Opublikowany przez: Kasia P. 2015-03-26 16:33:58
Jakie marzenie utkwiło Panu w pamięci?
Pamiętam jedno szczególne, bo zdążyliśmy w ostatniej chwili. Bartek miał 18 lat. Jego marzeniem było przelecieć się samolotem typu MIG-29. W jego sytuacji taki lot nie wchodził w rachubę, bo przeciążenia, bo jego stan zdrowia… Nie przeżył by tego najprawdopodobniej, ale zadzwoniłem do jednostki lotniczej w Mińsku Mazowieckim. Zareagowali natychmiast. Przyjechaliśmy. Bartek zasiadł za sterami helikoptera, samolotu, a na koniec w symulatorze lotu. Bartek był przeszczęśliwy. Kilka dni później zmarł.
Pamiętam też Pawła, który był wielkim fanem pokera. Mieszkał w Poznaniu. Zadzwoniłem do kasyna w Poznaniu i postawiliśmy mu rozgrywkę pokera. Nauczyliśmy go prawdziwego pokera. Wszystko się odbyło na próbę. Skończyliśmy wspólnym obiadem. Potem zostawiłem mu 500zł. Powiedziałem: „Paweł jutro jest Twój wieczór. Możesz dużo wygrać, możesz te pieniądze przegrać” (śmiech). (Cisza). Przegrał te pieniądze. Przegrał niestety życie…
Pamiętam też wspólne gotowanie. Karol Okrasa jeszcze wtedy nie był tak znany. Nie pamiętam imienia tego chłopca… Zawsze marzył o gotowaniu. Zadzwoniłem do Karola Okrasy. Gotowali wspólnie w Hotelu Bristol. Zdążyliśmy w ostatniej chwili. Chłopak miał oczy jak pięć złotych (śmiech).
Jesteśmy dalecy więc od bezmyślnego rozdawnictwa. Jestem temu przeciwny.
Mnóstwo wrażeń, skrajnych emocji…
One są zawsze pozytywne. Proszę mi wierzyć. Nawet w dramatycznych sytuacjach, jest strasznie dużo uśmiechu. (Cisza).
Byłem przy śmierci kilku dzieci. Byłem także na pogrzebach naszych pacjentów. Już na pogrzeby nie jeżdżę, bo to sprawiało, że na tydzień zamykałem się w domu. Proszę mi jednak wierzyć, że na oddziałach jest wielka radość. Zawsze tłumaczę naszym wolontariuszom, jaką otrzymają wielką nagrodę. Trzeba być trochę egoistą, uszczknąć coś dla siebie z całej tej sytuacji. Na takiej zasadzie, że zostawiasz na oddziale serce, a dostajesz pozytywną energię. Ta wymiana działa.
Co wyróżnia Fundację Spełnionych Marzeń?
Jesteśmy największą tego typu fundacją w Polsce. Mamy pod opieką 1/3 populacji chorych dzieci w Polsce. Jesteśmy już instytucją. Organizujemy projekty o zasięgu międzynarodowym. Dzieci z różnych państw przyjeżdżają do nas na Onko Olimpiadę.
Jedna z lekarek powiedziała kiedyś do mojej żony, że jesteśmy patologiczni. Tak. Ktoś wraca po śmierci dziecka i jeszcze robi coś dobrego. Jest rzesza naszych wolontariuszy, około 80 osób, którzy też robią z nami coś dobrego.
Istniejemy od 13 lat i pracujemy od rana do wieczora. Onko Olimpiada w zeszłym roku, eh, prawie nie mieszkałem w domu przez cztery dni, żeby wszystko mieć na oku. Skupiamy się jak Japończyk, który rodzi się ponoć po to, by udoskonalać to, co doskonałe. Tak pracujemy nad naszymi projektami.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.