Zacznę od tego, że ustosunkuję się do Was względem mojej sytuacji, bo to na mnie najeżdżacie po części i na moje w tej kwestii poglądy, a w moim przypadku moje poglądy bardzo odnoszą się do tego, jaka jest moja sytuacja, inne sytuacje po prostu rzadziej rozważam i raczej nie wtedy, gdy dotyczą one mojej osoby, stąd pewnie niezrozumienie. Nie mam Waszych doświadczeń, Waszej wiedzy, Waszych spostrzeżeń u innych osób, nie obrażajcie się więc na mnie i uszanujcie moje zdanie na ten temat.
Ulinka napisał 2010-05-11 01:17:10Nie widzę różnicy w tym, czy od razu, czy też po paru miesiącach chcą iść ze sobą do łóżka. Jeśli któreś z nich miało wcześniej choćby jednego partnera, czy partnerkę, istnieje niebezpieczeństwo, że może być np. nosicielem wirusa HIV, HPV, albo żółtaczki czy innej choroby przenoszonej drogą płciową i na nic się zda tu zaufanie.
"Z Kochanym mieliśmy bardzo dużo czasu, żeby się poznać, pracowaliśmy razem, jeżeli nie miałabym do Niego zaufania, to w ogóle w związek z Nim bym się nie "pakowała".
Jeśli byliście dla siebie pierwszymi partnerami, to Ok, możemy tu mówić o zaufaniu w związku, jeśli nie - badanie byłoby dowodem odpowiedzialności za siebie i partnera.
"Dlatego właśnie uważam, że takie badania to po części efekt rozwiązłości społeczeństwa, a nie dojrzałość jednostki. Trzeba się najpierw dobrze poznać, poznać rodzinę, znajomych, otoczenie, przeszłość partnera, wtedy można mówić o zaufaniu. Żadne badania tego nie rozwiążą. To tylko takie nowe "mydlenie oczu" które przynajmniej w w 20 procentach nie będzie wykluczać zdrad w przyszłości. Tak myślę."
Nie byliśmy dla siebie pierwszymi partnerami, ale rozmawialiśmy bardzo długo na ten temat. Przytaczać tematów i przykładów nie będę, bo to nasze sprawy intymne, mogę tylko Wam powiedzieć, że co do Kochanego nie mam podstaw, żeby uważać, że czymś mógłby być zarażony. Co do mnie- owszem, istniała przesłanka, bo robiłam sobie tatuaż nie w jakimś studio, ale całkowicie prywatnie, według mnie warunki sterylności były zapewnione, a jestem pod tym względem drobiazgowa.
Jak chciałam potem zostać honorowym dawcą (nie mogłam ze względu na stałe słabe- dla mnie naturalne- wyniki krwi), to byłam badana również pod takim kątem, wątpliwości więc sama jako ja- nie mam. Kochany na to dowodów też ode mnie nie potrzebował.
Isiunia napisał 2010-05-11 09:44:59Czasem nawet ktoś, kto wydaje się "b.porzadny", może kryć jakąś tajemnicę. Kiedyś czytałam artykuł o ludziach chorych na AIDS, nikt z otoczenia długo o tym nie wiedział, bo to przecież tacy porzadni ludzie, jak mogliby się zarazić...I to wcale nie przez zakażenie szpitalne itp...
Kontrolowane zaufanie jest chyba jedną z najlepszych metod. Ja siebie znam, ale czy jestem w stanie znać kogoś drugiego tak dobrze, jak siebie?
Kiedyś zrobienie sobie rentgena wywoływało obudzenie ;)
Taki mamy świat, jakim go tworzymy....
Kochany nie jest uznawany przez wielu ludzi za "bardzo porządnego", bo jest nerwowy, wybuchowy, czasem nie hamuje słów, gdy go jakaś złość poniesie
A tak już na poważnie, to powiem, że nie mam przesłanek ku temu, by uważać, że coś przede mną krył, wiemy o sobie praktycznie wszystko, bo oboje nie należymy do osób, które chciałyby zachować coś przed sobą z przeszłości. Mogłabym się nawet pokusić o stwierdzenie, że wie o mnie więcej, niż moi rodzice, bo wie nawet, z jakimi emocjami zmagałam się w różnych okresach, a tego czasem rodzicom chciałam oszczędzić. Jest pierwszą i jedyna osobą, przed która się "otworzyłam" zupełnie, zresztą wiem, że ze wzajemnością. Ja wiem, że rzadko zdarzają się takie przypadki, żeby ludzie sobie tak bezgranicznie ufali, więc pewnie ciężko komuś w to uwierzyć, ja tez kiedyś nie wierzyłam, nikomu nie ufałam, ograniczone zaufanie do większości osób mam zresztą do dzisiaj.
Ulinka napisał 2010-05-11 10:05:43Isiunia, Dzięki za tą opinię. Może Twoja będzie bardziej przekonująca.
Tigrina napisała
"...Dlatego właśnie uważam, że takie badania to po części efekt rozwiązłości społeczeństwa, a nie dojrzałość jednostki. Trzeba się najpierw dobrze poznać, poznać rodzinę, znajomych, otoczenie, przeszłość partnera, wtedy można mówić o zaufaniu.
Żadne badania tego nie rozwiążą. To tylko takie nowe "mydlenie oczu" które przynajmniej w w 20 procentach nie będzie wykluczać zdrad w przyszłości. Tak myślę."
Tigrino, chyba się nie zrozumiałyśmy. Mam wrażenie, że mówimy o zupełnie innych sprawach.
Może sprecyzujesz co to jest ta "rozwiązłość społeczeństwa".
Czy jeśli jakaś kobieta wyjdzie za mąż za mężczyznę, który będzie jej pierwszym partnerem seksualnyma ona jego np. druga, czy trzecią partnerką, dobrze poznała jego rodzinę, znajomych, przeszłość i darzy go miłością i zaufaniem , to powinni zrobić badania, czy wystarczy zaufanie?
Też myślę, że się nie zrozumiałyśmy, a stąd niewiele drogi do kłótni czasami.
Ciężko jednoznacznie wyrazić, to co myślę mówiąc o "rozwiązłości społeczeństwa". Postaram się to wyrazić, ale mogę niechcący czegoś nie dopowiedzieć.
Chodzi mi o to, że dzisiaj coraz częściej zdarzają się sytuacje, że:
-po jakiejś imprezie dwoje ludzi nieznających się ląduje razem w łóżku,
-dziewczyna nie wie, kto jest ojcem jej dziecka,
-dwoje ludzi idzie "na randkę", kończy ja w łóżku", po czym spotykają się może jeszcze kilka razy, a potem dochodzą do wniosku, że "to nie to" i się rozstają,
-para decyduje się zamieszkać ze sobą po dwóch, trzech miesiącach znajomości, mieszkają ze sobą, żyją ze sobą "jak mąż i żona", powiedzmy, rok czasu, potem rozstają się i wchodzą w następny związek, sytuacja się powtarza, i tak jeszcze kilka razy.
Kiedyś to nie było do pomyślenia na taka skalę i tak oficjalnie. To mam na myśli, mówiąc "rozwiązłość społeczeństwa".
aśka r napisał 2010-05-12 10:26:53Ja jestem za robieniem badań jak tylko pojawi się najmniejszy cień szansy że może w jakikolwiek sposób dość do zarażenia. Tigrina Jeżeli kiedyś związałabyś się z facetem który się rozwiódł ale nie był taki że latał sobie na panienki i miałabyś do niego bezgraniczne zaufanie to jesteś pewna co wyprawiała jego żona? Przecież wystarczyłoby żeby choć raz go zdradziła a potem z nim spała żeby go zarazić.
U mnie taki cień szansy się nie pojawił, nie widziałam więc sensu, żeby takich badań się domagać.
Z rozwodnikiem się nie związałam, więc nie mam porównania. Z jednym rozwodnikiem miałam bliższe relacje, ale typowo przyjacielskie, jest on teraz naszym wspólnym przyjacielem.