29 czerwca 2011 18:02 | ID: 574006
Mój mąż chce (albo wie, że nie ma wyboru:P) być przy porodzie. Jeżeli miałby nie dać rady, po prostu wyjdzie.
Wiem, że tylko przy nim będe się mogła uspokoić i zrelaskować. A dla niego to też będzie niesamowite uczucie - patrzeć jak na świat przychodzi jego pierworodny.
Ale jak będzie - wyjdzie w praniu.
29 czerwca 2011 19:25 | ID: 574031
Moj maz byl przy porodzie i jestem z niego dumna bo cala ciaze mowil ze nie bedzie. A jednak byl. I to jest dla kobiety takie wsparcie jak mezczyzna jest przy kobiecie. Nie wyobrazam sobie aby go nie bylo
4 lipca 2011 00:38 | ID: 578230
RODZIŁAM Z MĘŻEM troche pomagał i denerwował norma w tym stanie gdy poszedł na śniadanie zaczełam rodzić wezwali GO urodziłam w ciągu 15 minut może i nawet dzięki niemu póżniej mnie uspali bo był problem z łożyskiem, Mąż siedział z małą na korytarzu był potrzebny przydał się ogulnie super było
4 lipca 2011 12:53 | ID: 578625
Mój mąż też był ze mną przy porodzie i nie wyobrażam sobie, że mogło być inaczej. Podczas skurczu masował plecy i w ogóle liczyło się to że był...
27 sierpnia 2011 09:15 | ID: 621251
nie wyobrażam sobię aby nie było mojego męża wtedy ze mną. to dla mnie oczywiste i naturalne że On musi być ze mną i że chce :)
27 sierpnia 2011 09:27 | ID: 621256
Mój mąż był ze mną przy porodzie i jestem z niego bardzo dumna....na początku ciąży kiedy zadałam mu pytanie "czy chce być przy mnie" - bo wyszłam z założenia, że nie mogę go do tego zmusić, to musiała być jego decyzja - mówił że nie wie, że nie jest pewien....ale zdecydował się i mówi że nie żałuje. Na początku skakaliśmy razem na piłce...było to długie 5 godzin, aż go ręcę bolały...w przerwach masował mi krzyż...a w II fazie porodu trzymał mnie za rękę i pomagał swoją obecnością...nie dałabym rady bez niego...nie chcę opisywać co bidulek przeżył, ponieważ mój poród był bardzo ciężki ale powiedział że przy kolejnym dzidziusiu też będzie i mi pomoże...Facet chyba nie do końca zdaje sobie sprawę co to znaczy rodzić, póki tego nie "przeżyje" razem z nami...uważam że jeżeli jest taka możliwość to jak najbardziej każdy mąż czy partner powinien z tego skorzystać.
27 sierpnia 2011 10:07 | ID: 621279
Ja zakładałam jak byłam w ciąży, że mój mąż nie będzie do końca przy porodzie. Na ten najbardziej 'krwawy' moemnt wyjdzię. Założenia, założeniami a w końcu wyszło, że był ze mną cały czas. Miałam dość ciężki poród i szczerze mówiąc nie wiem czy dałabym radę bez męża. Bardzo mi pomogło jego trzymanie za rękę, podtrzymywanie głowy podczas parcia i przypominanie o oddychaniu między skurczami (bo niestety byłam taka zmęczona już, że odpływałam). Mąż przeżył to wszystko, nie ma żadnego urazy (bynajmniej tak mówi) i ogólnie cieszy się, że mógł mi pomóc.
27 sierpnia 2011 13:51 | ID: 621409
Moj maz byl ze mna przy pierwszym porodzie...a co robil i czym pomagal w bolu?...tym ze po prostu byl,cieprliwie sluchal mojego jeczenia,marudzenia,bluznienia etc.trzymal za reke,dajac mi cos w rodzaju pileczki antystresowej,byl grzeczny jak trusia. Siedzial tka do momentu jak sie okazalo ze nie moge rodzic naturalnie i grzecznie czekal jak urodze za sciana. A przy drugim porodzie rowniez planujemy razem rodzic i jest to nasz swiadoma,wspolnie przmeyslana decyzja.
27 sierpnia 2011 19:06 | ID: 621568
Moge z duma napisac , ze bylem przy urodzeniu moich synow. Zona mnie co prawda nie " zmuszala " do tego i tylko raz to nadmienila ale jak bym nie byl przy niej to moze by mi to w jakis sposob " przypomniala ". Balem sie , ze zemdleje bo niestety ale przy pobieraniu krwi jest mi zawsze slabo ale chyba te zdenerwowanie dalo mi sily zeby wytrzymac. Do dzisiaj to pamietam i nigdy w moim zyciu nie zapomne i jestem dumny ze to zrobilem. Polecam to znajomym ale taka decyzja musi byc dobrowolna i zmuszanie moze niepozytywny skutek miec. Nie potepiam nikogo co tego przezyc nie chce i uwazam , ze to nie jest jednoznaczne z brakiem uczucia wobec swojej partnerki czy brakiem radosci z narodzin dziecka.
27 sierpnia 2011 22:21 | ID: 621679
Mój też z nami był i nie wyobrazam sobie zeby go tam zabrakło, dbał o wszytko, rozmawial z lekarzami, wspierał mnie, trzymał za rękę, pomagał pod prysznicem, oczywiście przeciął pępowinę i razem powitaliśmy Hanie na swiecie
Nie masz konta? Zaloguj się, aby tworzyć nowe wątki i dyskutować na forum.