Najlepsze w byciu mamą jest uczucie spełnienia i dumy, że coś w naszym życiu wyszło bez skazy, mankamentów, wad. Gdy pierwszy raz widzimy na lekarskim ekranie malutkie serduszko bijące tuż pod naszym sercem, gdy jego bicie wydaje się być najpiękniejszą melodią świata. Później pojawia się uczucie tak silne i bezwarunkowe jak tylko możemy sobie wyobrazić. Miłość, której nic nie jest w stanie zabić, umniejszyć, przewartościować. I zaczynasz w tym maleństwie widzieć siebie sprzed wielu lat, widzisz podobne minki, podobne gesty, taki sam rodzaj śmiechu, upartość, zawziętość lub nieśmiałość i skromność.
Oglądasz zdjęcia, przykładasz je obok siebie i czujesz każdym centymetrem, że to Twoja krew, Twoje ciało, część Ciebie. Dopóki nie usłyszysz pierwszego „mamo” masz wrażenie, że wszystko już widziałaś i czułaś, że pierwsze zakochanie, pierwszy raz złamane serce i pierwsze usłyszane bicie serduszka były tymi WIELKIMI wydarzeniami, wtedy pojawia się pierwsze „mamo” i czujesz, że przebiło wszystko co do tej pory widziałaś i czułaś. Kiedy w miłość partnerską wkradają się rutyna, codzienność i obowiązki a Ty ubierasz sukienkę i nie jesteś przekonana o swojej urodzie, wdzięku i kobiecości, Twoja mała córeczka patrzy na Ciebie z zachwytem mówiąc „mamo jesteś taka piękna i masz najpiękniejszą sukienkę” zaczynasz to dostrzegać, bo nawet najsłodsze komplementy nie są w stanie wygrać ze szczerością dziecka.
Gdy słyszysz pierwszą piosenkę o sobie i dostajesz pierwszą laurkę czujesz się taka ważna i wielka, jedyna i wyjątkowa dla tego maleństwa, które nie widzi poza Tobą świata. Dziecko popełnia pierwsze błędy, przychodzą pierwsze rozczarowania a Ty nadal kochasz bardziej i bardziej, aż do utraty tchu. Co jest najpiękniejsze w byciu mamą? Uczucie, że nasze kroki, decyzje, czyny przyczyniły się do stworzenia czegoś tak pięknego, niewinnego, nieskazitelnego jak nowy człowiek. Pewność, że nasze serca nie są kamieniami, bryłami lodu, że tkwią w nas tak ludzkie emocje i wielkie pokłady miłości. Duma, że oto ja zwariowana kobietka, potykająca się o własne nogi na prostym chodniku, która regularnie raz w miesiącu mówiła sobie „do niczego się nie nadajesz” sprawiła, że małe ziarenko wykiełkowało, podrosło, puściło pąki, zakwitło po to by kiedyś w przyszłości czuć to co Ty teraz.