On,Ona i dzieciakiKategorie: Żyj chwilą, Rodzicielstwo Liczba wpisów: 108, liczba wizyt: 250895 |
Nadesłane przez: malenstwo_1986 dnia 17-10-2011 18:47
Dzis oprocz wizyty w dziekanacie, bylismy z dziumdzia u lekarza, diagnoza po badaniu dziecko zdrowe ale za tydzien dopieor do przedszkola:)...jupi nareszcie po 3 tygodniach przeziebienia i 2 tygodniowym utajonym wyleganiu sie zapaleniu oskrzeli mozna w koncu z dzieckiem wyjsc na dwor a tak 3 tygodnie musialysmy siedziec w domu...
tak wiec w okolicach 14:00 poszlysmy sobie na niemaly spacerek do zeszlo nam sie na dworzu a z 2 godzinki i tak sobie zrobilysmy mega wielgachne koleczko wokol osiedla naszego,zahaczylysmy jeszcze plac zabaw na ktorym dziumdzia pobawila sie - obiecalam ze pojdziemy...po pworocie do domciu rozebralysmy sie, ugrzalysmy, mloda polatala troszke....poprosila o kapiel wiec byl szybki prysznic i do lozka, posciel tez swiezo wywietrzona - za to uwielbiam jesien,ze ma takie rzeskie powietrze na ktorym mozna wywietrzyc zarazki z poscieli i mieni sie pieknymi kolorami - na spacerku zebralysmy pare listkow roznokolorowych:), po kapieli szybka kolacja i dziecka w ciagu 10 minut nie bylo po bajce na dobranoc...bedzie miala w koncu blogi i zdrowy sen:)...
Nie powiem bo mnie to swieze powietrze "zabilo" a poza tym piekne sloneczko, lekki wiaterek i czas spedzony beztrosko z dzieckiem, jej usmiech na twarzy spowodowal we mnie chwilowy przyplyw optymizmu i zmienil samopoczucie, ktore ostatnio bylo nienajlepsze i takie dni za te piekne chwile kocham najbardziej:)...
Nadesłane przez: malenstwo_1986 dnia 17-10-2011 13:08
...podlamana ostatnimi zdarzeniami i moja nieszczesna magisterka, pozstanowilam ze po weekendzie napadne dziekanat i pojde do dziekana spokojnie porozmawiac na temat mojej sytuacji, jak powiedzialam tak zrobilam...rano wstalismy, bez sniadania, ubralismy sie, zapakowalismy do auta i wuryszylismy z misja do dziekanatu - autem to fajnie szybko 10 minut i czlowiek jest na miejscu, no i cieplutko:)...tata zostal w aucie z dzieckiem a ja polecialam jak z procy, wpadam do dziekanatu dowiaduje sie czy dziekan przedluzyl termin skladania pracy, uslyszalam pozytywna odpowiedz do 24 pazdziernika mam czas ale majac w swiadomosci powage sytuacji zalozylam wszystkie mozliwosci i pytam gdzie i kiedy pan dziekan przyjmuje. Pani w dziekanacie mowi, ze dzis jest u siebie w pokoju 11 mysle sobie druga dobra opcja moja:) lece do niego do pokoju grzecznie pukam do drziw i slysze..."prosze"
...wchodze i mowie jak wyglada sytuacja powiedzial ze ze wzgledu na moj stan przedluzyl mi do poniedzialku ale to ostateczne przedluzenie i wiecej mi nie przedluzy, pozniej moge pisac podanie juz tylko o poprawe semestru ale bez roznic programowych wiec jest dobrze i niedobrze...a na temat promotora sie nie wypowiadal ale powiedzial,ze wie ze ta osoba ma takie podejscie do kobiet ciazy no i zebym probowala go przekonac, zebym sie bronila teraz - tak czy siak zycie na niepewnym gruncie przestalo byc niepewne i przynajmniej wiem, n czym stoje i co mam robic a co ma byc to bedzie:)...no i sprawdza sie to ze nie ma jak szczera rozmowa w otwarte karty...a dwa gdyby ktos mi powiedzial, ze cale studia zlaicze bez porpawki jakiegokolwiek egzmainu i kolowkium a przez seminarium polegne nie uwierzylabym i wysmiala taka osobe ale zycie po raz kolejny pokazalo co innego i znow nabralam do niego wielkiej pokory i dystansu:)...
...w czawrtek nastpi moj sad ostateczny i zobaczymy jak beda wygladaly moje szanse, ale ze Polak madry po szkodzie to moglam sie bronic w czerwcu ale bedac pewna ze nie moze byc gorzej przyjelam opcje lajtowa obrony na wrzesien na spokojnie a tu takie hocki klocki wyszly ech...
Nadesłane przez: malenstwo_1986 dnia 15-10-2011 11:40
Jakos tak dziwnie ostatnio, chandra jesienna chyba wszystkim daje sie we znaki...ostatnie dwa miesiace mnie dobily a mialo byc inaczej - obrona oddala sie ode mnie zamiast przyblizac, powoli oswajam sie z mysla ze byc moze tzreba bedzie poprawiac semestr bo przeciez wszystkiemu jestem ja winna a nie wykladowcy, winna zamieszania o ktorego stanie dowiedzialam sie tak naprawde miesiac temu i musialam to sama wszystko odkrecac, winna tego ze jestem w ciazy i w takim stanie teraz chce sie bronic - jak powtarza moj pan promotor "jest pani sama sobie winna takiej sytuacji" , odnosze wrazenie tez ze przez tego czlowieka cofam sie w rozwoju " no jest lepiej ale nie tak jakbym ja chcial" ostatnio uslyszalam z jego ust...kwestia druga codziennie wstaje niewyspana i chodze spiaca caly dzien, maluch wyssysa ze mnie juz tez resztki sil - tylko bym spala i spala:) a moze to po prostu koncowka ciazy bo za niecale 2 miesiace powiekszy nam sie rodzinka.
Z wyprawka dla malucha zwlekam ale chyba czas najwyzszy zaczac ja kompletowac bo nie chcialabym tfu, tfu zaczac rodzic wczesniej i zeby okazlao sie ze nie mam nic dla malucha...ostatnio tez powrocily skurcze w lydkach oj bardzo nieprzyjemne uczucie, oj bardzo ale magnez pomaga:)...
Budze sie codziennie rano ale jakas taka bez energii, bez wiary i checi do czegokolwiek, to nie ja! nastepuje stan nie wytrzymywania samej ze soba i wspolczuje najblizszym w moim otoczeniu bo to oznacza ze do I sniegu bede nieznosnia;/, a mialo byc tak pieknie...z tym, ze pieknie nie jest...nie wiem moze mam jakas kare za moje niedobre zachowanie, ze ostatnio tyle problemow sie pojawilo...
Po prostu nie mam sily - potrzebuje dobrej i szybkiej ladowarki zeby doladowac baterie:(...dobrze, ze chociaz maz jest wyrozumialy, nie krzyczy, jest cierpliwy i mnie wspiera inaczej byloby kiepsko w takich chwilach wiem, ze mam bliska osobe na ktora moge liczyc i ktora pomoze mi sie pozbierac no sa tez bardzo bliscy znajomi i mi tez dziekuje z calego serca...i wiecie co? przyslowie prawdziwych przyjaciol poznaje sie w biedze w 100% sprawdza sie, dziekuje tej osobie:)