Rozstałam się pół roku temu, z mężczyzną z którym byłam 5lat...
I muszę przyznać, że nie była to moja samodzielna decyzja, a podjęta pod wpływem presji ze strony moich bliskich, decyzja którą okupiłam tygodniami łez, smutku i depresji...
Cóź, z tym chłopakiem spotykalam sie przez cale liceum. Potem, gdy wyjechalam na studia uzgodniliśmy, że za rok, po maturze, on przyjedzie do mnie, znajdzie prace i moze tez zacznie studia. Wszystko było wspaniale, ja zakochana i szczesliwa, czekałam na niego przez prawie 3 lata.
Moi rodzice (i rodzina) od poczatku nie akceptowali tego zwiazku, wciaz zwracali mi uwage na jego wady (byl bardzo zazdrosny, często nie potrafil zachowac sie w towarzystwie czy przy stole, byl maminsynkiem - "nikt nie gotował tak, dobrze jak jego mama", ledwo zdal mature, nie ma pracy).
Ale był też dla mnie czuły, kochany i troskliwy (czego moi rodzice już nie zauważali) i mimo, że czasami się kłociliśmy, w większości czułam się przy nim szczęśliwa i bezpieczna.
Ja nie potrafiłam żyć z presją ze strony swoich rodziców, bolało mnie to, że nie akceptują mojego partnera i mówią o nim źle, że z nim nic dobrego mnie w życiu nie czeka. Dlatego rozstawałam się z nim kilka razy, bo przerastała mnie coraz bardziej napieta sytacja w domu i wrogość najbliższych (od których jestem jeszcze zależna choćby finansowo (studiuje), i tez w jakimś stopniu emocjonalnie, czulam wtedy ze "mam obowiazek" liczyc sie z ich zdaniem i robic to czego ode mnie oczekuja, skoro tyle dla mnie robia i moge studiowac).
Mój partner mieszkał na wsi, jego tata ma problemy z alkoholem, finansowo tez nie najlepiej; W dodatku on doszedł do wnisoku, ze jednak nie wyjedzie stamtad, bo musi zadbac o dom. Rozumiałam ze martwi sie o najblizszych i ma trudna sytacje w domu, ale nie moglam zrozumiec tego ze nie che znalezc innego rozwiazania - poszukac pracy w miescie, w ktorym ja studiuje i wracac do domu np. na weekendy ( w naszych rodzinnych okolicach z praca jest bardzo ciezko i nadal jej nie znalazl.). Poza tym doglądać domu mógł jego brat, który mieszkał w tej samej miescowości i liczna rodzina - kuzynowie itd. , wiec nie musiał być na miejscu 24 na dobe:(
Jednak on tego nie chciał, więc się rozstawaliśmy; ja strasznie tęskniłam i nie potrafiłam być bez niego, zawsze wracałam i prosiłam go, o to żebyśmy spróbowali jeszcze raz. Ostatecznie nawet obiecałam, że po studiach wrócę dla niego do naszej miejscowości i że będziemy normalnie żyć tak jak on chce, byłam w stanie podporządkować mu całe swoje życie. Bardzo go kochałam i on podobno mnie też.
A jednak z nim zerwałam. Dlaczego?
1. Ciągła i coraz większa presja ze strony rodziców; słowa "wolę umrzeć niż patrzeć jak marnujesz sobie z nim życie" albo "jeśli z nim będziesz moja noga nigdy u was nie postanie" - na prawdę zapadają w pamięć :( a ja czułam się bardzo zle i sama przeciwko wszystkim i nie dałam sobie z tym rady (mój facet był 300km dalej, zwiazek na odleglosc)
2. Zaczelam sie glebiej zastanawiac nad tym jakie zycie czeka mnie z moim partnerem? Czy moi bliscy nie maja racji? Bez pracy, akceptacji innch, brakiem prespektyw na lepsze... Ja zaczelam obnizac swoje oczekiwania i plany byle tylko z nim byc:( kochalam go strasznie mocno i byłam gotowa dla niego na wszystko...Ale czy sama milosc wystarczy?
3. Pojawił się ktoś, kto się mną zaintersował i nie odpuszczał, mimo że wiedział, że jestem w związku. Ktoś kto powtarzał mi, że jestem świetną dziewczyną, zabiegał o mnie... I dał mi do myślenia, czy przypadkiem nie układałam sobie życia na siłe?
Poczułam, że daję od siebie wiecej, niz otrzymuje w zamian. Bylo mi zle, bo z jednej strony kochałam mojego partnera, a z drugiej chciałam czegos wiecej niz on mogl mi dac, chciałam pewnosci i stabilizacji.
Ostatecznie rozstałam się z moim partnerem; on w końcu chciał dla mnie przyjechac do Wawy, ale ja... odmowilam (zaproponowal to w smsie, nie przyjechal do mnie, nie zadzwonil, nie stanal w dzwiach mojego mieszkania...:( a ja bałam się, ze znow nam nie wyjdzie i tylko sie zranimy, znow bedzie hustawka emocji,a ja nie mialam sily na walke o nas przeciwko calemu swiatu:(
Po miesiącu on znalazl sobie nowa dziewczyne i umiescil zdjecie z nia na swoim profilu... Zabolalo mnie to mocno...:( Ja spotykalam sie z facetami tylko na stopie kolezenskiej. Do tej pory nie zwiazalam sie z nikim innym, ale mam nadzieje ze niedlugo poznam kogos i to sie zmieni,
To smutne, ze pomimo wielkiej milosci i uczucia, czasami ludziom nie wychodzi:( z tysiaca powodow... trudno mi teraz komus zaufac... zwlaszcza ze na widok mojego bylego serce bije mi mocniej... Nie mam z nim kontaktu. Moze to i lepiej, bo pomimo tego, ze minelo juz pol roku uczucia we mnie sa wciaz zywe i gleboko skrywane.
Nie wiem czy, gdy kogos poznam i gdy sie w koncu z kims zwiaze, mysli o poprzednim parnterze uleca. Czy wciaz to tamten bedzie na dnie mojego serca?
Czas pokaze.