Mam dwóch braci - jestem tą "środkową". Gdy byłam mała, taki układ totalnie mi nie pasował.
Starszy (o 5 lat) wszystko mógł robić, bo w końcu jest najstarszy, obowiazków nie miał bo przecież musi się uczyć. W końcu pierwszy student w rodzinie.
Młodszy (9 lat różnicy) - na wszystkie jego wybryki było przymykane oko, bo jest najmłodszy i "nie rozumie", "jest jeszcze dzieckiem".
Ja - musiałam sprzatać za obu, gotować, prać - bo przecież jestem dziewczyną i muszę nauczyć się jak prowadzić dom.
Z jednym i drugim w miarę się dogadywałam, nie byliśmy bardzo zżyci, powiedzmy że nasze stosunki były poprawne.
Teraz z młodszym świetnie się dogaduję. Razem ciagniemy stronę internetową, widzimy się średnio raz na tydzień. Stasiu uwielbia swojego wujka.
Starszy brat? Hmmm... Kontakt powoli nam się urywa. Mieszka w Warszawie od kilkunastu lat. W zasadzie nie mamy już wspólnych tematów. Widzimy się jeden, dwa razy do roku. Gdy przyjechał na roczek mlodego to wręczyl prezent innemu dziecku, bo nie wiedział jak jego siostrzeniec wygląda. Przykre to.