Opublikowany przez: ULA 2013-10-23 12:19:24
Pamiętasz jeszcze pierwszą bajkę jaką opowiedziałaś swojej córeczce?
Bardziej pamiętam wszystkie te, które na mnie wywarły największe wrażenie i były to bajki, które mają zarówno wielu fanów, jak i wielu wrogów – to Baśnie Braci Grimm. Bardzo przerażające na dzisiejsze czasy, mówi się wręcz, że są straszne, nie zawsze mają fajną puentę i dużo w nich negatywnych emocji. Jeśli więc opowiadałam bajki mojej córce, to z pewnością te, które były moimi ulubionymi. Ale kiedy dziecko jest malutkie, to chyba częściej mu się coś nuci, a zatem kołysanki były tym, co miało miejsce w moim domu. I było to dawno temu, bo moja córka Sonia ma już ponad dziesięć lat, a ja mam prawo nie pamiętać – jestem starą matką (śmiech).
Nie kokietuj! Wolałaś przed snem czytać córeczce klasyczne bajki, czy wymyślać własne niestworzone historie?
Klasyka musi być, bo to jest coś, na czym my się wychowaliśmy i nasi rodzice, i na czym wychowują się nasze dzieci. Klasykę trzeba znać, czy to Brzechwa, czy Andersen, czy właśnie Bracia Grimm, one powinny być w każdym domu i w moim rzeczywiście były, i są z moją córką. Natomiast, jeśli rodzic jest kreatywny i ma tyle energii, że wieczorem kładąc dziecko do łóżka jest w stanie wymyślić coś, co śmieszy, a ja takie zabawy z moją córką uwielbiam, to takie historie powodują o wiele więcej radości, niż te bajki, które są wszystkim znane. Opowiadałam Soni dużo bajek Disneya. Kiedy była mała, była fanką Arielki, czyli Syrenki, więc Arielka była bohaterką wymyślanych przeze mnie bajek. A zatem nie tylko czytałam bajki z książeczek, ale też opowiadałam te, które można było zobaczyć na ekranie, małym czy dużym.
Jak z perspektywy czasu widzisz rolę bajek w życiu Twojej córki? Jej dziecięcy świat stał się bogatszy?
Najbardziej cieszę się z tego, że moje dziecko dzięki bajkom zaczęło samo sięgać po książki. W dzisiejszych czasach, przy całej zewnętrznej atrakcyjności ciężko jest zainteresować dziecko tą zwykłą, pospolitą atrakcją, jaką jest czytanie. Ciężko zainteresować czymś, co ani nie gra, ani nie stepuje, nie świeci, nie miga, a jest zbiorem kartek, na którym znajduje się atrakcyjna treść. Sonię zaczęło interesować to, że ktoś coś fajnego napisał, weszła w serię książek o tajemnicach. To detektywistyczne opowiadania dla dzieci. Sonia w tej chwili czyta ostatnią część „Magicznego drzewa” Andrzeja Maleszki, które było też dużym sukcesem filmowym i jest takim naszym polskim odpowiednikiem Harry’ego Pottera. Mam nadzieję, że chęć czytania w niej pozostanie.
Myślisz, że książki z naszego dzieciństwa są jeszcze do strawienia przez współczesne dzieci? Odnalazłyby się w lekturach na przykład Kornela Makuszyńskiego?
Wychowaliśmy się też na „Akademii Pana Kleksa” i moja córka też ją czyta, i główny bohater, Adaś Niezgodka jest w dalszym ciągu i dla niej fajnym gościem. Są bohaterowie, którzy zawsze będą żyć. Ale już nie wiem, czy w przyszłości zainteresują ją „Quo vadis”. Jednak w gruncie rzeczy Sonia czyta zupełnie inne rzeczy, niż ja czytałam w dzieciństwie.
Nieprzypadkowo zaczęłam rozmowę od bajek, bo pamiętam, że kilka lat temu byłaś pomysłodawczynią płyty z bajkami dla dzieci, choć były to trochę inne bajki.
To były bajki, które miały mieć edukacyjną puentę, pokazywać, co jest dobre, a co złe, choć nie w formie dekalogu dla dziecka. To miały być historie wskazujące dobrą drogę, pokazać zachowania, które są pożądane i takie, które są niewłaściwe. Pokazywały, że agresja jest negatywną emocją, należy się przed nią bronić i chronić, że nieładnie jest kłamać. Te bajki w dalszym ciągu funkcjonują na rynku, rozmawiam z rodzicami, którzy mówią, że bardzo im się podobają i żałują, że już nie można ich kupić. Moja córka słucha je do tej pory. W ubiegłym roku wyszła kolejna płyta, nazywa się „Płyta do zjedzenia” – to słuchowisko, obrazujące, jaką wartość ma jedzenie, które jemy, bo zgodnie ze starą zasadą jesteśmy tym, czym się odżywiamy. Dzieci często wybierają te gorsze produkty, niezdrowe, ale jest cool je jeść. Słuchowisko jest więc bajką, gdzie złe produkty walczą na talerzu z dobrymi produktami.
To jak wygląda u Ciebie przygotowanie córki do szkoły, jeśli chodzi o pierwszy posiłek i drugie śniadanie, jakie ze sobą zabiera?
Sonia jest od początku wychowywana w kulcie zdrowego jedzenia. Oczywiście i w Fast Foodzie można znaleźć coś, co dziecko może zjeść, jak na przykład twister i tego corce nie zabraniam, ale to się zdarza naprawdę rzadko. Staram się, aby zawsze przed wyjściem do szkoły zjadła śniadanie, choć pamiętam, że ja, będąc w jej wieku nie znosiłam jeść rano śniadań. Do tej pory nie mam takiego nawyku, aby zjeść coś przed wyjściem z domu i mam świadomość, że to niezdrowe, bo śniadanie to najważniejszy posiłek w ciągu całego dnia. Śniadania, jakie przygotowuje Soni nie są słodkie, nie podaję jej słodkich płatków zalewanych mlekiem, smakowych, słodzonych jogurtów, wolę, żeby zjadła kanapkę, jajko, albo naleśniki, które można podgrzać w dwie minuty, jak się ma już przygotowane wcześniej. Jeśli zaś chodzi o śniadaniówkę do szkoły, to z doświadczenia wiem, że cieszy się ona popularnością, jeśli są w niej ciekawe i urozmaicone produkty. Zdarza się jednak i czas, że dziecko wraca ze śniadaniówką ze szkoły, co doprowadza mnie do szału, jak każdego rodzica, który rano wstaje, przygotowuje, a potem się okazuje, że nie znalazła ona zainteresowania w oczach dziecka. Ale zawsze jest w niej owoc, zawsze kanapka, która, niestety, czasem wraca, albo poleży w plecaku dwa dni…
Albo, jak pamiętam ze swoich doświadczeń, tak długo, aż spleśnieje.
Tak też się oczywiście zdarza (śmiech). Ale powinno być jabłko, albo mandarynka, czy banan, zawsze powinna być woda do picia. Dbam o to, aby nie dawać Soni żadnych słodkich napojów, bo cukier to wróg. Trudno więc znaleźć słodycze, a ciastka, jeśli są, to zazwyczaj niesłodzone, albo słodzone naturalnie. Czasami zdarza mi się mieć gest i włożyć jej coś, co ją pocieszy, jak herbatnik, który może sobie pomoczyć w herbacie. W szkole mojej córki sklepik funkcjonuje jednocześnie jako jadłodajnia, gdzie może też zjeść coś ciepłego, jak herbatę, czy zupę. Prócz tego, że zjada w szkole obiady, może też sobie dojeść coś na ciepło.
Jakie zabawki miała córka Odety Moro-Figurskiej? CZYTAJ DALEJ
Czerwony Kapturek |
|
21,9% |
Calineczka |
|
9,4% |
Kot w butach |
|
6,3% |
Królewna śnieżka |
|
21,9% |
Śpiąca królewna |
|
6,3% |
Kopciuszek |
|
25,0% |
Brzydkie kaczątko |
|
9,4% |
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
46.186.*.* 2013.10.24 20:43
Ja tez nie lubie jesc sniadan i nie wciskam ich mojemu synowi. Nic na sile!
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.