No to się gorąco zrobiło...
Czytając wszystkie posty zauważyłam, że gorąca dyskusja zasłoniła istotę sprawy i trochę się pokręciło, bo:
1. Czy finansując/nie finansując zmieni się coś w polityce? w kolejkach do lekarza?
czy finansując odbieramy szansę ratunku dla najbardziej chorych? czy nie finansując ratujemy? co ma piernik do wiatraka?
2. Czy mówiąc o ratowaniu życia nieradzonych nie pomijamy ratowania kobiet/rodzin? Ratowania przed depresją, rozpadem rodziny? Ratowaniem ich godnego życia.
3. Czy in vitro nie jest ostatecznością? czy uważacie, że bezpłodne rodziny marzą o tej metodzie- a może nie mają już innych możliwości?
4. Czy powinniśmy i mamy prawo, aby selekcjonować co się komu należy a co komu nie?
Leczenie alkoholizmu a stosowanie metody in vitro?
Może powinniśmy szukać jednak tych oszczędności gdzie indziej?