Jak zaczął się Wasz poród?
- Zarejestrowany: 12.10.2010, 12:59
- Posty: 1642
Jestem ciekawa kiedy i gdzie zastały Was pierwsze objawy porodu? Czy wiedziałyście, ze to już? Jakie były reakcje Wasze i Waszych bliskich? Opowiadajcie, bo jestem ciekawa.
Moje pierwsze skurcze pojawiły się pół godziny po przyjeździe M. z trasy. Zaczęłam plamić, pojechalismy do szpitala gdzie połozna mnie zbadała i stwierdziła, że owszem szyjka zaczęła sie skracać (stad plamienie), ale jeszcze spokojnie mog wrócic do domu. Wrócilismy, ale miałam całą noc skurcze, coraz bardziej bolesne i następnego dnia i tak wylądowałam w szpitalu. Mały urodził się kolejnego dnia przez cc.
Na szczęście M. zdążył wrócić i nie byłam sama w domu.
- Zarejestrowany: 25.03.2011, 15:47
- Posty: 51
Pamietam to był piątek 30 lipca długo czekałąm na dzień bo z pierwszym dzieckiem miałam cesarke bo było zagrozenie ciąży, o godz 15 poczułam straszny skurcz bol niesamowity , po poł godziny znów i tak co jakis czas , mój mąż wrócił z pracy o 16 nic nie mówiłam szczerze bardzo się bałam w czasie skurczu na rękach z bólu sie podnosiłam zjedlismy obiad , potem podwieczorek nieukrywam ze to był puchar borówek z bitą smietaną i jak zjadłam to wtedy dopiero powiedziałam do męża - kochanie nie chce zapeszać ale to chyba się zaczyna już nie mogłam z bólu wytrzymać nic tylko torba i do szpitala , starsza córka ma 7 lat była tak strasznie spanikowana ze jak okazało się w szpitalu ze mama zostaje to tak zaczęła szlochac ze tata nie mógł jej uspokoić , calą noc męczyłam się z bólu i prawie do godz 17 wtedy wzieli mnie juz na poródówka , tam przezywałam horor sama i te bóle myslałam ze wyjde z siebie ale moje dziecko w koncu się urodziło była dokładnie 20:55 31 lipca najszczęśliwszy dzięn mojego zycia :-)
Wyciągnęłam wątek, bo sama już jestem przed terminem, a mymy kilka nowych mamuś:-D
Wyciągnęłam wątek, bo sama już jestem przed terminem, a mymy kilka nowych mamuś:-D
Aguśka Ty jeszcze nie urodziłaś???? Coś leniwe te Twoje maleństwo :))))
- Zarejestrowany: 17.05.2009, 08:11
- Posty: 104
Ja będąc już w szpitalu poczułam pierwsze skórcze i pojawiały się coraz częście aż do trwania dłuższego niż przerwa (rozwarcie na 7 cm). Wody sączyły się jedynie (etap ok5 godzin). Potem poszłam na porodówkę i tam to już moment :-)
- Zarejestrowany: 18.11.2010, 15:16
- Posty: 488
Ja miałam pierwsze skurcze jak siedziałam na przeciwko księza bo była akurat kolęda:)
- Zarejestrowany: 17.05.2009, 08:11
- Posty: 104
też sobie dziecko moment wybrało ;-)
Wyciągnęłam wątek, bo sama już jestem przed terminem, a mymy kilka nowych mamuś:-D
Aguśka Ty jeszcze nie urodziłaś???? Coś leniwe te Twoje maleństwo :))))
Poczekam w tym wątku aż mi się poród zacznie
- Zarejestrowany: 09.02.2011, 21:29
- Posty: 1370
Wyciągnęłam wątek, bo sama już jestem przed terminem, a mymy kilka nowych mamuś:-D
Aguśka Ty jeszcze nie urodziłaś???? Coś leniwe te Twoje maleństwo :))))
Poczekam w tym wątku aż mi się poród zacznie
aga no wiesz co
Ja pamietam pojechlam do szpitala zaraz po swietach Bozego Narodzenia w 2009 r. Bo wtedy cala noc mialam rozwolnienie i wymioty,odwodnilam sie i przez ta noc schudlam 3 kg. tam przez tydzien dostawalam kroplowki,bo mialam malo wod plodowych,a po tym nawadnianiu (12 kroplowek) jak sie na usg okazalo mialam jeszcze mniej tych wod zamiast wiecej,to te usg mialam w poniedzialek 4 stycznia 2010r. we wtorek prawie caly dzien na porodowce lezalam pod kroplowka na wywolanie-oksytocyna i nic,dostalam dwie kroplowki,ktore mi wlasciwie wstrzymalo wszystko,bo wieczorem na ktg tetno mialam prawie rowne z kratkami-w ogole mi nie skakalo,w srode 6 stycznia rano zjadlam sniadanie,siedze na lozku i polozna przychodzi i pyta czy jadlam,ja mowie ze tak,a ona ze na ciecie mnie zabieraja,a ja malo nie zemdlalam z wrazenia wtedy. ok 10 zabrali mnie na sale,lezalam pod kroplowka i ktg,o 12.30 zabrali na nastepna sale na ciecie,a o 13.10 byla juz Oliwia,pamietam ze zakrztusila sie wodami jak ją wyciagali,a jak juz uslyszalam jej placz to sama sie poplakalam :) dostala 10 punktow,wazyla 3050,mierzyla 56 cm.
- Zarejestrowany: 06.01.2011, 19:24
- Posty: 3878
Dzień wczesniej bolao mnie podbrzusze...ale sie tym nie zabardzo przejełam bo wczesniej też mnie pobolewało... na chwile sie położyłam ale jak tylko to zrobiłam zaczoł boleć mnie żołądek meżus zrobił mi mięte ale nie pomagało dostałam biegunki do tego ale gdy już zasnełam było ok przespałam cała noc rano sieobudziłam i wszystko odeszło nawet brzuszek nie bolał...
Tego dnia 06.06.2011 miałam gości kuzynka przyszła z córeczkami siostra z chłopakiem i 2 siostra z narzeczonym oczywiście rano upiekłam ciacho i szykowałam sie na ich przyjscie i znów mnie zaczoł boleć brzuszek ael mysle sobie poboli i przestaanie ale bolał mocniej i mocniej choć do wytrzymania jak na miesiaczke.. goście wyszli wrócił mężuś zjedliśmy obiadek i sie połozyłam na chwile bo miałam otworzyć okno bo było duszno w mnieszkaniu i jak wstała to chlup.... wody sobie poleciały zawołałam męza ze chyba to wody bo w sumie nie byłam pewna ...ale zaraz 2 raz to samo ... wiec chyba z 4 razy przebierałam majtki zanim dotarło do mnie że to już:)
Mąż odwiózł starszego synka do dziadków i pojechaliśmy do szpitala ... i eh ta biurokracja ... zanim mnie odwieźli na porodówke mineło 2h:/ ale szybko zleciało na szczescie... lekarz mnie zbalał mówi że jak najbardziej tu sie poród zaczoł ...ale skurczy zero:P
Wiec po 2 h dali mi okstytocyne na wywołanie skurczy... poźniej poleciało bardzo szybko 4 min skurczy partych i Alanek był na świecie:)
Dostał 10 punktów waga 2850 54cm
Mężuś przecioł pępowine .... dla niego to był też bardzo ważny dzień dodam że jego obecność była naprawde wsparciem dla mnie dopingował mnie jak mógł:*
Teraz mam 3 najważniejszych mężyzn w życiu :* KOchaM was:* <Dominik Kryspinek Alanek>
- Zarejestrowany: 12.01.2011, 18:17
- Posty: 2317
W środę spadłam z krzesła i pojechałam sprawdzić do szpitala czy wszystko dobrze, bo uderzyłam się o klamkę od komody, a termin miałam na piątek. Zbadali mnie, zrobili KTG i wszystko dobrze, jeszcze USG powiedział jeden fajny lekarz i robił mi je dość długo i dokładnie bo obok stała stażystka i w ten oto sposób poinformował mnie że moje dziecko ma ok 4kg, wow byłam w lekkim szoku bo nie całe dwa tygodnie temu ważyła 3159, bardzo duży ten przyrost wagi sobie myśle, no ale w sumie to myślałam eee chyba taka duża nie będzie. Wypuścili mnie do domu bo wszystko było dobrze, ale ten oto lekarz stwierdził, żebym przyszła w piątek na KTG.
No i w sumie środa była już spokojna,, czwartek też, w piątek rano zaczęła wyciekac mi bezbarwna wydzielina galaretowata no to napisałam do dziewczyn na forum co to może być czy to ten czop i mi potwierdziły że raczej tak :) no to sie ucieszyłam bo sobie myśle teraz to szybko pujdzie. Poszłam na to KTG, ale skurczów zero, małej tętno skakało i ruszać się nie chciała, mnie się płakać już chcialo itd, no ale jak spytali cy zostaje no to powiedziałam, że tak lepiej byc pod kontrolą, w sumie średnio ta ich kontrola wyszła ale dobra...
Lekarz (inny niż poprzednio, ale znany mi już bo usg mi często robił) znów mnie zbadał i usg zrobił jemu waga wyszła 3890 wiec zbliżona do poprzednich pomiarów. Zarządził też kroplówkę nawadniającą i podpięcie od rzu do ktg, no i tak też było na ktg 40 minut z kroplówką, potem na sale mnie wzieły kroplówka spływała kolejne 1,5 godz, inne zalecenia ktg ran i wieczorem, no i badanie szybkie tętna takim aparacikiem głosnikiem z 5 razy dziennie, ale to każda cieżarna u nas ma po 30 tyg.
I tak do niedzieli się nic niedziało oprócz tego że ten czop?? zmienił się na żółty i pienisty, oczywiście chcąc pokazać wkładkę i informując o tej zmianie słyszałam, że to normalne.
Niedziela godz ok 14, zaczyna boleć mnie dziwnie brzuch i coraz więcej tego czopu, który potem okazał się sączącymi wodami. Ok 17 dzwonie do rodziców mówie im, że chyba się zaczyna skurcze stawały się częstrze i mocniejsze, poszłam do położnej bada mnie i mówi, że organizm do porodu się przygotowuje i nic sie nie dzieje prosze czekac, no to czekam, skurcze są co 7 minut, jest troche przed 19, mówie położnej innej (bo przyszła zmiana nocna) że mam skurcze co 7-5 minut, podpieła mnie do KTG, zaraz mial być obchód. No i tak sobie leże itd, przychodzi bucowaty lekarz, który zagląda do mnie i macha ręką mówi przepowiadające skurcze, ktg nic nie wykazuje, naciskam i mówie, że wydaje mi się... wam się wszystkim wydaje i poszedł. Chamidło, ta położna patrzy tak na mnie, odpieła mnie i mówi rozbierz się zbadam CIę, patrzy mi na ta wkładke i mowi, wody ci się sączą czemu nie pokazałaś wkładki, mówie jej, że pokazywałam ale mówiono mi że to czop, zbadała mnie i przebiła wody (oczywiscie potem twierdząc że same odeszły) wody były zielone ;/
szybko się umyłam przebrałam i zawiozła mnie na sale porodową, było to ok godz 19.50.
tam zrobili mi lewatywe, kazali dać wszystkie rzeczy podkłady itd.
i położyć się i podpieli mnie do ktg, a ja te skurcze już miałam co 4min a rozwarcie tylko na 2 palce,przylazł ten doktór i mowi widzi pani dopiero się widzielismy coś tam próbuje tłumaczyć się, a ja nie reagujee na chamidło.
Dostałam oczywiście kroplówke na silniejsze skurcze, a potem dwa znieczulenia tak mnie bolało, ale w sumie jak te znieczulenia przestawały dzałać to czulam ból mocniej niż przed nimi albo po prostu tak mi się wydawło n;/
Poród trwał 6 godzin, darlam sie jak nigdy w życiu, ale ten krzyk mnie uspokajał na chwilkę. lekarz był u nie może z 3 razy, dwie krowy połozne siedziały i mówiły ciszej, tylko jedna za co jej do końća życia będę wdzięczna pomagała mi we wszystkim i mówiłam co mam robić gdyby nie ona nie wiem jakbym urodziła.
Nadia rzeczywiścier ważyła 4kg, wszyscy stwierdzili że to był cieżki poród ze względu na to że to moje pierwsze dziecko i że była taka duża. Jeden lekarz powiedzial, że powinnam mieć cesarkę itd.
Gdy mnie rościeli mała jeszcze nie chciała wyjśc więc położyli mi się na brzuch, dwie położne i lekarz i ją wypchali, jak ją zobaczyłam i zaczęła płakać wszystko mineło ból i strach.
W poniedziałek 23 maja 2011 o 1:23 przyszła na świat moja coreczka Nadia, waga 4kg, wzrost 57cm :)
Przez te wody miałam stan zapalny i mała również, więc w szpitalu spędziłyśmy 5 dni.
Poród był dla mnie bardzo cieżki, ale dla takiego cudeńka jak moja ksieżniczka warto było wycierpieć to wszystko i gdyby było trzeba jeszcze sto razy bym tak cierpiała żeby tylko jej było dobrze :)
W środę spadłam z krzesła i pojechałam sprawdzić do szpitala czy wszystko dobrze, bo uderzyłam się o klamkę od komody, a termin miałam na piątek. Zbadali mnie, zrobili KTG i wszystko dobrze, jeszcze USG powiedział jeden fajny lekarz i robił mi je dość długo i dokładnie bo obok stała stażystka i w ten oto sposób poinformował mnie że moje dziecko ma ok 4kg, wow byłam w lekkim szoku bo nie całe dwa tygodnie temu ważyła 3159, bardzo duży ten przyrost wagi sobie myśle, no ale w sumie to myślałam eee chyba taka duża nie będzie. Wypuścili mnie do domu bo wszystko było dobrze, ale ten oto lekarz stwierdził, żebym przyszła w piątek na KTG.
No i w sumie środa była już spokojna,, czwartek też, w piątek rano zaczęła wyciekac mi bezbarwna wydzielina galaretowata no to napisałam do dziewczyn na forum co to może być czy to ten czop i mi potwierdziły że raczej tak :) no to sie ucieszyłam bo sobie myśle teraz to szybko pujdzie. Poszłam na to KTG, ale skurczów zero, małej tętno skakało i ruszać się nie chciała, mnie się płakać już chcialo itd, no ale jak spytali cy zostaje no to powiedziałam, że tak lepiej byc pod kontrolą, w sumie średnio ta ich kontrola wyszła ale dobra...
Lekarz (inny niż poprzednio, ale znany mi już bo usg mi często robił) znów mnie zbadał i usg zrobił jemu waga wyszła 3890 wiec zbliżona do poprzednich pomiarów. Zarządził też kroplówkę nawadniającą i podpięcie od rzu do ktg, no i tak też było na ktg 40 minut z kroplówką, potem na sale mnie wzieły kroplówka spływała kolejne 1,5 godz, inne zalecenia ktg ran i wieczorem, no i badanie szybkie tętna takim aparacikiem głosnikiem z 5 razy dziennie, ale to każda cieżarna u nas ma po 30 tyg.
I tak do niedzieli się nic niedziało oprócz tego że ten czop?? zmienił się na żółty i pienisty, oczywiście chcąc pokazać wkładkę i informując o tej zmianie słyszałam, że to normalne.
Niedziela godz ok 14, zaczyna boleć mnie dziwnie brzuch i coraz więcej tego czopu, który potem okazał się sączącymi wodami. Ok 17 dzwonie do rodziców mówie im, że chyba się zaczyna skurcze stawały się częstrze i mocniejsze, poszłam do położnej bada mnie i mówi, że organizm do porodu się przygotowuje i nic sie nie dzieje prosze czekac, no to czekam, skurcze są co 7 minut, jest troche przed 19, mówie położnej innej (bo przyszła zmiana nocna) że mam skurcze co 7-5 minut, podpieła mnie do KTG, zaraz mial być obchód. No i tak sobie leże itd, przychodzi bucowaty lekarz, który zagląda do mnie i macha ręką mówi przepowiadające skurcze, ktg nic nie wykazuje, naciskam i mówie, że wydaje mi się... wam się wszystkim wydaje i poszedł. Chamidło, ta położna patrzy tak na mnie, odpieła mnie i mówi rozbierz się zbadam CIę, patrzy mi na ta wkładke i mowi, wody ci się sączą czemu nie pokazałaś wkładki, mówie jej, że pokazywałam ale mówiono mi że to czop, zbadała mnie i przebiła wody (oczywiscie potem twierdząc że same odeszły) wody były zielone ;/
szybko się umyłam przebrałam i zawiozła mnie na sale porodową, było to ok godz 19.50.
tam zrobili mi lewatywe, kazali dać wszystkie rzeczy podkłady itd.
i położyć się i podpieli mnie do ktg, a ja te skurcze już miałam co 4min a rozwarcie tylko na 2 palce,przylazł ten doktór i mowi widzi pani dopiero się widzielismy coś tam próbuje tłumaczyć się, a ja nie reagujee na chamidło.
Poród trwał 6 godzin, darlam sie jak nigdy w życiu, ale ten krzyk mnie uspokajał na chwilkę. lekarz był u nie może z 3 razy, dwie krowy połozne siedziały i mówiły ciszej, tylko jedna za co jej do końća życia będę wdzięczna pomagała mi we wszystkim i mówiłam co mam robić gdyby nie ona nie wiem jakbym urodziła.
Nadia rzeczywiścier ważyła 4kg, wszyscy stwierdzili że to był cieżki poród ze względu na to że to moje pierwsze dziecko i że była taka duża. Jeden lekarz powiedzial, że powinnam mieć cesarkę itd.
Gdy mnie rościeli mała jeszcze nie chciała wyjśc więc położyli mi się na brzuch, dwie położne i lekarz i ją wypchali, jak ją zobaczyłam i zaczęła płakać wszystko mineło ból i strach.
W poniedziałek 23 maja 2011 o 1:23 przyszła na świat moja coreczka Nadia, waga 4kg, wzrost 57cm :)
Przez te wody miałam stan zapalny i mała również, więc w szpitalu spędziłyśmy 5 dni.
Poród był dla mnie bardzo cieżki, ale dla takiego cudeńka jak moja ksieżniczka warto było wycierpieć to wszystko i gdyby było trzeba jeszcze sto razy bym tak cierpiała żeby tylko jej było dobrze :)
tak tak warto cierpiec dla naszych szkrabow ;)
- Zarejestrowany: 15.01.2010, 07:37
- Posty: 2849
Mój pierwszy poród zaczął się 7 stycznia 2000r. około 16:00. Robiłam pierogi z kapustą i poczułam, że powoli sączą mi sie wody płodowe. A że nic nie bolało, to nikomu nie powiedziałam. Wieczorem jeszcze siedzieliśmy i graliśmy w karty. Poszłam spać, około 3:40 obudziłam się i poczułam, że coś mnie pobolewa. Oczywiście nikomu jeszcze nic nie mówiłam. Wstałam i poszłam do łazienki, potem pod prysznic. Mama się obudziła i pyta , czy to już, a ja że chyba tak, bo mam skurcze co 7 minut ale mało bolesne. Zadzwonili po karatkę - przyjechała po 40 minutach. Wszyscy w domu panikowali, a ja sobie spokojnie siedziałam i czekałam.
W szpitalu byłam około 5:10. Na izbie przyjęć wszyscy zaspani, więc mozolnie im szło wypisywanie dokumentów. W pewnej chwili pielegniarka się ockneła i pyta, co ile mam skurcze - ja na to ze co 1,5 minuty. No i zaczęła się panika. "Dlaczego pani nic nie mówi !" - ja na to, że mnie nikt nie pytał, to i nie mówię, a poza tym nie boli mocno, więc pewnie jeszcze czas.
Na porodówce byłam o 5:20, podłączyli mnie pod KTG i sobie poszli, bez badania. Więc sobie spokojnie leżę. Po 10 minutach wchodzi położna i mnie bada. No i znowu panika "dlaczego pani nie mówi, że ma skurcze parte?" - a niby skąd ja mam to wiedzieć? Przybiegły 2 połozne i salowa, i każą mi przeć. Po 4 skurczach partych miałam Konrada na brzuchu o 5:50, 8 stycznia - 5 dni przed terminem.
Michał natomiast nie spieszył się na świat. 9 dni po terminie poszłam na wizytę do ginekologa i ten mi mówi, że trzeba do szpitala jechac i poród wywoływać, bo już za długo się przeciąga. Ale ja niezbyt chętnie się tam wybierałam, więc dopiero około 19- tej byłam w szpitalu. Pani doktor mnie zbadała i kazała podać zastrzyk na wywołanie porodu. Miałam na sali tak sympatyczne sąsiadki, ze rozmawiałyśmy do późnej godziny. Około północy postanowiłyśmy, że czas spać, ale mi coś było niewygodnie. Mówię dziewczynom, że będę chyba rodzić, a one na to, że dopiero przyjechałam i jeden zastrzyk to za mało na wywołanie porodu. Na szczęście moja koleżanka - położna miała akurat dyżur. Poszłam do niej i mówię, żeby mnie ktoś zbadał, bo jakoś niewyraźnie się czuję. KTG wykazało, że mam spore skurcze, ale ja tego prawie wcale nie odczuwałam. Położna kazała mi iść jeszcze pod prysznic, rozluźnić się, bo one mają jakiś pilny przypadek i nie mają za bardzo czasu. Nie zdążyłam wejść pod prysznic, poczułam główkę dziecka. Z krzykiem wyszłam z toalety. Ledwo doszłam na salę porodową. Położna przebiła mi pęcherz płodowy i po 5 minutach miałam synka w objęciach. 20 listopada 2002 r o godzinie 1:05.
Wszystkim przyszłym mamusiom życzę tak szybkich porodów jak moje
- Zarejestrowany: 13.12.2010, 18:18
- Posty: 264
Odkopałam temat. Sama dzisiaj znalazłam coś nieokreślonego na swoich majtkach i zaczęłam się zastanawiać kiedy i jak to będzie u mnie :)
A u mnie to bylo tak...termin mialam na 14 wrzesnia,siedzialam w domu i nic sie nie dzialo,dzien pozniej poszlam do spzitala bo musialam miec ciaglosc zwolnienia i tak lekarz powiedzial,zeby zrobic jak powiedzial tak zrobilam.Pojechalam do spzitala 15 wrzesnia 2008 to byl poniedzialek ,codziennie badanie wod plodowych,ostatnie USG przed porodem na ktorym sie dowiedzialam,ze nosze ponad 4 kg klocka w sobie:)...
tak sobie czekalam do czwartku wieczorem 18 wrzesnia,po 19 zlapaly mnie pierwsze skurcze i zaczely byc co 2-3 minut coraz silniejsze,cala noc sie umecyzlam nie dostalam od poloznych nic zeby mogla spokojnie noc przespac,chodzilam non sto do toalety,przekrecalam sie z boku na bok by jakos sobie ulzyc ale lipton nic nie szlo...
o 9 rano w piatek bylo badanie na czczo bo ja do tych rodzacych sie juz zaliczalam,lekarz zrobil badanie szyjki,pomasowal,zalecil podanie czoipka rozkurczowego do 12 w poludnie 19 wrzesnia 2008 tak sie meczylam,jak zazynany prosiak na lozku,lezalam i jeczalam z bolu i w to tez poludnie przyszedl jeden maly skurczyk i bach polalo sie ze mnie jakby z dwa wielkie wiadra wody ze mnie ktos wylal,zalalam siebie az po kark bo nie mialam sily wstac zbye pojsc po polozna do badania ze wody odeslzy dziewcyny z przedporodowej zawolaly siostre lekarz zbadal i faktycnzi ewody puscily(nie da sie rpzegapic,jak odejda wody)...
nastepnie zadzownilam po meza ze sie zaczelo biedny,przerazony wpadl i czekal razem ze mna zabrali mnie do pokoju przedporodowego tam wylala sie ze mnie koncowka wod plodowych,podlacyzli do KTG na pol godizny i dali oksytocyne a tu lipa nic nie slzo rozwarcie na 2,5 palca wypuscili z lozka i kazali pochodzic w miedyz czasie dostalam bole krzyzowe,myslalam,ze tam tynk ze paznokcie wbije w sciane i zedre cala farbe:D...stwierdzialm,ze nie dam rady chodzic i wrocilam na lozko tam lezalam dalej i czekalam na cud,bolalo,podlacyzli drugi raz KTG i dalej zero postepu druga dawka oksytocyny i nic...o godzinie 20 zaczelam dostawac temperature,zaczela sie wdawac infekcja
dobilam do 28 kresek,bylo mi juz wszystko jedno o 22 dostalam na moja prosbe znieczulenie poniewaz nie mialam rozwarcia a mialam skurcze parte wiec zeby sie nie popruc i nie przec dostalam upragnione znieczulenie i nagle wszystko minelo,poczulam mega ulge...potrzymali mnie jeszcze 2 godziny i o godiznie 00:00 padla decyzja ze bede miala ciecie cesarskie...
dostalam magiczne papierki,ledwo przytomna do podpisania,dobrze ze maz byl i wywiezli mnie na sale operacyjna...tam przezucili mnie z lozka na stol nacieli podbrzusze,poszamotlai sie z ponad 4 kg klocuszkiem:),ja miedyz czasie poogladalam sobie wnetzronosci w lampie nad stolem...
pozniej wyjeli zaszyli pokazali dzieciatko,ze dziewczynka...
niestety nie mialam malej zaraz po porodzie bo urodzila sie z infekcja i musieli ja zabrac.
Po cieciu wywiezli na pooperacyjna a rano zawiezli mnie na pieterko gdzie byla reszta mam po porodzie:)...
Ogolnie mam traume po porodzie,ale jak juz dostalam corcie do siebie dopieor na 3 dobe to jakos tak szybciej zaczelam dochodzic do siebie.
- Zarejestrowany: 24.05.2011, 09:12
- Posty: 2868
Na spacerze z psem odeszły mi wody płodowe,dużo póżniej miałam bóle wprawdzie znośne a przy silnych bólach pojechałam do szpitala i jakąs 2 godziny potem zaczęłam już rodzić.
- Zarejestrowany: 06.01.2010, 15:15
- Posty: 112855
https://www.familie.pl/profil/sonia/1748,Moj-drugi-porod.html
A ja Wam powim, że poród swój opisalam tutaj:) Zapraszam do lektury:)))
https://www.familie.pl/profil/nick/3679,Juz-teraz-wiem-co-mnie-czeka-gdy-bede-rodzic-drugi-raz-moj-porod.html
Zapraszam do przeczytania :)
- Zarejestrowany: 08.04.2011, 08:58
- Posty: 1112
W środę odszedł mi czop (na majtkach trochę śluzu podbarwionego brązowawą krwią), w piątek o 5 rano zaczęłam odczuwać "kręcenie w brzuchu" - zupełnie jak na okres. Tylko to "kręcenie" pojawiało się w regularnych cyklach co 10 minut :) Potem wiadomo, coraz mocniej, boleśniej, częściej :) Lu urodziła się o 21 :)