystko potoczy.
Okazało się, że mama ustaliła z tatą pewien plan. Tata wracając z pracy robił codzienne zakupy, obiady na kolejny dzień rodzice zaczęli gotować, gdy my już spaliśmy, a nasz nowy przyjaciel? Hmm... to najlepsze, co mogło się nam przydażyć!
Dzięki niemu po powrocie do domu tata, a potem też mama aż do pójścia spać bawili się z nami, bo iRobot sprzątał po cichu zanim jeszcze rano wstaniemy z łóżek. Do tego w weekendy, gdy wychodziliśmy razem na spacer - nasz iRobot sam odkurzał! Wcale a wcale nie trzeba było go pilnować, bo zawsze jest bardzo grzeczy i wszystko dokładnie posprząta. A co więcej -Daruś przestał kichać! A to było chyba coś z tą alergią... W każdym razie mama mówi, że nasz nowy pan porządnicki jest na tyle dokładny, że Daruś czuje się lepiej!
Dodatkowo iRobot prawie nie zajmuje miejsca - stary odkurzacz był duży i głośny, mama spędzała wiele czasu odkurzając mieszkanie, a i tak gdzieniegdzie zostawała sierść Soni. Teraz w miejscu starego odkurzacza mama postawiła piękny kwietnik, w domu jest czysto, pachnie świeżością, Darek jest zdrowszy, a my wszyscy szczęśliwsi. Niby takie małe urządzenie, a tyle nam dało.
Dawniej mama sprzątała, a teraz możemy być po prostu razem! Bawić się, śmiać i skakać pod niebo! Bo mama zawsze nam powtarza, że jesteśmy jej szczęściem i najlepszym, co się jej w życiu przydażyło. Tak! My - tata, Daruś i ja. Uwielbiam jak tak mówi... i wtedy tuli nas tak mocno :)
A co mama robi gdy w weekend śpimy (bo w tygodniu nadal jest w pracy)? Dalej czyta książkę, ale to nie zawsze... czasem też tańczy z tatą, rozmawiają i śmieją się - zupełnie jak dzieci! Chyba są teraz szczęśliwsi. Wszyscy jesteśmy.
Karolinka