Gdy zostałam mamą, okazało się, że świat wygląda zupełnie inaczej, niż wcześniej. Moja codzienność, czasem pełna beztroski i luzu, stała się nagle idealną pożywką dla scenarzystów thrillerów i innej maści horrorów. Matka mająca dziecko zdobyłaby Oscara za scenariusz opisujący największe zagrożenia, jakie mogą czyhać na jej dziecko. Park przestaje być przyjaznym miejscem, po którym można biegać swobodnie, ulica staje się miejscem pełnym grozy, nawet huśtawka wydaje się być wyjątkowo niebezpiecznym narzędziem. I nie mówię, że wraz z faktem zostania matką, popadłam w paranoję, ale uświadomiłam sobie, jak wiele niebezpieczeństw czyha na moje dziecko. Wystarczy chwila nieuwagi, sekunda zagapienia...
Moja córeczka to człowiek atomowo napędzany. Zawsze taka była. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, by ją widzieć i czuwać, by nie zrobiła sobie krzywdy. Jest jednak rozsądna i ostrożna. Nauczyłam jej, by nie rozmawiała z obcymi ludźmi, by nie brała od nikogo słodyczy, by nie odchodziła od domu, by pilnowała się mnie w sklepie. Pamiętam jednak sytuację z zeszłego roku. Ja pielęgnowałam ogródek, a córeczka jeździła na swojej hulajnodze. Przypomniało mi się w trakcie pracy, że nie wyłączyłam żelazka po prasowaniu i popędziłam do domu, by je wyłączyć. Mieszkamy na wsi, mamy duże podwórko, wiedziałam, że córeczka jest bezpieczna. Gdy jednak po dwóch minutach wyszłam z domu – Małej już nie było. Nie potrafię opisać słowami, co się ze mną działo. Krzyczałam, szukałam jej w każdym zakamarku, w głowie zaczęłam tworzyć coraz straszniejsze scenariusze, a moje ciało stawało isę z każdą chwilą bardziej sparaliżowane. Pamiętam, jak się trzęsłam, płakałam, ale starałam się z całych sil opanować, by być w stanie racjonalnie myśleć i odnaleźć córeczkę. Szukałam jej przez 15 minut. Niby kwadrans, a dla mnie najdłuższe 15 minut w całym życiu. Okazało się, że Mała pojechała na hulajnodze do mieszkającej obok sąsiadki i siedziała u niej w kuchni zajadając drożdżówkę. Byłam zła na nią, na sąsiadkę, ale przede wszystkim na samą siebie.
Wówczas zrozumiałam, że to nieszczęścia bywa krótka droga. To mogą być te 2 minuty, gdy stracimy dziecko z oczu. Moja córeczka ma teraz 7 lat, ale im starsza się robi, tym chyba bardziej się o nią boję. Bo przecież niebawem sama będzie chodzić do szkoły, sklepu, koleżanki.
Nie jestem histeryczką, ale uważam, że przezorność jeszcze nikogo nie skrzywdziła. To dlatego uważam, że w zegarku CALMEAN Child Watch Touch najważniejsza jest funkcja GPS. Urządzenie, tak ładne i na pewno chętnie noszone przez dzieci, to taki elektroniczny rodzic na rękę. ;) Pilnuje dziecka wtedy, gdy mnie nie ma obok. Funkcja GPS pozwala sprawdzić, gdzie znajduje się dziecko i zdecydowanie wpływa korzystnie na matczyne napady paranoi. ;) Dzięki takiemu urządzeniu ma się pewność, że nawet gdy nasz maluch czmychnie nam do sąsiadki na drożdżówkę, to nie musimy przeżywać najkoszmarniejszych 15 minut swojego życia, a spokojnie sprawdzić, gdzie tę drożdżówkę zjada. ;)
Tu nie chodzi o kontrolowanie swojego dziecka. Tu chodzi o bezpieczeństwo. Jasne, nie wyeliminuję wszystkich zagrożeń świata, ale jeśli istnieje urządzenie, dzięki któremu moje dziecko będzie miało zapewnioną dodatkową ochronę, a ja większy spokój, to jest to dla mnie sprzęt wart każdych pieniędzy. Dużo się mówi o kontrolowaniu, namierzaniu, nadmiernej opiece, ale moja córeczka jest siedmiolatką – dzieckiem, które dużo wie o zagrożeniach, ale też dzieckiem, które jeszcze nie jest w stanie ich przewidzieć. Nadal bywa lekkomyślna, mało przezorna i odpowiedzialna. Ma do tego prawo, bo jest dzieckiem. Uważam jednak, że taki smartwatch i funkcja GPS to jedno z największych sprzymierzeńców o spokojny żywot matki i większe bezpieczeństwo dziecka. Przezorny, zawsze ubezpieczony.