Opublikowany przez: ULA 2013-10-23 12:19:24
Czy Sonia jako małe dziecko miała zabawki?
Miała, ale nie było tak, że jej kupowaliśmy. One do nas trafiały z innych rąk, bo ktoś przyniósł, ktoś wyrósł. Było ich dużo, ale jak wchodziło się do jej pokoju i wchodzi dziś, to choć widać ich ogrom, to na palcach jednej ręki można policzyć te, które jej kupiliśmy. To był towar przechodni i teraz też Sonia odkłada te, które ją już nie interesują, a ja przekazuję je dalej. Na pewno była fascynacja klockami lego, bo to są mądre zabawki, na pewno były gry planszowe, ale były też lalki Barbie i ja jej tego nie broniłam, wyznając zasadę, że wszystkiego trzeba doświadczyć.
W moim dzieciństwie największą frajdą były te zabawki, które robiło się samemu.
Swego czasu wydałam książkę „Czupury i inne zabawy z wyobraźnią”, w której znalazł się opis zabaw bez zabawek, czyli przepisy na to, jak się bawić bez zabawek, jak czerpać z tego przyjemność i jak takie zabawy konstruować, używając przedmiotów, jakie mamy w domu, czy to w kuchni, czy sypialni. Nasze pokolenie – kapsla, patyka i kamienia – bawiliśmy się na podwórku i ze wszystkiego mogliśmy coś sklecić. Książka pokazuje, że to jest możliwe i w dzisiejszych czasach. Niektóre rzeczy sentymentalnie sama sobie przypomniałam, jak np. „sekrety”, jakie się robiło w ogródku, nie wiem, czy to znasz?
Pewnie.
Nauczyłam moją córkę robić „sekret”, czyli wykopywałyśmy dziurkę w ziemi, układałyśmy w niej kamyczki, koraliki, kwiatuszki, przykrywały szkiełkiem i przysypywały ziemią, a potem wystarczyło lekko palcem odgarnąć, żeby ujrzeć kolorową mozaikę. Oczywiście, tylko najbliżsi przyjaciele i najlepsze koleżanki mogą wiedzieć, gdzie taki „sekret” jest. Malowałam też z Sonią w ogrodzie na wielkich płaszczyznach, ale jak ktoś nie ma ogrodu, może taką zabawę zrobić w parku, wystarczy zabrać stare prześcieradło, farby i wilgotne chusteczki do umycia potem. Zabawa jest przednia. Ja, będąc dzieckiem, byłam chłopczycą, jeździłam na rowerze i grałam w kapsle, bo nie było nic innego. Teraz są gry komputerowe.
Limitujesz Soni czas przy komputerze? Ma już swój własny?
Ma własny komputer i włączone tak zwane ograniczenia rodzicielskie, ale dużo rozmawiamy na temat Internetu. Mówię jej, że po drugiej stronie mogą być źli ludzie, nie należy się zaprzyjaźniać, zdradzać takich szczegółów, jak np. adres zamieszkania. Ale jeśli chodzi o gry komputerowe, to Sonia nie jest w żaden sposób w nie zaangażowana i dzięki Bogu ma to w nosie, tu nie musimy z nią walczyć.
Ile wolności dajesz swojej 10-latce? Sama chodzi już do szkoły, czy ją odwozisz?
Sonia jest w czwartej klasie podstawówki, ostatnio poprosiła mnie o to, żebym podpisała jej zgodę na samodzielne wyjście ze szkoły i kupiła jej bilet, by mogła wrócić razem z koleżanką sąsiadką. Jej szkoła jest dość oddalona od domu, na pieszo to około 30 minut, przez wielkie rondo, z tramwajami, to niebezpieczne miejsce dla dziecka. Jeszcze nie wracała sama, przymierzamy się do tego. Teorię ma już opanowaną, na który przystanek ma pójść, do którego tramwaju wsiąść, na którym przystanku wysiąść, ale myślę, że będę musiała z nią przejechać tę trasę. Od czwartej klasy można już mieć telefon komórkowy i Sonia ma, mogłabym ją więc sprawdzać, czy na pewno się nie zgubi, ale szczerze przyznam – wciąż się o nią boję, chociaż przecież ja w jej wieku już wracałam sama ze szkoły do domu. Prawde mowiąc, nie wiem, po co ma ten telefon, bo nigdy nie można się do niej dodzwonić i nigdy nie odpowiada na SMS-y, tak jest zajęta (śmiech).
Sonia jest jedynaczką, jak ją uczysz z jednej strony zdrowego egoizmu, a z drugiej otwartości na ludzi?
Zawsze prowadziliśmy otwarty dom, oboje z mężem mamy dużo dzieci, dla których jesteśmy rodzicami chrzestnymi, Sonia traktuje ich jak rodzeństwo, nocuje u nich, spotyka się, bawi, oddaje swoje zabawki. Pewnie ma dużo w sobie cech jedynaka, bo wychowuje się sama i nie musi się z nikim dzielić, ale ona ma taki charakter, że chętnie się dzieli, ma dobre serce.
Gdybyś miała jednym zdaniem określić, na czym polega szczęśliwe macierzyństwo – tu nawiązuję do fundacji, jaka założyłaś – to czym ono według Ciebie jest?
Nie znam definicji. Nie ma jednej recepty na szczęśliwe macierzyństwo.
Fundację założyłaś, żeby znaleźć tę definicję?
Szukam jej cały czas. Przez fundację chcę pokazywać, że dzięki macierzyństwu można czerpać dużo szczęścia i dużo radości. Wydaje mi się, że łatwo to pokazać i wydobyć, jeśli wiadomo, czego się szuka. Tak naprawdę to jest tak różne i skomplikowane w każdym indywidualnym przypadku, tak bardzo zależy od matki i tak bardzo zależy od dziecka, że nie można wystawić jednej, ogólnej recepty. Najważniejsze jest to, abyśmy każdego dnia my, mamy wiedziały, że jest coś dla nas, co jest ważne i żeby dziecko miało poczucie, że też jest dla nas ważne. Połączenie tego może zadziałać!
Czerwony Kapturek |
|
21,9% |
Calineczka |
|
9,4% |
Kot w butach |
|
6,3% |
Królewna śnieżka |
|
21,9% |
Śpiąca królewna |
|
6,3% |
Kopciuszek |
|
25,0% |
Brzydkie kaczątko |
|
9,4% |
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
46.186.*.* 2013.10.24 20:43
Ja tez nie lubie jesc sniadan i nie wciskam ich mojemu synowi. Nic na sile!
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.