Też się nie zgadzam z tym, że 95% ludzi w Polsce to katolicy. Wystarczy spojrzeć choćby na to ilu z nich regularnie uczestniczy w niedzielnej mszy - i juz liczba spada nam do około 33%. Własnie jedna trzecia wydaje się najbardziej realistyczna, patrząc z lekka optymistycznie.
A że o wiele więcej ludzi deklaruje się jako katolicy... to, że ktoś czasem zajdzie do kościoła, nie czyni z niego katolika - ja czasem jestem w garażu, ale samochodem się nie czuję ;)
Katolik to osoba ochrzczona, przyjmująca naukę Kościoła. I tyle. Osoby deklarujące się jako "wierzący ale niepraktykujący" to trochę jak "pracujący, tylko pozostający bez pracy" albo "żyjący, ale nie oddychający". Chrześcijaństo jest bardzo konkretne. Kościoł i jego nauka jest taka a nie inna i jak ktoś się z nią nie zgadza, to nie wiem po co ma ciągle twierdzić, że jest katolikiem. Tak jakby ktoś podający się za liberała głosił konserwatywne poglądy. Mniejsza o to, kim się deklaruje - ważne jak żyje, co robi.
Kościół powinien zmienić to, tamto i jeszcze tamto... i powinien być taki, taki i taki... Teraz przyjdzie następna osoba i powie, jaki to Kościół być powinien - co by nam wygodniej było. Tak nie ma i mam nadzieję, nigdy nie będzie. W księdze Apokalipsy jest rewelacyjny werset -
Bądź zimny albo gorący, nigdy letni! I takim trzeba być w życiu - albo wierzę i przyjmuję wiarę taką jaką jest, albo tworzę sobie jakieś własne teorie, dopasowane do mojego stylu życia - tylko czemu chcę to nazywać wiarą w Boga, skoro ta jest jasno określona.
Jezus nie mówił: "
Kto chce iść za mną, niech idzie - będzie miło, łatwo i przyjemnie..." tylko powiedzial "
Kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech dźwiga swój krzyż..." Dla mnie w chrześcijanstwie piękne jest to, że jest bardzo konkretne.
Ludzie popierający in vitro, eutanazję, aborcję, rozwody, itd... chcą być w Kościele. Ja się pytam - w jakim? Jeśli w katolickim - nikt im nie broni - droga otwarta. Tylko niech pamiętają, czego ten Kościół naucza.
Jak nie podoba mi się regulamin uczelni, zasady na niej panujące... to mam tylko dwa wyjścia - dostosować się, albo zmienić uczelnię. Podobnie w Kościele - zasady są bardzo jasne, cele są bardzo jasne - wchodzę w to albo nie. Bądź zimny albo gorący... :]
A co do wypowiedzi kard. Martini... no cóż, to nie pierwsza jego kontrowersyjna wypowiedź. Co nie znaczy, że od takich tematów trzeba uciekać. I Kościół od nich nie ucieka - ciągle próbuje znaleźć się najlepsze wyjście. Jak to mówię "młyny kościelne mielą powoli". Są specjalnie duszpasterstwa osób po rozwodzie, żyjących w związkach niesakramentalnych. Ale trzeba pamiętać, że brali ślub jako osoby dorosłe, wiedzieli w co się pakują... i teraz Kościół traktuje ich jak dorosłych, jak odpowiedzialne osoby. A dorosła osoba ponosi konsekwencje swoich wyborów. Dlatego Kościół przykłada tak wielką wagę do malżeństwa, prosi zeby podchodzić do tego rozważnie, żeby dbać o czystość przedmałżeńską jak i czystość w malżenstwie, żeby szanować życie i nie uprzedmiotawiać człowieka. Tylko jak Kościół o tym mówi, to zaraz dostaje odpowiedź, że jest zacofany, że to nie średniowiecze, ze takich ludzi trzeba wpisać do Czerwonej Księgi zagrożonych gatunków, itd...
Uff... ale się rozpisałem.
Pozdrawiam!