Nie zgadzam się z treściami przedstawionymi w artykule.
Dużo mógłbym pisać, ale skupię się tylko na tym, co mnie jakoś uderzyło.
Przede wszystkim drażni mnie, że ciągle namawia się do tworzenia solidarności kobiet, solidarności mężczyzn... kurczę, jeśli jesteśmy już na gruncie małżeństwa, to niech oni oboje skupią się na tworzeniu wspólnoty między sobą - niech uzupełniają się nawzajem i zadbają o to, aby jej zależało na jego szczęściu, a mu na jej szczęściu.
Druga sprawa:
- Przestać patrzeć na partnera czy partnerkę jako przedstawiciela określonej płci i zobaczyć w nim lub w niej konkretną osobę - Anetę, Tomka - z całą ich złożoną charakterystyką. Wtedy łatwiej docenić podobieństwa.
Czy to się komuś podoba czy nie, kobiety i mężczyźni różnią się od siebie. Wprawdzie świat lansuje obecnie model duchowych transwestytów... zniewieścieli faceci i akobiece kobiety; ale to nie znaczy, że wszyscy musimy za tym lecieć, wbrew naturze. Aneta będzie kobietą. A Tomek będzie mężczyzną. i każde z nich będzie miało swoje potrzeby oraz predyspozycje do realizacji potrzeb drugiej strony. Własnie teraz powinniśmy oczyszczać obraz kobiecości i męskości z jakichś naleciałości spowodowanych feminizmem, polityczną poprawnością i innymi tworami.
A to ciągłe wyciągania ile kto naczyń pozmywał i czy czasem żona nie uprała 3 skarpetek więcej od męża, a on nie zmył więcej metrów podłogi... pamiętam, że kiedyś problemy tego pokroju przedszkolanka rozwiązywała :)