Zwyczajne życieKategorie: Rodzicielstwo Liczba wpisów: 47, liczba wizyt: 89952 |
Nadesłane przez: oaza dnia 25-12-2010 13:58
Po wczorajszym, z lekka wariackim dniu, dziś błogie lenistwo. nie będę udawała, że ten stan mi nie odpowiada, bo odpowiada, jak najbardziej. Jedzenia w bród, jedynie podgrzewać co nie co trzeba.
Umówieni byliśmy do rodziców na 16:00, więc z domu wyszliśmy w granicach w pół do czwartej. Droga koszmarna. Nie posiadamy czterech kółek, więc musiały wystarczyć nasze nogi i sanki dla Matusia. I chwała Bogu, ze zdecydowaliśmy się je kupić, bo nie wyobrażam sobie przekopywać się przez te muldy śniegu spacerówką. A sanki kupiliśmy z pchaczem i uważam, ze to świetny pomysł.
Ja je pchałam, bo M. niósł prezenty.
Siedliśmy wszyscy do stołu w dobrych humorach, prezenty już leżały pod choinką. zdążyłam zerknąć, że moje pudełko jest najmniejsze...Zżerała mnie ciekawość co tez w nim jest, no ale najpierw kolacja. Wszyscy się obżarliśmy (uważam, że inne słowo byłoby za delikatne) oprócz mojego synka, który podczas całej wieczerzy zjadł... dwie kromki suchego chleba. I za nic w świecie nie chciał nic innego.
Czas otwierania prezentów...Obserwowałam M., bo dostał ode mnie sweter, a wiem, ze jest bardzo wybredny. na szczęście widać było, ze bardzo mu się podobał, bo minę miał zadowoloną i sweter założył od razu.
Przyszła kolej na rodziców. Dostali piżamy (na ich wyraźne życzenie), a od nas jako niespodzianka misiowate szlafroki. Miny mieli zaskoczone i zachwycone...Super widok. Mati wszystkim pomagał otwierać prezenty (bo zdzieranie papieru to największa frajda), a jak otworzył swój to najbardziej był zachwycony...jajkiem niespodzianką, które wszamał od razu Poza tym dostał duży zestaw klocków i auto od dziadków.
Usatysfakcjonowana zadowolonym minami obdarowanych wreszcie i ja otworzyła swój prezent a tam... nowy zapach Gucci Guilty w przepięknej butelce. Zapach odjazdowy! W życiu nie dostałam tak trafionego prezentu!
To był jeden z najbardziej udanych wigilijnych wieczorów w moim życiu. Zakłócił go jeden nieprzyjemny dla mnie incydent. W drodze powrotnej pośliznęłam się i poleciałam do tyłu. Na szczęście do końca próbowałam utrzymać równowagę, więc o ziemię uderzyłam z niewielkiej wysokości. Jednak serce mi stanęło z nerwów i M. tez się zdenerwował. Cały czas wsłuchuję się w swój organizm. Jednak nic mnie nie boli i nie mam żadnego siniaka. Ruchy dzidzi nadal czuję, więc mam nadzieję, że na strachu tylko się skończyło.
A dziś totalne lenistwo. Chłopaki śpią, a ja na Familie sobie buszuję :)
Nadesłane przez: oaza dnia 22-12-2010 21:30
Powracam do pisania. W sumie nawet nie jestem pewna czemu przerwałam, czemu usunęłam konto na Familie...Już nie pamiętam. Cóż, było, minęło.
W pracy - urwanie głowy. Jazda jak w sezonie. Myślę, że jeszcze jutro i znowu będzie spokój, ale tyły mam, które będę musiała jak najszybciej nadrobić.
Maluch w brzuszku to wiercipięta o zapędach piłkarskich, bo nieraz oberwałam solidnego kopniaka. Jednak nadal nie znam płci, bo zdjęcie z USG z 13 tc, to jednak za wcześnie, żeby potwierdzić na 100%, że to chłopak. Tym samym nadal jesteśmy w stanie nieświadomości.
Usiłuję Małemu wytłumaczyć, że w brzuszku rośnie dzidzia, że będzie miał braciszka albo siostrzyczkę, ale on patrzy na mnie tymi niebieskimi ślepiątkami i widać, że ni w ząb nie pojmuje o co mi chodzi. Cóż, przekona się naocznie w końcówce kwietnia.
Jako, że M. dziś w trasie, to z Małym została moja mama. Po powrocie z pracy moje dziecko na mój widok krzyknęło "Mama ne" Ups! Czyżbym coś zrobiła nie tak?...byłam niemile zaskoczona przyznam szczerze. Weszłam do kuchni grzać zupę, a Mati dalej był przytulony do babci, do momentu kiedy zeszłam mu z pola widzenia. Wtedy jak burza wpadł do kuchni i wyciągnął rączki, ze chce "opa" i rozpłakał się jak nie chciałam go podnieść. Mimo, że staram się jak najrzadziej brać go na ręce, to jednak wymiękłam. Podniosłam synka, który się do mnie przykleił.
Ale czemu na mój widok było "Mama ne" pozostanie dla mnie zagadką...