Droga Redakcjo!
Cudownie blisko
Najlepsze w byciu mama jest bliskość.
Ja , o rety, wyhodowałam sobie rodzinę przytulasków!. Potrzeba bliskości była i jest u nas czymś naturalnym i lubianym podobnie jak głaskanie, przelotne całusy, wszystko spontaniczne i na miarę potrzeb! Przytulanie poprawia nam samopoczucie, dodaje pewności siebie i jest to nasz magiczny antydepresant. Sama zawsze borykałam się z brakiem akceptacji. Starałam się być idealna z obawy, że jeśli okażę słabość, kogoś zawiodę, zranię. Zatraciłam się w tym. Miałam wrażenie, że wszystko robię wbrew sobie, ale lekceważyłam wewnętrzny głos podpowiadający, by to zmienić. Wiele lat zajęło mi zaakceptowanie swoich wad i zalet. Nie było łatwo. Z lekkim niepokojem patrzyłam też jak zmienia się moje ciało szczególnie w czasie ciąży. Nagie jest piękne, choć wtedy to było inne piękno. Widziałam w lustrze siebie w pełnej krasie: lśniące włosy, gładka cera, pełne piersi, ale też paseczki rozstępów na okazałym brzuszku, ślady cellulitu na udach i pełniejsze biodra. Jednak zgadzałam się na wszystko, bo wiedziałam, co dostanę w zamian. Polubiłam też malowanie się. Lubię patrzeć jak moja twarz zmienia się dzięki kilku sprytnym trikom i po latach doświadczeń. Niedawno zobaczyłam pierwsze siwe włosy. Na początku spanikowałam, bo zwiastują zmiany. Jednak skoro siwe włosy to oznaka dojrzałości i swojej świadomości, to czy jest się czego wstydzić?!Dziś lubię siebie, mimo iż daleko mi do modelki, mam kurze łapki i wszystkie swoje lęki. I co!? Świat się nie zawalił, za to moje życie stało się o wiele prostsze. Wolę być trochę okrąglejsza, niż zamęczać się dietami. Chudsza, ale wściekła z głodu na pewno nie będę szczęśliwsza. Chcę się cieszyć chwilą, kochać i być kochaną. Zmiana nastawienia mi pomogła. Dziś jestem szczęśliwa. Mogę powiedzieć, że w końcu lubię siebie. A to wszystko dzięki także mężowi, który w pełni mnie akceptuje niezależnie od rozmiaru. Największą przyjemność sprawia mi właśnie dotyk. Nie waham się rozbierać przy nastrojowym świetle. Działamy na siebie mijając się, kokietujemy, muskamy. Po przeczytaniu pytania konkursowego uświadomiłam sobie, ile dobra wniosło to w nasze relacje i jak zaowocowało w dalszym życiu. Moje córki są już pełnoletnimi, dorosłymi kobietami, obie w związkach, a mimo to często, gdy wracają z zajęć na uczelni czy pracy wchodzą do kuchni i wtulają się w swoją mamę, czyli mnie, mąż też potrafi upomnieć się o swoje. Zwariowana, ale kochająca się rodzina! Do tego dochodzi wielki pies, teoretycznie ugryzie, a przez notoryczne przytulanie i głaskanie wychowany na łagodnego misia pacyfistę. Miłość, przyjaźń, szacunek, zaufanie i poczucie bliskości-to wypracowało zwykłe, trwające kilkanaście lat przytulanie. Wychodzi na to, że nieświadomie stosowałam cudowną metodę wychowawczą. Przytulajcie się bo warto!