Opublikowany przez: red_rose 2012-05-17 20:41:57
Witam serdecznie, wszystkie forumowiczki i czytelniczki. Postanowiłam napisać ten artykuł bo mam ochotę poprostu się wygadać... i może znaleźć też osobę, która ma historię podobną do mojej..
Jesteśmy ze Skarbem małżeństwem z dwuletnim stażem... a znamy się spoooro dłużej... W narzeczeństwie bałam się ciąży strasznie.. Bałam się przede wszystkim reakcji rodziny.
Po ślubie przez rok odkładaliśmy starania o dziecko głównie z przyczyn mojego zdrowia... Miałam delikatną anemię, byłam też pod kontrolą endokrynologa bo kilka lat wcześniej miałam mocną nadczynność.. Przez ten rok odwiedzałam też dentystę, zrobiłam usg piersi, wymaz na czystość szyjki, badania na toksoplazmoze, różyczke.
W związku z anemią lekarz wpadł na to, że być może wydalam żelazo z moczem tzn. nie przyswajam go. Tak więc zrobiłam badanie moczu, w którym wyszły jakieś bakterie. Lekarz od razu dał mi antybiotyk. Potem powtórka badania i znów baketria i znów antybiotyk...
Po kolejnym badaniu i kolejnej nowej bakterii poszłam do urologa, u którego popłakałam się jak bóbr... Po prostu pękłam, chciałam już zacząć starać się o dzidziusia a tu ciągle te bakterie !?? Skąd one się biorą!!
Dr wysłał mnie do innego większego laboratorium, by tam powtórzyć wyniki. Po tygodniu oczekiwania na wynik posiewu byłam przekonana że coś "wyhodowali" a okazało się, że w moim moczu NIC NIE MA, żadnej bakterii!!!. Po jakims czasie poszłam do lekarza rodzinnego, który
wcześniej zaaplikował mi 2 serie antybiotyków. Powiedziałam mu, że nie mam żadnych bakterii.
Okazało się, że po mnie miał jeszcze jednego pacjenta z bakteriami w moczu też wysłał go do innego laboratorium gdzie nie wykazało żadnych bakterii.. Powinnien zgłosić gdzies, że w tym
laboratorium mają brud i wszystkim wykazuje bakterie.. Mam nadzieję, że to zrobił.
Tak skończyła się moja batalia z "niby" bakteriami.. A ja po serii tych antybiotyków męczyłam się z
wyjałowieniem organizmu i zajadami w kącikach ust kolejne 3 miesiące - przez które znów nie mogłam starać się o dziecko..
Tak minął rok moich przygotowań do ciąży. Oczywiście w miedzyczasie odwiedzałam mojego ginekologa, który mówił mi że jestem zdrowa i mam nie walczyć z tymi bakteriami, bo one są wszędzie i bez bakterii człowiek też byłby chory. I miał rację...
W końcu nadszedł pierwszy miesiąc bez zabezpieczeń.. i niestety pierwsza miesiączka, potem druga, trzecia, czwarta i w końcu wybrałam się znów do ginekologa. Nie muszę chyba mówić, że przez ten czas starań zachowywałam się jakbym już była w ciąży, nie piłam alkoholu (zresztą nigdy nie piłam w jakichs dużych ilościach), unikałam dymu papierosowego (palacze w domu), nie farbowałam włosów, unikałam nawet APAPU, kiedy bolała mnnie głowa.
U ginekologa okazało się że mam polipa macicy... Gin stwierdził jednak, że mamy nadal starać się o dziecko i po 3 miesiącach przyjść na kontrolę i ewentualnie będziemy usuwać polipa... Chyba, że zajdę w ciąże wcześniej...
Tak więc zaczełam prowadzić obserwacje cyklu. Te 3 cykle były książkowe (faza wzrostu temp itd.). Mineły 3 cykle... W piątek przed samym okresem jeszcze się przeziębiłam. Poszłam do lekarza rodzinnego, stwierdził, że to może przerodzić się w grypę i dał mi antybiotyk - w razie gdyby w weekend mi się pogorszyło...
Antybiotyku nie wykupiłam, przeleżałam sobotę (w sobotę miałam już dostać okres) w niedziele z samego rana zrobiłam test i............. jest druga kreska... blada.. tak blada że obudziłam męża żeby popatrzył co widzi... jakaż to była piękna niedziela...!!!!
Kilka dni póżniej byłam już umowiona na wizytę do ginekologa, bo przecież miałam stwierdzić co z polipem... Tak więc porobiłam sobie badania, żeby iść do niego już z gotowymi wynikami. Mężusiowi też nie pozwalałam chwalić się nikomu tą nowiną - najpierw miał odebrać BHCG.
Z tym wynikiem też wiąże się mała anegdotka. Mąż dzwoni mówi, że odebrał wynik i mam 1,9... mówię mu "no to nie jestem w ciąży, bo wynik powinien być już ponad 2000..." . Zaczęłam już googlować co to może oznaczać.. dopiero po powrocie do domu patrze na wynik i okazało się, że to nie był przecinek tylko kropka czyli mam wynik 1.900!!! A więc ciąża..
Tydzień później wizyta u ginekologa, wszystko ok. Wizyta za miesiąc... Niestety wróciłam do niego już 3 dni później z lekkim plamieniem. Kazał się oszczędzać, L4 i duphaston... Po kilku dniach znów wizyta, jest dobrze... Słyszałam już cichutkie serduszko.. Te same zalecenia i kontrola za miesiąc...
Jakaż była radość w domu, w końcu mogliśmy wszystkim obwieścić dobrą nowinę... Teściowa nie dowierzała...płacz.. radość... szczęscie.. plany... Trwało to cały miesiąc, był to miesiąc objawów ciążowych, wymioty nudności, zapisałam się też na tutejsze forum mamusiek wrześniowych, wyszukiwałam w googlu co tydzień jak może wyglądać moja dzidzia tzn. oglądałam inne zdjęcia usg.. !!
Wyczytałam, że w 12. tygodniu ryzyko poronień spada do 1% i uspokoiłam się... Po miesiacu leżenia w domu nadeszła pora wizyty u ginekologa. Obowiązkowo z mężem. Badanie trwało krótko.
Lekarz nie miał wątpliwości.. Kazał poprosić meża do środka i powiedział nam coś czego się nie spodziewaliśmy.. Dzieciatko nie rozwinęło się od ostatniej wyzyty, a serduszko nie bije. Ten dzień był straszny... Okropny ból głowy od płaczu.. samotność.. Mąż z tego wszystkiego poszedł do pracy... Każdy bał się do mnie przyjść pocieszyć...
Na drugi dzień szpital, wywoływanie poronienia, zabieg i dom. Miałam mieć miesiąc wolnego... Ale po tygodniu wróciłam do pracy... Co dałby mi kolejny miesiąc w domu? Chyba tylko pogłębienie depresji...
Po pierwszej miesiączce kontrola. Wszystko ok, tylko lekkie zapalenie, więc gin dał mi jakieś czopki.. Miałam odczekać 3 cykle by znów móc się starać... Więc załeczęło się odliczanie. Niestety, druga miesiączka nie przyszła. Znów kontrola i znów pod górkę. Przyplątała się torbiel na jajniku po dwóch tygodniach zniknęła, ale okresu nadal nie było.. Więc dostałam duphaston na wywołanie miesiączki...
Poroniłam dokładnie 3 miesiące temu... Wg wcześniejszych zaleceń mogłabym już zacząć się starać ale niestety dzisiaj jestem znów w punkcie zero... Muszę czekać aż miną w końcu te trzy prawidłowe cykle. Myśle, że psychicznie jestem gotowa na ciążę. Szybki powrót do pracy pomógł. Chociaż teraz kiedy piszę łzy same płyną. Codziennie wieczorem, modlę się do mojego Aniołeczka... i mówię do męża, jaka duża byłaby nasza Dzidzia.. A mąż codziennie powtarza "zobaczysz, bedziemy mieli dzieci" ........
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Sonia 2014.02.05 14:21
Ileż czasem trzeba przejść...
Katia89 2013.01.09 18:32
Smutna historia. Ale też jestem zdania żebyś odpuściła trochę. Ja starałam się o dziecko przez ponad rok. Byłam zdrowa, partner też ale po prostu w ciąże nie mogłam zajść. Przestałam o tym myśleć. Po paru miesiącach okres się spóźniał, zrobiłam test i okazało się że zostane mamą. Teraz jestem w 4 mieiącu i wszystko jest dobrze. Czasami bywa tak że jak czegoś bardzo pragniemy los nam tego nie daje. Ale jeśli przyjdzie odpowiednia pora zostaniesz mamą. Życzę szczęścia i trzymam kciuki.
Nusia 2012.06.11 21:42
Się popłakałam, bo przypomniała mi się historia mamy mojego przyjaciela z którą spotkałam się w szpitalu... i urodziła w 26 tyg martwego aniołeczka... ;(
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.