Hmmmm... U nas spotkań pierwszych można by rzec było całe dwa ;)
Pierwsze nieplanowane, niespodziewane, prawie niemożliwe... spotkanie czysto przypadkowe na tym samym czacie...
On wszedł po raz pierwszy na czat - w połowie z ciekawości w połowie z rozgoryczenia własną sytuacją ówczesną.
Ja pomyślałam, że czemu nie - dawno nie zaglądałam na czat (od mojego pierwszego razu minęło 4 lata ) a moja sytuacja też nie była wesoła.
On - mężczyzna z przeszłością, Ja kobieta po przejściach...
Ja ze wschodu Polski - On z zachodu Polski
Oboje w trakcie dłuuugich trudnych, wręcz ciężkich rozwodów, oboje z dziećmi...
Przegadaliśmy długie godziny, najpierw na czacie, później przez komunikatory. Czas leciał tak niemiłosiernie szybko, że człowiek nawet się nie obejrzał a już była pierwsza, lub trzecia nad ranem a my wciąż o wszystkim rozmawialiśmy; poruszaliśmy tematy od czytania książek, słuchania muzyki, po uczucia, emocje, sprawy związane z dziećmi... Czasem bywało że rozumieliśmy się w pół słowa, albo jednocześnie wysyłaliśmy smsy do siebie ;)
Drugie pierwsze spotkanie... to zaplanowane, wyczekane, choć wciąż nieśmiałe nastąpiło kilka miesięcy później... On przyjechał do miasta, w którym wtedy mieszkałam. Pokonał 450km autobusem w nocy by spędzić ze mną dosłownie 2 godziny, a potem wrócić do wojego miasta.
Te 2 godziny były niesamowite... na początku ogarnął nas stres, niepewności co będzie gdy nasze oczy spotkają się dosłownie oko w oko, co będzie gdy dłonie się zetkną i otoczy nas ta prosta rzeczywistość?
On niski i przy tuszy - Ja wysoka i raczej szczupła. Niemalże przeciwieństwa, a gdy minęły pierwsze minuty stresu... gdy opadło napięcie, przedeptane wręcz podczas długiego spaceru po parku - a był to wtedy okres między wiosną a latem gdzie wszystko rozkwitało, tak jak i nasza niepewna jeszcze miłość do siebie... Wtedy oboje poczuliśmy, że łączy nas więcej niż przypadek, niż godziny rozmów.
Wtedy dotarło do nas, że oto spotkaliśmy tą drugą połowę - tego drugiego człowieka na dobre i na złe, na naprawdę ciężkie dni, których teraz już wiele za nami...
Wtedy też po raz pierwszy nasze usta spotkały się w pocałunku, który jak pieczęć utrwalił to co coraz głośniej biło w naszych sercach - wszystkie te emocje skrywane w sercu na dnie,które wciąż więzione były siłami rozsądku...
2 godziny spotkania musiały jednak mieć i swój koniec, bo nic co dobre nie trwa wiecznie i pora była już rozstania... Dały nam one jednak pewność, że takich spotkań (wcześniej nierealnych wydawałoby się) będzie więcej, być może będą dłuższe, że kiedyś na pewno będzie inaczej...
Teraz patrząc z perspektywy trzech lat znajomości możemy zgodnie z prawdą rzec, że spotkań było nie tylko więcej, ale że również udało nam się zamieszkać razem i zdecydowanie zmienić nasze dotychczasowe życie...
Bo nigdy nie wiadomo kogo spotka się na swojej drodze i nigdy niewiadomo jak potoczy się życie, ale warto żyć chwilą i wykorzystywać nawet najdrobniejszą, nawet najbardziej nierealną szansę jaką stawia przed Tobą los... My z niej skorzystaliśmy ;)