Tak, tak. Wiem o czym mowa. Ja nie choruję bo nie mam na to czasu a jeśli choruję to niezauważalnie ;) Mój małżonek natomiast ostatnio złapał katar. Mówi do mnie pociągając nosem - o Boże - może to jakaś alergia! Tak na pewno to alergia na (i tu przez godzinę wymieniał możliwe alergeny). Po jakimś czasie uznał, że onn iem oże mieć kataru, bo boli go już nosek od wycierania. On nie może do sklepu iść... nobo że jak? Z katarem!!?? Więc poszłam jako ta grzecna żona po chusteczki najlepszych marek... Wracam i co słyszę? "Kochanie, potrzebuję czegoś na gorączkę". Ile miał? 37,2st C. Dałam mu na łyżeczce wapno - syrop dla dzieci :D No, troszkę lepiej... Chorował tak sobie na ten katar aż do wieczora. Oglądamy film wybrany przez niego (bo jakże - choremu się coś od życia należy). Oglądamy, oglądamy - on siorbie tym nosem, że skupić się nie mogę nagle wypala: "Kochanie, może ja choruję na serce?" Ja łąpię moje oczy które niemalże wypadły ze zdziwienia. Nie wiem czy się śmiać, czy płakać... No tak, bo jak on dmucha ten nos w chusteczkę, to go coś z wysiłku w serce kłuje...
Oczywiście zadzwonił do pracy, że nie da rady przyjść... bo umiera!
Chciał siedzieć w domu tydzień ale wyrzuciłam biedaka z domu do pracy, bo nie wytrzymałam psychicznie. Madzia lat 2, Kornelka 10 miesięcy i ON!!! Za dużo jak na moją biedną głowę. On z kataru wyleczył się po tygodniu natomiast ja nabawiłam się zapalenia oskrzeli - ale to chyba z nerwów :D