Jaki jest Wasz stosunek do seksu przed ślubem?
Czekaliście z tą chwilą do nocy poślubnej czy nie?
17 września 2011 19:23 | ID: 639564
Bartku!
Wierz mi ! Nie da się pewnych rzeczy dotrzeć .
Czasami w grę wchodzi temperament ( ktoś potrzebuje sexu kilka razy dziennie , niemożliwe? ( a ja znam takich ludzi i wiem że tak!) .
Czasami chodzi o wymiary i rozmiary ( piszmy uczciwie i wyłóżmy jasno - w końcu chyba o to chodzi).
O zachowanie przy stole , w towarzystwie , o opuszczanie klapy - czy też jej nieopuszczanie na sedesie .
O traktowanie Nas na codzień przez partnera(kę).
Mogę tak dłuuuuugo wyliczać . I pewnych zachowań i różnic nie da się całkiem niestety wyeliminować .
Jak to sobie Bartku wyobrażasz ???
On z tym interesem jak u rocznego prrrr! Ona z tą "szparką prawiczki " jak sikoreczka ! On potrzebuje sexu 6-7 razy dziennie , a Ona po jednym razie ledwie dycha .
Albo odwrotnie :
Ona nienasycona , a On ani nie ma z czym startować , i po tygodniu stażu małżeńskiego chodzi trzymając się ściany na "gumowych nogach" - jak długo wytrzyma??
Powiesz : to można leczyć !
Uj! Jak wiele innych spraw w których stosować możemy zdobycze medycyny ( TY wiesz o czym myślę :) )
Nie napiszę że czasami któreś z Nich nadal połączone jest pępowiną z matką ( albo i ojcem- bo to różnie bywa) i "MASZ PRZERĄBANE
No więc dobrze, inna sytuacja - on uwielbia grzybową i wręcz musi ją jadać przynajmniej trzy razy w tygodniu, ona grzybowej nienawidzi.
Mają się:
a) rozejść z powodu niezgodności.
b) ustalić, że ona robi obiad dla rodziny, a on gotuje sobie ulubione danie
b) porozmawiać i ustalić, że że raz za czas ona zrobi obiad osobno dla niego.
d) porozmawiać i ustalić, że on, robiąc obiad, dla siebie ugotuje to, co lubi, a dla rodziny coś innego.
Dlaczego od razu wybierac odpowiedź a)? I czy warto przez to rozwalać dobry związek? (zakładając, że reszta pożycia małżeńskiego/narzeczeńskiego układa sie świetnie)?
Upraszczasz Cent ...upraszczasz
Znam sytuacje gdy "tesciowa" położyła do łóżka młodych - brata młodej twierdząc do młodego żonkisia :
a co to Tobie przeszkadza ?
i trudno tutaj dyskutować było o czymkolwiek ( z trudem ! ale się powstrzymałem przed napisaniem co myślę że ten młody żonkiś powinien był zrobić..
Albo nagle młoda żonusia ma dość sexu , bo niechce być (jak prawi) "rozwalona".
Albo że nagle młody żonkiś orientuje się że tak naprawdę to wpuszczono Go do rodziny tylko dlatego żeby był dobrym parobkiem
etc.
Ale działa to też i w drugą stronę
- młoda przekonuje się że "kuśka" jej ślubnego niestety nie spełnia jej potrzeb.( no tak można tu tę przypadłość zastąpić wilbratorem - ale chyba nie o to chodzi?
_ albo też że dobiera się do Niej ogier z wyposażeniem jak u "Rasputina". ..
......a to co piszę to nie "zupa grzybowa"..
Z tymi problemami nie podyskutujesz
17 września 2011 23:00 | ID: 639741
Można spróbować się dotrzeć - a co jeśli się nie da?
Wyjaśnij proszę :)
Bartku!
Wierz mi ! Nie da się pewnych rzeczy dotrzeć .
Czasami w grę wchodzi temperament ( ktoś potrzebuje sexu kilka razy dziennie , niemożliwe? ( a ja znam takich ludzi i wiem że tak!) .
Czasami chodzi o wymiary i rozmiary ( piszmy uczciwie i wyłóżmy jasno - w końcu chyba o to chodzi).
O zachowanie przy stole , w towarzystwie , o opuszczanie klapy - czy też jej nieopuszczanie na sedesie .
O traktowanie Nas na codzień przez partnera(kę).
Mogę tak dłuuuuugo wyliczać . I pewnych zachowań i różnic nie da się całkiem niestety wyeliminować .
Jak to sobie Bartku wyobrażasz ???
On z tym interesem jak u rocznego prrrr! Ona z tą "szparką prawiczki " jak sikoreczka ! On potrzebuje sexu 6-7 razy dziennie , a Ona po jednym razie ledwie dycha .
Albo odwrotnie :
Ona nienasycona , a On ani nie ma z czym startować , i po tygodniu stażu małżeńskiego chodzi trzymając się ściany na "gumowych nogach" - jak długo wytrzyma??
Powiesz : to można leczyć !
Uj! Jak wiele innych spraw w których stosować możemy zdobycze medycyny ( TY wiesz o czym myślę :) )
Nie napiszę że czasami któreś z Nich nadal połączone jest pępowiną z matką ( albo i ojcem- bo to różnie bywa) i "MASZ PRZERĄBANE"
No więc dobrze, inna sytuacja - on uwielbia grzybową i wręcz musi ją jadać przynajmniej trzy razy w tygodniu, ona grzybowej nienawidzi.
Mają się:
a) rozejść z powodu niezgodności.
b) ustalić, że ona robi obiad dla rodziny, a on gotuje sobie ulubione danie
b) porozmawiać i ustalić, że że raz za czas ona zrobi obiad osobno dla niego.
d) porozmawiać i ustalić, że on, robiąc obiad, dla siebie ugotuje to, co lubi, a dla rodziny coś innego.
Dlaczego od razu wybierac odpowiedź a)? I czy warto przez to rozwalać dobry związek? (zakładając, że reszta pożycia małżeńskiego/narzeczeńskiego układa sie świetnie)?
Wiesz Cent zupa i seks, to jednak dwie różne bajki... O ile można zrobić jedną zupę dla siebie i jedna dla partnera (nawet, gdy się jej nie znosi), o tyle włóżku tego, czego się nie znosi (a co może uwielbiać partner) trudno robić... A przynajmniej trudno robić to z przyjemnością...A przecież chcemy, aby obie strony były tak samo zadowolone i szczęśliwe... Jak więc wybrnąć?
17 września 2011 23:14 | ID: 639768
Zupa to nie seks niestety.... jeżeli nie ma dopasowania nawet dzięki najlepszej zupie związek nie przetrwa.
17 września 2011 23:24 | ID: 639788
Czyli wychodzi na to, że w ogóle przed zawarciem małżeństwa, należy się sprawdzić i dopasować w każdej możliwej sferze. Wspólne mieszkanie przez kilka lat, tak, żeby wszystkie sprawy zdążyły wyjść na jaw, prawda? A i tak pozostaje ryzyko, że coś przeoczyliśmy. Że po 10 latach związku wyjdzie na jaw, że on lubi coś, czego ona nie znosi...
Przedstawiacie jakąś utopijną wizję małżeństwa, w którym wszystko jest idealnie dopasowane (a ewentualne zgrzyty, bo on lubi rano, a ona wieczorem, oznaczają tragedię!). Mimo, że żony nie mam, to wiem, że to bzdura. Przez całe życie dwoje ludzi będzie się ze sobą docierało.
17 września 2011 23:26 | ID: 639790
Zagłosowane;)
17 września 2011 23:30 | ID: 639798
Czyli wychodzi na to, że w ogóle przed zawarciem małżeństwa, należy się sprawdzić i dopasować w każdej możliwej sferze. Wspólne mieszkanie przez kilka lat, tak, żeby wszystkie sprawy zdążyły wyjść na jaw, prawda? A i tak pozostaje ryzyko, że coś przeoczyliśmy. Że po 10 latach związku wyjdzie na jaw, że on lubi coś, czego ona nie znosi...
Przedstawiacie jakąś utopijną wizję małżeństwa, w którym wszystko jest idealnie dopasowane (a ewentualne zgrzyty, bo on lubi rano, a ona wieczorem, oznaczają tragedię!). Mimo, że żony nie mam, to wiem, że to bzdura. Przez całe życie dwoje ludzi będzie się ze sobą docierało.
Ryzko jest zawsze:) Nie ukrywajmy! Nie chodzi tu o idealne dopasowanie - są sfery i kwestie, które da się dotzreć, a są takie, których się nie da i tyle. Wiele tu jeszcze zależy od dobrej woli i osobowości samych partnerów. Ja nie przesądzam, ale nie ukrywam, że jeśli poznaje się partnera od strony seksualnej dopiero po ślubie może być znacznie trudniej, a czasem i można się rozczarować.
17 września 2011 23:34 | ID: 639813
Drogi SKORPIONIE!
Od zaranie dziejów przyznaję się do katolicyzmu :)
A co do Twojego zarzutu. Nie masz racji, gdyż jedno drugiego nie wyklucza. Żałujemy przed Bogiem ale grzech wyznajemy przed Jego pośrednikiem czyli kapłanem. Spowiedź tzw. powszechna, czyli nazwijmy to jakby w duchu, jest dopuszczalna tylko w sytuacjach, gdy nie można wyspowiadać się indywidualnie a zagrożone jest życie ludzkie. Np. w czasie wojny czy kataklizmów. Wtedy można uzyskać odpuszczenie grzechów [nawet ciężkich]. Jeśli jednak zagrożenie minie i nadarzy się sposobność, należy skorzystać z sakramentu spowiedzi indywidualnej. Natomiast w czasie każdej Mszy św. jest taka spowiedź powszechna na początku Eucharystii, która oczyszcza wiernych z grzechów lekkich. I dzięki temu mogą oni przystąpić do Komunii św.
I dla jasności: słowo ODPUSZCZENIE nie jest tożsame ze słowem ODPUST!
17 września 2011 23:44 | ID: 639836
A wracając o tematu wątku. Ja mam męża i to naprawdę długo. I już pisałam, że choć nie znaliśmy się od tej seksualnej strony to jakoś nie uważaliśmy, że jak się nie poznamy przed ślubem to będzie tragedia. Uczyliśmy się siebie długo. I choć bywały chwile trudne i jakieś niedotarcia, wcale nam to na związku nie zaważyło. Jesteśmy razem blisko 25 lat! I wciąż ze sobą. A żeby było śmieszniej to właśnie teraz co raz więcej czerpiemy radości z bycia razem. Także w łóżku :) I napiszę więcej. Był taki długi czas, że nie współżyliśmy. Choroba wykluczyła tę możliwość. I było to u początku naszego małżeństwa. I co? I nic. W życiu nie pomyśleliśmy o rozstaniu czy szukaniu zastępstwa. Bo Miłość to naprawdę wieloaspektowa sprawa. I seks choć ważny nie jest pierwszoplanowy. Dlatego to docieranie się przed jest mocno naciągną kwestią.
18 września 2011 00:53 | ID: 639900
Dla mnie miłość-to sex
Sex to miłość
Jeżeli miłość to grzech ,jestem grzesznikiem.
18 września 2011 01:04 | ID: 639903
Trzeba spróbować by później się nie rozczarować...
18 września 2011 01:14 | ID: 639904
Dla mnie sex to miłość,a miłość to sex.Jeżeli miłość jest grzechem to jestem grzesznicą.
18 września 2011 08:06 | ID: 639958
A wracając o tematu wątku. Ja mam męża i to naprawdę długo. I już pisałam, że choć nie znaliśmy się od tej seksualnej strony to jakoś nie uważaliśmy, że jak się nie poznamy przed ślubem to będzie tragedia. Uczyliśmy się siebie długo. I choć bywały chwile trudne i jakieś niedotarcia, wcale nam to na związku nie zaważyło. Jesteśmy razem blisko 25 lat! I wciąż ze sobą. A żeby było śmieszniej to właśnie teraz co raz więcej czerpiemy radości z bycia razem. Także w łóżku :) I napiszę więcej. Był taki długi czas, że nie współżyliśmy. Choroba wykluczyła tę możliwość. I było to u początku naszego małżeństwa. I co? I nic. W życiu nie pomyśleliśmy o rozstaniu czy szukaniu zastępstwa. Bo Miłość to naprawdę wieloaspektowa sprawa. I seks choć ważny nie jest pierwszoplanowy. Dlatego to docieranie się przed jest mocno naciągną kwestią.
Napiszę inaczej:
Wierzę że związek bez sexu przez długi czas może przetrwać , ale nie da się Go eliminować z naszego życia całkowicie - to po pierwsze.
Trwanie w "nieświadomości" co do tego w co "wyposażyła natura" Naszego partnera(kę) stwarza grożbę niedopasowania anatomicznego ( i nie tylko)- to po drugie
Choroba jednego z partnerów jest napewno kłopotem ( jeśli nie tragedią) , z czym możemy się ( a nawet powinniśmy w pewnych przypadkach ) pogodzić ( bo choroba nie wybiera) - to po trzecie..
Sprawa zaspokojenia swoich naturalnych popędów jest podstawowym dążeniem do "prokreacji" ( czyli rozmnażania się , lub prościej : pozostawienia po sobie SWOJEGO POTOMSTWA) - to po czwarte
.....i o tym "dopasowaniu" wałkujemy.
Bo zdarza się że czasami po ślubie któreś z dwojgo ogłasza że sexu to nie! dzieci- nie! spania we dwójkę nie!
No to po cholere był ten ślub - ja się pytam!
I nieuważam tego wałkowania kwestii "docierania się " za naciągniętą kwestię
18 września 2011 08:18 | ID: 639963
Czyli wychodzi na to, że w ogóle przed zawarciem małżeństwa, należy się sprawdzić i dopasować w każdej możliwej sferze. Wspólne mieszkanie przez kilka lat, tak, żeby wszystkie sprawy zdążyły wyjść na jaw, prawda? A i tak pozostaje ryzyko, że coś przeoczyliśmy. Że po 10 latach związku wyjdzie na jaw, że on lubi coś, czego ona nie znosi...
Przedstawiacie jakąś utopijną wizję małżeństwa, w którym wszystko jest idealnie dopasowane (a ewentualne zgrzyty, bo on lubi rano, a ona wieczorem, oznaczają tragedię!). Mimo, że żony nie mam, to wiem, że to bzdura. Przez całe życie dwoje ludzi będzie się ze sobą docierało.
Bartku!
Rozstają się czsami małżeństwa z wieloletnim stażem .
Nikt nie pisze o "docieraniu się" przez wiele lat ( to nie silnik samochodu - gdzie poszczególne części powinny się odpowiednio "dotrzeć i ułożyć))
Ale powinniśmy wiedzieć czy pasujemy do siebie anatomią i popędem ( czytaj "chcicą").
Mamy prawo być szczęśliwi , zaspokojeni i zadowoleni z życia jakie Nam upływa..
Zobacz ilu jest dookoła ludzi smutnych i zgorzkniałych ....i nie wiesz dlaczego??
A ja przypuszczam ! - chociaż mogę się mylić ...
18 września 2011 08:41 | ID: 639974
Szczególnie to "dopasowanie anatomiczne" mnie rozbawiło. Jeśli nie jesteś tym 17-latkiem z Giżycka, to nie powinieneś się o to martwić... ;)
Ryzko jest zawsze:) Nie ukrywajmy! Nie chodzi tu o idealne dopasowanie - są sfery i kwestie, które da się dotzreć, a są takie, których się nie da i tyle. Wiele tu jeszcze zależy od dobrej woli i osobowości samych partnerów. Ja nie przesądzam, ale nie ukrywam, że jeśli poznaje się partnera od strony seksualnej dopiero po ślubie może być znacznie trudniej, a czasem i można się rozczarować.
Czyli jeszcze raz, tak do znudzenia: poznajesz jako panna świetnego faceta. Rewelacyjnie się Wam rozmawia, lubicie spędzać ze sobą czas. Jesteście razem, on daje Ci wsparcie, poczucie bezpieczeństwa, itd, itp - generalnie spełnienie marzeń. Idziecie do łóżka, raz, drugi, trzeci... ale coś jest nie tak, jak sobie wymarzyłaś. I co robisz?
18 września 2011 08:48 | ID: 639979
My zdecydowaliśmy się na sex przed slubem i strasznie tego żałuję :( I już wyjaśniam dlaczego. Na początku była oczywiście pełna fascynacja i satysfakcja, jednak po pewnym czasie to minęło i teraz i tak okazuje się, że w ogóle pod tym względem nie jesteśmy dopasowani. Nie będę się zagłębiać w szczególy, ale myślę, że gdybyśmy na "siebie" zaczekali do ślubu, to być może ta fascynacja trwałaby do dziś. Już przed ślubem wiedziałam, że się w łóżku raczej "nie dogadamy" ale to nie był powód, żeby się nie pobierać, bo na miłość boską sex nie jest przecież najważniejszy! Nie mówię, że wcale nie jest ważny, bo tak nie uważam. Uzupełniamy się z Mężem pod kazdym względem, tworzymy fajną rodzinkę. Jesteśmy ponad 2 lata po ślubie a sex "uprawiamy" jakieś 4 razy w roku. Pewnie, że chciałabym więcej, ale nic na siłę. I gwarantuję Wam, bez sexu da się żyć i być szczęśliwym. W życiu by mi nie przyszło do głowy, żeby się z Mężem rozchodzić, bo sex nie sprawia mu przyjemności!
18 września 2011 09:01 | ID: 639986
Drogi SKORPIONIE!
Od zaranie dziejów przyznaję się do katolicyzmu :)
A co do Twojego zarzutu. Nie masz racji, gdyż jedno drugiego nie wyklucza. Żałujemy przed Bogiem ale grzech wyznajemy przed Jego pośrednikiem czyli kapłanem. Spowiedź tzw. powszechna, czyli nazwijmy to jakby w duchu, jest dopuszczalna tylko w sytuacjach, gdy nie można wyspowiadać się indywidualnie a zagrożone jest życie ludzkie. Np. w czasie wojny czy kataklizmów. Wtedy można uzyskać odpuszczenie grzechów [nawet ciężkich]. Jeśli jednak zagrożenie minie i nadarzy się sposobność, należy skorzystać z sakramentu spowiedzi indywidualnej. Natomiast w czasie każdej Mszy św. jest taka spowiedź powszechna na początku Eucharystii, która oczyszcza wiernych z grzechów lekkich. I dzięki temu mogą oni przystąpić do Komunii św.
I dla jasności: słowo ODPUSZCZENIE nie jest tożsame ze słowem ODPUST!
To nie Bóg ustanowił spowiedż przed kapłanem , ale sami kapłani chcący mieć więcej możliwości "MANIPULOWANIA ludżmi .
Zawsze było że PAN, PLEBAN SĘDZIA i LEKARZ razem siedzieli przy stole.
To ONI stanowili wyrocznię jak mamy żyć i zachowywać się w życiu..
Czasy się zmieniły , ludzie są bardziej świadomi swojej wartości , trudno jednak jest niektórym pogodzić się z faktem że kończą się nieuchronnie czasy ich wpływów.
Piszesz o GRZECHU , ale napewno trudno będzie Tobie przyznać że ONEGDAJ gdy PAN dziedzic pierwszy ( przed Panem młodym) brał Pannę Młodą do łóżka żeby Ją " wychędożyć" kościół wcale nie uważał tego za GRZECH ........tia! bo to był PAN
Z Panami sprawę mamy jasną - jest demokracja ( niektórym trudno jest z tym stanem rzeczy się pogodzić)
Sędzia ( czy prawnik) przestał być już dla Nas taką Nieomylną Wyrocznią jak to było kiedyś - (czas był ku temu żeby to zmienić )
Lekarz też przestał w naszych oczach być CUDOTWÓRCĄ , znamy ( chociaż pobieżnie) anatomię budowy ciała i wiedzę jak Ono funkcjonuje.
Pozostał tylko ostatni BASTION ZAKŁAMANIA jakim jest kościół .
Czy wierzę w Boga ?
Oczywiście! Wierzę! Ciut może inaczej tylko pokazuję swoją wiarę..
Jak sobie wyobrażasz ja mam iść do księdza i opowiadać o swoich grzechach skoro wiem że ON ksiądz też właśnie wczoraj był u kochanki ... , a kilka dni temu schlał się jak( zwierzęcia nie obrażę).
Że swojej kochance kupił chatę i wyposażył we wszystko co potrzeba .
Powiesz ( napiszesz ) to wyjątek!
Bzdura! To nie wyjątek ..
A co do tych odpustów to jednak dla jasności : Polecam przeczytać broszurkę MILICJI NIEPOKALANEJ - a to ciekawa lektura i pouczająca niezmiernie .
18 września 2011 09:02 | ID: 639987
Nie przecaniałabym kwestii dopasowania seksualnego sprawdzanego przed ślubem, bo tak naprawdę jak to sprawdzić...
Jesli ludzie nie mają doświadczeń w tej sferze, to wiadomo, iż pierwsze próby mogą być zupełnie nieudane, szczególnie dla kobiety, która stopniowo uczy się przezywania rozkoszy i czasem to trwa lata. Więc jesli z początku nam niespecjalnie wychodzi, to co? Testujemy innego partnera? Z tym drugim, załóżmy, jest lepiej, ale jaką mamy gwaranację, że gdzieś tam nie czeka ktoś, z kimś sex- to nieustanne pukanie do nieba bram. Więc co? Dalej szukamy tego the best i po kilkunastu próbach już wiemy, że jednak najlepiej było nam z nr 12?
Sfera seksu- jak inne sfery pożycia- nigdy nie są ostatecznie utrwalone. Nawet jeśli układa nam się cudnie, nie znaczy, że zawsze tak będzie. Ta sfera też ewaluuje i to niekoniecznie w dobrym kierunku. Często pożądanie z biegiem lat słabnie, wkrada się nuda i rutyna. Ale zdarza się też, że wraz z upływem lat jest coraz piękniej.
Nigdy nie możemy mieć pewności, jak będzie dalej. Dlatego trafiają do mnie argumenty zwolenników przedslubnej czystości, choć absolutnie nie potepiam tych, którzy sądzą inaczej.
A fizyczne niedopasowanie- z powodu róznicy wielkości organów- to - ze sporadycznymi wyjątkami- absolutny mit. Miłość zresztą umie usunąć wiele przeszkód, również tych w sferze ars amandi.
18 września 2011 09:20 | ID: 639989
Z biegiem lat/okoliczności libido i wszystko inne tak się zmienia... Jak tu cokolwiek zakładać i stwierdzać, że się jest sprawdzonym i dopasowanym...?
Był topik niedawno, o facecie który chce seksu analnego, bo "musi kombinować z racji że jego kobieta stała się luźna". Zapewne po porodzie. No i zonk, całe dopasowanie runęło. Na co te wszystkie seksy przed ślubem, to całe docieranie, jak jeden poród wszystko zmienił.
Albo libido: facetom z wiekiem spada, kobietom z wiekiem rośnie. To co dziś jest zgrane, za kilka lat rozjedzie się w dwie różne strony. Pomijając też okresowe wahania, np. podczas karmienia piersią. To co było dopasowane i sprawdzone - przestaje takim być. Siusiak, który dziś dumnie się pręży, za parę lat może smętnie wisieć i wymagać dużo "opieki", żeby wogóle zafungować, po czym więdnąć zaraz po zanurkowaniu w cipce - i mieć gdzieś wcześniejsze idealne "dopasowanie" i "dotarcie".
18 września 2011 09:25 | ID: 639990
Szczególnie to "dopasowanie anatomiczne" mnie rozbawiło. Jeśli nie jesteś tym 17-latkiem z Giżycka, to nie powinieneś się o to martwić... ;)
Nie!
Chociaż przyznaje szczerze że " nieznam człowieka" i niewiem o co Tobie chodzi ( domyślam się- choć pewny nie jestem)
Dla jasności żeby rozwiać Twoje wątpliwości napiszę że nie mam się czego wstydzić , a i jak narazie kondycja mi jakoś dopisuje i potrafię sprostać niejednym wymaganiom ( z przykrością przyznaję - nie wszystkim , nad czy nieraz ubolewam ).
Ale Bartku oprócz sexu i wiary są w życiu człowieka też i inne potrzeby ( a MY tylko sex i wiara , wiara i sex).
A gdzie inne wartości , gdzie PODEJŚCIE DO PARTNERA(KI) ?
Sposób w jaki Ją ( Jego) traktujemy!
Nastawiłeś się na ten ślub , bo tak nakazuje kościół .
A nie uważasz że wiele związków i bez ślubu żyje szczęśliwie i zgodnie .
Zaściankowa mentalność 'choćby bił(a) i katował(a) do krwi to jednak ślubny(a).
Tylko że póżniej mamy zaniedbane dzieci smotno patrzące z prośbą o ratunek w NASZE oczy.
Widziałeś oczy bitego psa ? są jak oczy maltretowanego dziecka... niczym się od siebie nie różnią.
18 września 2011 09:26 | ID: 639991
Z biegiem lat/okoliczności libido i wszystko inne tak się zmienia... Jak tu cokolwiek zakładać i stwierdzać, że się jest sprawdzonym i dopasowanym...?
Był topik niedawno, o facecie który chce seksu analnego, bo "musi kombinować z racji że jego kobieta stała się luźna". Zapewne po porodzie. No i zonk, całe dopasowanie runęło. Na co te wszystkie seksy przed ślubem, to całe docieranie, jak jeden poród wszystko zmienił.
Albo libido: facetom z wiekiem spada, kobietom z wiekiem rośnie. To co dziś jest zgrane, za kilka lat rozjedzie się w dwie różne strony. Pomijając też okresowe wahania, np. podczas karmienia piersią. To co było dopasowane i sprawdzone - przestaje takim być. Siusiak, który dziś dumnie się pręży, za parę lat może smętnie wisieć i wymagać dużo "opieki", żeby wogóle zafungować, po czym więdnąć zaraz po zanurkowaniu w cipce - i mieć gdzieś wcześniejsze idealne "dopasowanie" i "dotarcie".
Zgadzam się w 100%.
Nie masz konta? Zaloguj się, aby tworzyć nowe wątki i dyskutować na forum.