I dziś Michaś znów pojechał na wakacyjną wycieczkę. Tym razem do Lichenia. Dzieli nas od niego około 60 km:)
Pamiętam Licheń jeszcze z dzieciństwa. Jeździłam do niego z babcią. Piękne to były wyprawy. Zawsze trzeba było wrócić z wodą święconą, którą potem stawiało się na stole podczas kolędy.
Stary park, w środku kościół z obrazem świętym. Wtedy było tak mało komercji.
Teraz Licheń dzieli się na część starą i nową. Stara część to ta z moich wspomnień. Nowa to teren obsadzony drzewkami i krzewami, z alejkami na końcu których widac monumentalną bazylikę.
Bazylika lśni w słońcu. Dojeżdżając do Lichenia widać jej kopułę już z z daleka.
Czasem zastanawiam się, czy warto stawiać takie dowody wiary? Czy większym dowodem nie byłaby bezpośrednia pomoc ludziom? Nie wiem. Nie mnie to rozstrzygać. Fakt jest faktem bazylika jest piękna. Warto tam pojechać i zobaczyć.
I nasi goście dziś ja zobaczą. Ciekawa jestem ich wrażeń. Bo dla mnie Licheń to wspomnienia. Ciekawe jak odbierają to miejsce ludzie z ta okolicą nie związani:)
Dla mnie i mojego męża jest to miejsce szczególne.
Także dlatego, ze rok przed śmiercią taty Roberta byliśmy w Licheniu we czwórkę:) Było to 3 lata temu. Mój teść zmarł bowiem miesiąc po narodzinach Michasia...
Zobaczcie sami:
http://www.lichen.pl/
Zamknij