Witam,
Od jakiegoś czasu borykam się z pewnym problemem, z którym nie potrafie sobie poradzić, nie wiem czy to normalne czy nie.
Od zawsze chciałam wyjść za mąż, założyć rodzinę. Jesteśmy z narzeczonym razem już 6 lat, za rok ślub. A ja mam problem i czuje ogromny żal do narzeczonego, gdyż oświadczył mi się dopiero po 5 latach. Wcześniej zapewniał mnie o tym jak bardzo mnie kocha, aczkolwiek nic nie zrobił w kierunku ślubu. Rodzina, znajomi naciskali na mnie ,nie na niego kiedy ślub, czego tak długo ze sobą chodzimy jakbym to ja miała się oświadczyć, często były to przykre słowa " Pewnie Cię nie kocha", albo stwierdzenia, że prędzej będę w ciąży niż mój chłopak mi się oświadczy, bo to nienormalne, żeby tyle lat ze sobą być i żadnego ślubu nic. Dodatkowo zaręczyny i śluby znajomych i chwalenie się tym wokoło na portalach społecznościowych albo przy okazji spotkań z nami nie pomagały mi, wręcz przeciwnie powodowały jeszcze większe kompleksy, że jestem zła, że nienadaje się na żonę itp.. Zaczęłam rozmowy z moim chłopakiem o naszym związku, jakie ma wobec mnie plany, czy planuje ślub, wspólne życie itp. Na wzmiankę o ślubie zaczynały się kłótnie,że ja tylko o tym mówie i co się tak uwzięłam na ślub, a na początku związku ściśle określiliśmy nasze preferencje, że obydwoje chcemy ślubu że ślub w młodym wieku, posiadanie dzieci, założenie rodziny, ogólnie mamy wobec siebie takie same oczekiwania co do nas, naszych planów, wiele razy o tym szczerze rozmawialiśmy, jakie kierują nami wartości itp.
Ciągłe czekanie na pierścionek powodowało we mnie frustracje. W końcu zaręczyliśmy się po 5 latach, ale bałam się o tym komukolwiek powiedzieć, żeby nie słyszeć " A co ciąża? , No nareszcie bo ileż można ze sobą chodzić, no bez przesady". Mam wrażenie, że przez to wszystko zaręczyny były wymuszone, że to nie chęć ukoronowania naszej miłości tylk poprostu, że wszyscy się żenią i tak trzeba taka kolej rzeczy. Nawet jego mama mówiła, żeby wreszcie coś zrobił, bo ślub się trochę organizuje.
Ogólnie kochamy się, planujemy ślub i chcemy ze sobą być, aczkolwiek żal który we mnie tkwi zabija moją radość i boje się, że zniszczy nasz związek w przyszłości, bo ja już nie potrafie się cieszyć i nadal czuje żal, a chcę się go pozbyć. Mnie boli to, że większość par zaręcza się po 2-3 latach, nie znam nikogo kto tak długo by zwlekał, boję się, że mój żal spowoduje, że nasze małżeństwo nie przetrwa.
Mój narzeczony wie, że mam do niego żal, ale nie potrafi mi pomóc, mówi, że czasu nie cofnie i denerwuje się przez to. To powoduje między nami kłótnie.
Proszę o radę,może ktoś miał taki przypadek. Nie wierzę w przesądy typu że długie narzeczeństwo to krótkie małżeństwo, ale w moim przypadku myślę już o wszystkim i o niczym.
Czy ja jestem naprawdę nienormalna??? Czy poczucie żalu jest moją winą. Jak mogę się tego pozbyć i cieszyć ślubem i przygotować się do tego. Co powinnam zrobić według was?