Zwyczajne życieKategorie: Rodzicielstwo Liczba wpisów: 47, liczba wizyt: 89962 |
Nadesłane przez: oaza dnia 27-02-2011 21:31
Oczywiście mam na myśli imię :) Od momentu kiedy lekarz stwierdził, a potem potwierdził, że będzie dziewczynka, "molestuję" mojego M. o imię. Aleksandra wzbudziła ostry sprzeciw praktycznie wszystkich, więc moją drugą propozycją jest Wiktoria. Rodzince się podoba, ale M. znowu kręci nosem, żeby inne imię poszukać. Tylko jakie? On nie wie...i tak od kilku tygodni. Dziś się wkurzyłam i powiedziałam, że zostaję przy Wiktorii (jak ma inną propozycję to proszę bardzo, ale z tego co wiem to nie ma). Chwilę milczał po czym zapytał: Ale pisana przez W, a nie przez V? Oczywiście i nawet pisana przez "k" a nie "c". Rozbawił mnie tym...Także szansa na pozostanie przy tym imieniu wzrasta.
Byliśmy też na zakupach (na szczęście M. nie ścieło tak z nóg jak mnie choróbsko. Jest jedynie osłabiony, ale funkcjonuje w miarę normalnie). Oczywiście jak to M. jak czegos nie wymyśli, to nie jest sobą. Staliśmy już przy kasie, kiedy przypomniało mi się, że nie kupiliśmy Maggi. Zaproponował, że jak zapłacimy to on się wróci. Tak też zrobił. Czekam z małym i czekam i czekam...po czym telefon z informacją, ża magi nie ma...To co jest? Przyprawa w płynie do zup i sosów - usłyszłam w odpowiedzi. Nie sposób sie nie roześmiać. To weź kochanie ta przyprawę - powiedziałam rozbawiona. Dobrze, ze chociaż, nie do końca pewien, zaproponował alternatywę :))
Nadesłane przez: oaza dnia 26-02-2011 21:58
Przedwczoraj Mati zaczał wymiotować. cokolwiek zjadł od razu sie tego pozbył. Mało tego, nie było nawet mowy o nawodnieniu go, bo absolutnie nie chciał nic pić. I tak całe popołudnie i wieczór. zmierzylismy temperaturę: 37,6, więc nie ma co panikować. Jak nic w niego nie wmuszalismy to szalał. w życiu bym sie nie domyśliła, że mu coś dolega.
Wczoraj rano juz spokojnie zjadł kanapkę i dorwał sie do butelki wody...Pił i pił i pił. Czas późniejszy pokazał, że juz było po wszystkim. Niestety, mnie zaczeło mulić...kilka godzin było mi niewyraźnie, a potem się zaczęło...Masakra jakaś i też nie było mowy o wypiciu czegokolwiek, bo zaraz lądowałam w obięciach klozetu...Około 24:00 poczułam pragnienie i tak, przez całą noc, małymi łyczkami nawadniałam się, ale o jedzeniu nadal nie było mowy. Rano góra zamieniła się z dołem i z kolei nie mogłam wstać na zbyt długo z tronu...suchy chleb i woda. to moje dzisiejsze posiłki. Po południu skończyły sie randki z kibelkiem, ale za to rozbolał mnie żołądek (wcześniej paradoksalnie nie bolał) i znowu męka...Oszaleć idzie.
Żeby było "weselej" po południu M. zameldował, ze się źle czuje i absolutnie nie ma ochoty na żadne jedzenie, bo mu niedobrze...On przynajmniej moze podratować sie jakimiś medykamentami, bo jak poszedł do apteki po cos dla mnie, to nie było chętnych żeby cos polecić dla kobiety w ciąży :(
Nadesłane przez: oaza dnia 23-02-2011 23:22
Dzisiaj kupilismy farbę! Zieloną. Jasno zieloną dla uściślenia. Tym samym zrobilismy pierwszy krok w kierunku zmian w naszym życiu, ale najbardziej to w życiu Mateuszka. Przygotowujemy dla niego pokoik. Dywanik z uliczkami też juz zamówiony na allegro i może nawet jutro do nas dotrze.
Jednym słowem przyszedł czas, żeby Matusia przeprowadzić "na swoje". Nie wyobrażam sobie tego, bo przecież ponad dwa lata spał z nami. Nie wiem jak on to przyjmie, jak sie będzie zachowywał, jak długo przyzwyczajał? Z drugiej strony ja, mama, która pewnie kilka razy w nocy bedę ganiać i sprawdzać czy wszystko jest w porządku. Mamy dwa miesiące aby Młody sie przyzwyczaił, bo potem czeka nas kolejna zmiana w życiu. Urodzi się malutka!
Oczywiście mam ogromne skoki nastroju od euforii i entuzjazmu po zmeczenie i zniechecenie czy sobie dam radę. Cały czas równiez myślę jak zachowa się Mati, czy bardzo bedzie zazdrosny? Czeka go wiele zmian. my dorośli wiemy co sie dzieje, a on pewnie bedzie bardzo zdezorientowany i zaniepokojony. Tym tez sie martwię. Żeby nie pomyslał, ze mama zajeta dzidzią przestała go kochać, bo na pewno mniej czasu mu poświęcę z wiadomych względów.
Zmiany jednak są nieuniknione i musimy sie do nich dostosować. Tylko czemu mi jest tak trudno?