,, - Mamo, naprawdę nie musiałaś...Kto to wszystko zje..."- mówiłam ze wzruszeniem w głosie, kiedy patrzyłam jak mama wyjmuje z torby słoiki z moimi ulubionymi potrawami...Kopytka, bigos, pierogi z mięsem, pierogi z jagodami, mamina szarlotka a nawet kartoflanka...Mama wzruszyła tylko ramionami. ,, - Oj, zjecie zjecie..."-odparła i sięgnęła po kolejne słoiki. ,,- A to coś specjalnie dla ciebie..."-zwróciła się do Poli.,, - Gdy Twoja mama miała tyle lat co ty, uwielbiała tą marmoladę"...,,-Mamo, a co to jest marmolada?"-zapytała Pola. Jej zdziwienie trochę mnie rozbawiło. ,,-Moje dziecko nie wie co to marmolada...Kiedyś marmolada była prawdziwym rarytasem...Znało ją każde dziecko...A teraz.."-zamyśliłam się. Popatrzyłam na mamę krzątającą się w kuchni. Wyglądała tak samo, jak wtedy gdy przygotowywała posiłki dla całej naszej rodziny...Nasza kuchnia pachniała wanilią i gałką muszkatołową, którą mama namiętnie dodawała do każdej chyba potrawy. Te dwa zapachy chyba już zawsze będą mi się kojarzyć z domem, rodzinną atmosferą i...mamą...
Chyba najbardziej zawsze smakowały mi kopytka ze skwarkami...Może dlatego, że przy ich robieniu zawsze rozmawiałyśmy z mamą o trapiących nas zmartwieniach...Kopytka więc za każdym razem smakowyły inaczej...Zamiast skwarków okraszane były łzami pierwszych niespoełnionych miłości, kłótni z koleżnkami, pierwszego pocałunku z chłopakiem...Ale były też i radości...Pierwsza randka, niewinne zauroczenie czy piątka z kalsówki...Nasze kopytka smakowały naprawdę wyjątkowo...
Jest jeszcze jeden smak i zapach o którym zawsze bedę pamiętać...Cudowny, niepowtarzalny smak gorącego pieczonego w przydomowym piecu ciemnego chleba z kontrastującym białym cukrem...W niedzielne popołudnia siadaliśmy wszyscy na progu przed domem i z pajdą chleba z cukrem w ręku opowiadaliśmy sobie o swooich marzeniach...Do dziś nic nie jest w stanie tego zastąpić. I choć próbowałam odtworzyć go już wielokrotnie to nigdy mi się to potem nie udało...