Szczepionki zawsze niosły ze sobą ryzyko. Ale po pierwsze ludzie byli nieuświadomieni (czy którykolwiek lekarz przed szczepieniem przedstawia rodzicowi listę działań ubocznych szczepionki? Nie - zupełnie jakby podawali roztwór soli fizjologicznej). Teraz ludzie mają dostęp do wiedzy, ale przede wszystkim mają dostęp do siebie nawzajem.
Po drugie, kiedyś (za naszych czasów) szczepień było dużo, dużo mniej, jakoś to ludziom ściekało między palcami. Teraz, gdy dzieci kłute są co chwila, i to po 3 zastrzyki na raz, sporo ludzi zaczyna o tym myśleć, czytać, dowiadywać się. Karolajn9111, możesz być pewna, że nie miałaś 3 wkłuć. Za naszych czasów nie dostawało się 3 wkłuć, tylko 1.
No i trzecia sprawa: to, czego ludzie się dowiadują i czego chcą się dowiedzieć. To jest istna makabra.
Jest np. afera, że dzieci są szczepione zbyt dużo. Niestety, ludzie nie potrafią czytać ze zrozumieniem, przez co cała ta afera skupiła się na szczepionkach skojarzonych, bo one są "6w1", czyli dużo na raz. Nie rozumieją, że w tych swoich "trzech wkłuciach" dzieci dostają 6w3. Że to 6 nie znika, jest tak samo dużo.
Ktoś rzucił tekstem, że on skojarzonymi nie szczepi, bo 6w1 to za dużo na raz i on woli osobno. Miał na myśli, by szczepić osobno, ale nie na jednej wizycie, tylko rozbijając to w czasie, na kilka wizyt, po 1 wkłuciu na każdej. Żeby nie obciążać za dużo na raz. Ale ludzie zrozumieli po swojemu.
Była afera o rtęci w szczepionkach. Jakoś tak się dziwnie złożyło, że nagłośnienie sprawy z rtęcią zbiegło się w czasie z pojawieniem się szczepionek 6w1, przez co ludziom się skojarzyło, że rtęć siedzi właśnie w nich. Ile razy czytałam na forach ostrzeżenia przed szczepionkami skojarzonymi, "bo one rtęć mają". Podczas, gdy jest zupełnie na odwrót, to płatne szczepionki skojarzone nie miały rtęci, a te "z przychodni" były nią konserwowane. Teraz mają zamiar wycofać rtęć też ze szczepionek refundowanych, ciekawe jak im idzie...
Była afera o działaniach nieporządanych szczepionek. Oczywiście, wszystko skupiło się na "tym nowym", czyli szczepionkach 6w1 (pewnie dlatego, że refundowane są nam "darowane", a "darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda", nawet jak dziecko zagorączkuje, to trudno). Wieść gminna - tfu, wieść forumowa. Podczas gdy prawda jest zupełnie inna, szczepionki refundowane w Polsce zawierają pełnokomórkową komponentę krztuścową, bardziej niebezpieczną, w Europie w zasadzie wycofaną. Polski nie stać na szczepionki acelularne (refundują je tylko chorym, słabszym dzieciom). O tym mówi się wprost, nawet na stronie PZH jest napisane, że szczepionki acelularne dają kilkukrotnie mniej skutków ubocznych. Kilkukrotnie. Najprostszą drogą, by uzyskać szczepionkę z acelularną komponentą krztuścową jest wykupienie szczepionki 5w1 lub 6w1. Można też, jak ktoś lubi, wykupić sobie odpowiednie, acelularne zamienniki szczepionek refundowanych, szczepiąc 6w3, ale acelularnie.
No i tu tylko pokazałam, ile mitów narosło wokół szczepionek skojarzonych, akurat na tym przykładzie dobrze mi się pisało. Ktoś tam coś przeczytał i podał dalej, głuchy telefon roznoszący pogłoski typu "słyszałam, że...". I dokładnie taki sam mechanizm działa w przypadku osób nieszczepiących w ogóle. Ruch antyszczepionkowy jest dziś stosunkowo prężny, łatwo wyczytać, że szczepionki są szkodliwe i "łyknąć to jak pelikan", przekazując dalej, bo "słyszałam, że...".
O, np. afera z MMR, mającym powodować autyzm. Od dawna ta publikacja wywoływała wątpliwości, ale HECA poszła w świat. Ludzie zaczęli się panicznie bać MMR, unikać szczepienia, odwlekać w nieskończoność. Ostatnio obalili te doniesienia, zarzucili autorowi nierzetelność naukową. Ale ludzie dalej się boją.
Czy się boję szczepionek? Boję, pewnie. Lista skutków ubocznych jest długa, ryzyko jest zawsze. Ale wydaje mi się, że nieszczepienie byłoby jeszcze bardziej niebezpieczne.