No i stało się.Mój pobyt w szpitalu spowodował,że Mąż nie nadążył nad wszystkim.Codziennie pracuje po 10 godzin precę kończy o 16 w domu jest na 16.30 póki umyje się zje obiad wybija 17.00.Zaraz po wszystkim przyjeżdżał na chwilkę do mnie by odwiedzić w szpitalu.Wczoraj pojechał do domu na wieś żeby przypalić w domu było -1.Poszedł do piwnicy odkręcił zawór a tam nic...Zamarźnięta woda.W kuchni pekło jedno żeberko od kaloryfera i jedna rura.Dzisiaj jest akcja ratowania reszty.Kupił palniki i pojechał topić lód w rurach.Zobaczymy co z tego będzie.Zadzwonił do siostry do niemiec bo tam już 2 miesiąc przebywa Mama męża i powiedział o wszystkim.Ja sama nie mogę zostać w domu ze względu na stan w jakim się znajduje tym bardziej,że mam problem z ciążą.Jednak siostra męża stwierdziła,że mąż powinien palić w piecu codziennie,ale jak tu samemu pogodzić wszystko na raz.Mąż powiedział,że Mama mogła wyjechać do niej w okresie wiosennym kiedy będzie cieplej.Wtedy byłoby mi raźniejzostać w domu no i bezpieczniej.Zobaczymy co się da zrobić.Mieliście tak nieprzyjemną sytuację z zamarźnietymi Kaloryferami?Co w tej sytuacji robiliście???
Jestem strasznie zła i zestresowana tą sytuacją.Chyba zaczęłam czuć się winna wszystkiemu...