Obok jednego z familoków w Zabrzu, niegdyś symbolu biednych dzielnic, mieszkanka postawiła płot. Ogrodzenie działki, nielegalnej zresztą. Płot był przesunięty w stosunku do granicy działki o półtora metra. jak tłumaczy kobieta - "bo wszyscy tak robią".
Dziś nad ranem w familoku w jednym z mieszkań nad ranem wybuchł pożar. Pierwszy obudził się ojciec rodziny. Udało mu się wyciągnąć żonę, ale już po dwójkę dzieci (4-letniego syna i jego 2-letnią kuzynkę, którą przywiózł tylko na tę noc) nie dał rady wejść, ogień był zbyt silny. Sąsiedzi pomagali, chwilę potem przyjechała straż. Ale było już za późno. Dzieci spłonęły.
Była szansa je uratować. Wystarczyło, by wóz strażacki podjechał od strony okna pokoju, w którym się znajdowały. Ale nie mógł, bo przejazd zablokował mu płot. Nielegalnie postawiony zresztą. Przez pieniaczkę, która zawsze ma rację, a zresztą nieważne czy legalne, czy nie, przecież "inni tak robią".
Można zapytać, czy kobieta zdaje sobie sprawę, że przez jej głupotę zginęła dwójka dzieci.
Cóż, jej odpowiedź (już po pożarze) wiele wyjaśnia:
- Jak sąd każe mi rozebrać, to rozbiorę. W innym wypadku niech się ode mnie odczepią.