Pożegnałam się na czas wakacji z moją małą - obóz, wyjazd z mamą, tatą. Wreszcie będzie z nimi. Ja będę tęsknić.
Od kilku lat zajmuję się dziećmi - i ich samotność jest czymś, co chyba najbardziej mnie dotyka, porusza. Samotność dzieci w pokojach pełnych drogich zabawek, markowych ubrań. Tęsknota za rodzicem pochłoniętym pracą, ważnymi sprawami. Żebranie płaczem i krzykiem o chwilę uwagi, zainteresowania, rozmowy.
Wędrówka dziecka z zajęć w szkole na zajęcia dodatkowe - balet, basen, lekcja gry na skrzypcach...
Przestawianie dziecka jak mebel - od rodzica do rodzica, bo przecież każde ma prawo do szczęścia i ułożenia sobie życia tak, jak chce.
I gdy wieczorami jestem z takim dzieckiem, ono płacze, bo mama miała wrócić już dawno, trzyma więc w ręku zwiędnięte już stokrotki, zebrane dla niej - zastanawiam się, co tak naprawdę jest ważne.
I zastanawiam się, jakie problemy pojawią się za kilka lat, może nawet za rok, gdy dziecko z własną samotnością sobie przestanie już radzić.
Samotność boli nie tylko dziecko - ostatnio często spotykam tych, którzy na nią narzekają, cierpią. Samotność w związku i bez niego, samotność wśród ludzi. Skracamy dystans wirtualny, telefoniczny - realnie ciężko jest się spotkać. Sama łapię się na tym, że rozmawiam przez komunikatory z osobami mieszkającymi kilka ulic dalej...bo "nie ma czasu" inaczej. Łapię się na tym i jest mi wstyd - dzwonię i umawiam się.
Gdy kilka ładnych lat temu mój kolega w noc moich osiemnastych urodzin popełnił samobójstwo, a potem próbowała koleżanka - nauczyłam się, że nie ma większego prezentu niż obecność. Jesteśmy sobie potrzebni jak tlen - realnie, siedząc obok, mówiąc lub milcząc, po prostu BĘDĄC.
Zamknij