Mój ojciec nigdy np nie miał wpływu na moje wychowanie.Wszystkie decyzje podejmowała matka- ona uważała, że jest najważniejsza, najmądrzejsza (bo po studiach, ojciec po zawodówce), zawsze traktowała ojca gorzej.
Dla dzieci szynka, dla ojca resztki... Dosłownie.. On zawsze był ostatni do wszystkiego w naszym domu.
Kiedyś uważałam matkę za wzór, że bardzo dobrze robi (bo ojciec leń, leser, do pracy nie chciał, czekał tylko aż ona po wypłate pójdzie. ) Ale z kolei do picia byli najlepszą, kochającą się parą.
I wiecie co? Jak matka zmarła, nawet mi się jego szkoda nie zrobiło.. Pomijając fakt, że nad grobem matki ani razu nie zapłakałam.
Nie umiem, nie potrafię nawiązać z nim kontaktu w życiu dorosłym. Lecz gdy patrzę jak on z radością pyta o wnuczkę, co u nas słychać, mówi, że jest zadowolony, że mi się udało- nie umiem tego odwzajemnić!
Ja z byle koleżanką potrafię bliżej rozmaiwać, niż z nim.
Cieszę się, że mój mąż opiekuje się i wychowuje moją córkę i niedługo syna. I nigdy nie odbiorę mu tego kontaktu. Bo jest super tatusiem, takim- jakiego ja nigdy nie miałam.
Bo ja miałam mruka, który siedział wiecznie przed tv, nic nigdy w domu nie zrobił i jeszcze nie umiał się przeciwstawić władczej matce- nigdy nie pokazał jej jaki jest naprawdę ani nam w jej cieniu :(