16 listopada 2010 13:51 | ID: 329083
28 listopada 2010 16:27 | ID: 338865
28 listopada 2010 17:23 | ID: 338923
28 listopada 2010 18:14 | ID: 338970
28 listopada 2010 18:15 | ID: 338972
28 listopada 2010 18:49 | ID: 339010
28 listopada 2010 20:21 | ID: 339104
28 listopada 2010 23:48 | ID: 339264
29 listopada 2010 08:57 | ID: 339356
29 listopada 2010 09:14 | ID: 339376
Moim sposobem na jesienną chandrę jest obecność kogoś kochanego czyli mojego męża i synka. Kiedy nastają te „pochmurne dni” wspólnie spędzamy czas na zabawach z synkiem .Kamilek bardzo się cieszy kiedy rodzice go przytulają i układają razem z nim domki z klocków. Obecnie spodziewam się bliźniaków (2 chłopców)i wspólnie tatuś z synkiem wsłuchują się w brzuszek jak kopią „przyszli piłkarze” .
A poza tym kiedy mi jest smutno (mężuś z synkiem śpią)lubię wykonywać prace plastyczno- techniczne np. „malowanie na szkle, robienie różyczek z krepiny lub też kartki okolicznościowe ręcznie wykonywane”.
No i kolejny sposób na jesienno chandrę to „maraton po galeriach” czyli to co kobiety uwielbiają .Niestety przy „cienkim portfelu” zakupy są ograniczone ale jak się głębiej poszuka to się znajdzie jakiś „grosik” na małe co nieco.
29 listopada 2010 09:26 | ID: 339387
CHANDRA....hmmmmm, te słowo obco mi brzmi, jednak gdy już nadejdzie swoimi wielkimi krokami w ten jesienny dżdżysty dzień, wtedy najlepszym sposobem jest zapewnić sobie całkowity relaks w ciepłym małym drewnianym domku, który sauna się zwie. A następnie kąpiel w prądach morskich zgromadzonych w małym zbiorniczku wodnym inaczej jacuzzi. Zawsze coś dla ducha i ciała. Te dwa składniki najlepiej się uzupełniają w takie dni. Lampka wina, zapach słonecznych wakacji zamknietych w nutkach olejku piwonii i bliskość kochającego mężczyzny.
29 listopada 2010 12:50 | ID: 339619
29 listopada 2010 12:55 | ID: 339632
29 listopada 2010 12:58 | ID: 339637
29 listopada 2010 13:19 | ID: 339663
Za oknem mokro i szaro. Ot! Szkocko po prostu. Siedzę otulona kocem, z parującym kubkiem malinowej herbaty, nastrój nie najlepszy. I nagle wibruje komórka, to sms od mojej przyjaciółki Ani "znalazlam boskie SPA, jedziesz ze mną i bez dyskusji". W jednej chwili znika pochmurne szkockie "zaokno". Dzwonię do Ani, a ona z entuzjazmem opowiada mi o miejscu, w które pojedziemy, w Beskid Niski, do drewnianej chaty tuż przy strumieniu.
Jest zima. Biała. Przed domem jutowy worek wypełniony sianem - do zjeżdżania z pobliskiej górki - to atrakcja wieczorna, tuż przed kieliszkiem wina w cieple kuchennego pieca. Dzień zaczynamy od filiżanki gorącej kawy z kardamonem. Leniwie przeglądamy gazety.
Siedzimy w milutkich szlafrokach, z kapturem i frotte, w wełnianych skarpetach zrobionych przez moją babcię. Po kawie czas na maseczki. Potrzebujemy mikrorozkurczenia i wygładzenia. Algi na całe ciało, zawijamy się w cieplutkie koce, w tle pobrzmiewa Możdżer. Ach! Włosy! Wyciąg z łupin włoskiego orzecha będzie najlepszy. Oddajemy się błogiemu lenistwu.
Po południu ja rąbię drewno, Ania zaś grzeje wodę, w której zamoczę moje zmarznięte stopy. Potem zasłużony masaż i zabieg parafinowy dla wspomnianych dłoni i stóp. W naszej chatce coraz cieplej - drewniana niczym nie ustępuje fińskiej saunie. Pachnie lawendą i ciszą. I jest pięknie...
29 listopada 2010 13:25 | ID: 339674
29 listopada 2010 14:58 | ID: 339786
29 listopada 2010 15:07 | ID: 339794
29 listopada 2010 18:00 | ID: 339920
29 listopada 2010 18:55 | ID: 339986
29 listopada 2010 19:19 | ID: 340022
Nie masz konta? Zaloguj się, aby tworzyć nowe wątki i dyskutować na forum.