Opublikowany przez: Isiunia
Kasia to drobna kobieta. Jasne włosy, niebieskie oczy, piegowaty nosek. Nikt by jej nie dał 35 lat! Kiedy idzie ulicą ze swoją 18-letnią córką Sylwią – wygląda jak jej starsza siostra, nie jak mama.
Kasia nosi w sobie straszną historię. Minęło już wiele lat, minęła już rozpacz i złość. I dziś, kiedy patrzy na swoją córkę, jest dumna ze swoich wyborów. Oto historia Kasi…
„Nieśmiała dziewczyna z małej wioski – to ja. Byłam jedynaczką, ale rodzice nie rozpieszczali mnie zbytnio. Dużo pracy w gospodarstwie, hardy tata, który wiecznie miał pretensję do mamy, że ta nie dała mu synów. A mama po urodzeniu mnie, miała komplikacje i już nie była w stanie urodzić następnego dziecka…
Kiedy przychodziło lato, cała nasza wioska tętniła życiem. Okoliczne pole namiotowe, jeziora, ośrodki wypoczynkowe niedaleko. Koło wiejskiego sklepu zawsze zatrzymywało się wiele dobrych samochodów, warszawskie rejestracje i zagraniczne. Moje koleżanki wyciągały mnie pod ten sklep. Śmiały się i podrywały panów, którzy skrzynkami wnosili piwo do bagażników. Panowie żartowali, odjeżdżali. To była letnia atrakcja. A kiedy nadchodziła sobota, chodziłyśmy 4 kilometry do wioski obok na dyskotekę. Najpierw przez kilka dni musiałam wyprosić u rodziców pozwolenie. Udawało się. Koleżanki przychodziły po mnie i szłyśmy razem, skrótami przez łąki. Z zapasowymi butami w torebkach.
Pamiętam, że na tę jedną dyskotekę nie miałam ochoty iść w ogóle. Nie czułam się dobrze, byłam zmęczona po sianokosach, a do tego ta awaria wody w domu. Koleżanki przyszły jak zwykle w sobotę o 20. Nie byłam gotowa. Popędzały mnie, do wioski ostatnio zjechali nowi letnicy, nowi chłopcy, weseli i przystojni, na pewno będzie super zabawa. Wyszłyśmy.
Nigdy nie ubierałam się wyzywająco, byłam skromną dziewczyną. Odstawałam ubiorem od moich koleżanek, które zwykle żartowały z moich jeansów i koszulek ciemnych - jako obowiązkowe moje dyskotekowe ubranie. Było mi wygodnie, czułam się dobrze, a rodzice nie mieli pretensji, kiedy tak wychodziłam domu.
Sierpniowa sobota, pełne lato, ciepło wieczora. Wiele ludzi, tłumy przy wejściu do dyskoteki, tłumy w środku. Moje koleżanki szybko nawiązały znajomość z nowymi chłopcami. Siedzieliśmy za budynkiem dyskoteki, żartowaliśmy. Piłyśmy colę, oni piwo. Moje koleżanki siadały im na kolanach, znajomość się rozwijała. Nie wzbudzałam takiego zainteresowania u płci przeciwnej, jak one, ale miło mi się rozmawiało z nowymi kolegami. Wśród nich był jeden, Michał. Podobny do mnie – skromny, spokojny. Już nie pamiętam skąd przyjechał. Odeszliśmy trochę od grupki, rozmawialiśmy. Od czasu do czasu wchodziliśmy do budynku i tańczyliśmy. Żadne przytulańce, tak po prostu obok siebie. Już świtało, więc zaczęłam szukać moich koleżanek, by wrócić do domu. Odnalazłam je w uściskach z chłopakami i już wiadomo było, że raczej nie mają ochoty na powrót właśnie teraz.
Michał zaoferował się, że mnie odprowadzi. Zgodziłam się, ale postanowiłam, ze pójdziemy nie skrótem, a drogą asfaltową. Wydawała się bezpieczniejsza. Potem bardzo tego żałowałam…
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
87.206.*.* 2016.08.15 22:41
Ale świnia z tego Michała...
92.201.*.* 2015.09.19 11:29
nie wiem, po co ta historia zostala opisana, czy jest prawdziwa, ale autorce polecam dopisanie, dlaczego Michal nie ratowal kolezanki, kiedy sie ocknal - moze go nie bylo, bo po prostu uciekl????
91.240.*.* 2014.09.25 00:50
Jestem facetem, i jest mi wstyd za innych facetów szarpią reputacje tym dobrym. Mam dziewczynę i to nie pierwsza ale z każdą obchodziłem się jak z dama.. bo szacunek do drugiej osoby to podstawa.. mimo że pochodzę z miasta to ze wsi mam wiele koleżanek porządnych i mnie to właśnie boli ze mieszczuchy bez mózgu w tak perfidny sposób wykorzystują kobiety.
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.