Nigdy nie zapomnę pierwszego kataru mojego dziecka. Byłam przerażona, kiedy mój bezbronny niemowlak nie mógł spać z powodu zatkanego nosa. Wszystkie moje próby załagodzenia tych objawów były niepewne, niezręczne, pełne wątpliwości. W miarę upływu czasu nabrałam więcej zręczności, wiedzy, praktyki i moje poczynania są spokojniejsze, pewniejsze, ale wciąż dręczy mnie zmęczenie mojego syna, gdy bezskutecznie próbuje zasnąć. Mamy na rynku tyle leków, specyfików, suplementów, ale tak naprawdę nie ma środka, który w mgnieniu oka pokona chorobę. Jest za to sposób, który w mgnieniu oka przywróci drożność zakatarzonego nosa, który stanowi barierę do snu i regeneracji zdrowia jaki on daje. Znanym od dawien dawna sposobem na katar jest inhalacja, dziś często niedoceniana. Pamiętam jak dziś inhalacje z okresu swojego dzieciństwa. Nad gorącym naparem należało się pochylić, nakryć głowę ręcznikiem i oddychać głęboko. Dziś wydaje mi się to nieco niebezpieczne w odniesieniu do dziecka. Całe szczęście, że dziś mamy też inne metody na inhalację. Taką metodą jest zastosowanie maści inhalacyjnej. Ale jakiej? Zdarzyło mi się przyjść z apteki z maścią, która po przeczytaniu ulotki okazywała się być ryzykowna w zastosowaniu u małego dziecka. Pamiętam wątpliwości i wahania po użyciu znanej marki produktu inhalacyjnego zawierającego kamforę. Biłam się z myślami przy każdej infekcji dróg oddechowych dziecka. W końcu poprzestawałam na naturalnych metodach, jak ułożenie rozgniecionego czosnku obok łóżka dziecka. Dziś mój syn ma już 8 lat, ale nadal często właśnie taką inhalację u niego stosowałam, bo nie jestem skłonna do eksperymentów na nim, do stosowania leków, których składu nie jestem w stanie odczytać i których ulotka wymienia tak wiele ewentualnych ostrzeżeń i skutków ubocznych stosowania.
Okazało się jednak, że jest metoda inhalacyjna równie naturalna jak dotychczas przeze mnie stosowana, choć wiele prostsza, skuteczniejsza. Maść z olejkami eterycznymi od Ziołolek to dla mnie odkrycie. Choć bardzo prosta to dla mnie jest wręcz innowacyjna. Przyznam, że zniechęcona wczesnymi nietrafnymi zakupami specyfików inhalacyjnych, straciłam zaufanie do produktów gotowych, nie śledziłam, nie szukałam nowości. Bardzo jednak cieszy mnie to, że miałam przyjemność przetestować produkt Salorhin. Mogłam dzięki temu na nowo zweryfikować swoje zdanie na temat produktów inhalacyjnych, skończyć z wrzucaniem ich do jednego worka.
Do testowania wybrałam MAŚĆ Z OLEJKAMI ETERYCZNYMI dla dzieci od 6. miesiąca życia. Wybrałam ją świadomie, mimo iż mój syn, jak pisałam, ma już 8 lat. Wynikało to poniekąd z wcześniejszych moich doświadczeń, ale też ze stałej już tendencji do wybierania dla dziecka produktów najdelikatniejszych, najbezpieczniejszych.
Opakowanie zewnętrzne maści to pudełko w prostej kolorystyce bieli, fioletu z gałązkami lawendy, która występuje w składzie w postaci olejku. Nazwa produktu umieszczona na pudełku widnieje zarówno w języku polskim jak i angielskim, jeśli chodzi o pozostałe informacje, przeważa język polski. Choć spis wszystkich składników maści jest w języku obcym, to jest on tak krótki i prosty, że również nie ma prodlemu ze zrozumieniem. Wewnątrz pudełka papierowego znajduje się pudełko plastikowe z naszym produktem. Oprócz szczelnej nakrętki, nowy produkt jest dodatkowo zapieczętowany sreberkiem (pod nakrętką).
Po otworzeniu pudełka z daleka możemy wyczuć orzeźwiający zapach maści. Choć dominującym zapachem jest eukaliptus, to w maści tej wyczuć można również ziołowe, świeże nuty pozostałych składników aktywnych. A są nimi obok olejku eukaliptusowego, olejek sosnowy, lawendowy, majerankowy.
To co najbardziej doceniam w maści Salorhin to prosty skład. Oprócz wymienionych wyżej olejków aktywnych, maść zawiera również masło shea oraz tajemniczy składnik Cera Alba, pod którym kryje się po prostu wosk pszczeli (ten składnik musiałam sprawdzić, bo nie znałam tej nazwy).
Bardzo cenię sobie tę przejrzystość składników, ale jeszcze bardziej to że są one w pełni naturalne a ich działanie nie wymaga wnikliwego badania w książkach i internecie, bo są znane od pokoleń. Oprócz swoich właściwości inhalacyjnych posiadają również inne właściwości prozdrowotne. Olejek eukaliptusowy pobudza mechanizmy odpornościowe organizmu. Olejek sosnowy wpływa na poprawę odporności organizmu i działa rozgrzewająco. Olejek majerankowy oprócz właściwości przeciwbólowych, leczy stany zapalne, zwalcza bekterie. Lawenda zaś ma właściwości antyseptyczne, przeciebakteryjne, łagodzi podrażnienia skóry, ale najbardziej znana jest jako środek ułatwiający zasypianie, uspokajający. Bazą maści jest masło shea, które doskonale regeneruje, odżywia skórę, sprzyja gojeniu ran, łagodzi podrażnienia tak często towarzyszące nieżytowi nosa. Również składnik, którego wcześniej nie znałam, czyli wosk pszczeli nie pozostaje bierny w tej kombinacji. Okazuje się, że wykazuje on działanie bakteriobójcze,doskonale natłuszcza, stanowi barierę ochronną i zapobiega wysuszaniu skóry.
Jak widać, maść z olejkami eterycznymi od Ziołolek działa kompleksowo, zarówno jako środek inhalujący jak i działający osłonowo na skórę, ale również sprzyjający regeneracji całego organizmu podczas snu. Mimo swojego całkowicie naturalnego składu jest bardzo skuteczna, bo przywraca swobodny oddech. Już samo udrożnienie nosa przynosi ulgę, a to nie koniec korzyści. Udrożnienie to pierwszy krok do zwalczania kataru, a na pewno do zapobiegania pogłębieniu infekcji, zainfekowaniu zatok. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego ile znaczy taki powiew powietrza po etapie zatkania. Katar łagodnieje, dziecko oddycha swobodnie i może spać. Na następny dzień przeważnie już jest lepiej, bo nic tak nie leczy jak dostęp świeżego powietrza (i substancji lotnych leczniczych) do chorego nosa. Inhalacje mają ogromną moc przyspieszania walki z katarem, a więc i kaszlem (jeśli występuje), bo przecież to właśnie spływająca po gardle wydzielina powoduje najczęściej odruch kaszlowy, osadza się w drogach oddechowych. Pierwszym krokiem do wyleczenia przeziębienia jest zwalczanie objawów kataru. A tu inhalacje nie mają sobie równych.
Maść z olejkami eterycznymi Salorhin bez obaw stosuję u swojego dziecka. Ale gdy zajdzie taka potrzeba polecę ją również dorosłemu, bo z naturalnych metod leczenia, z naturalnych składników aktywnych, z produktów delikatnych się nie wyrasta.
P.S. Próbowałam dodać zdjęcia wg instrukcji, niestety ich rozmiar jest zbyt duży (ok 4MB). Czy mogę je dodać w inny sposób? Oto link do zdjęcia na fb: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=2363412457117641&set=a.1317196875072543&type=3&theater