Raz jechałam pociągiem z 8-miesięczniakiem na cycku, z rodziną, mieliśmy zarezerwowany cały przedział (miejscówki) dla siebie, podróż 8-godzinna. Pech chciał, że "nasz" wagon się zepsuł i podstawili inny, bezprzedziałowy. Idę do konduktora i mówię, że karmię piersią i w tym bezprzedziałowym to tak nie teges, i czy by nie mieli jakiegoś bardziej intymnego miejsca. Konduktor kazał nam zająć miejsca w bezprzedziałowym i obiecał, że poszuka innego miejsca. No to czekamy, międzyczasie młodzież zgłodniała, zrobiła się niespokojna, marudna, a tu wagon bezprzedziałowy, wszyscy słyszą te płacze i jęki, więc "wywaliłam cyca" i zaczęłam karmić. Na to przychodzi konduktor i dawaj mi się tłumaczyć, że przykro mi, że nie ma miejsca, że mogę do nich do przedziału służbowego iść nakarmić w razie potrzeby., a służbowy mogę znaleźć tam i siam. A ja mu na to, że "przepraszam, ale w tym momencie karmię" - bidok nawet nie zauważył, buraka walnął i mało się pod ziemię nie zapadł, bo dobre kilkadziesiąt sekund mi się tłumaczył i gestykulował, nim zdołałam dojść do słowa ;) Zabawna sytuacja :)
Bo to takie "wywalanie cycka" jest, że nic nie widać, że główka dziecka zasłania, a to co najbardziej intymne, czyli brodawka, siedzi w ustach maluszka.Nawet bez pieluszki druga osoba może się nie skapnąć, co się robi.
Wywalanie całego biustu wszem i wobec mnie nie gorszy, ale dziwi - po co, skoro można skromniej ;)
Dla mnie osobiście karmienie publiczne to zawsze była "ostateczność" - mimo starań tak wypadało, że musiałam nakarmić. Parę razy zaledwie, na przestrzeni 3 lat.