28 września 2010 23:23 | ID: 299611
29 września 2010 09:23 | ID: 299716
29 września 2010 11:47 | ID: 299853
Co do karania-za klapsa nawet lekkiego można obecnie stracić prawa rodzicielskie. Najczęstrza kara jaka stosuje wobec swoich dzieci to szlaban na komputer(konta zabezpieczone są pod Windows XP hasłem, które mogę tylko ja zmienić, rzadne krzyki, wrzaski czy szantaż mnie do tego nie zmuszą).
Co do nagród: lepiej z synem pograć w piłkę, niż kupować mu np. czipsy, z uwagi iż wraz z wiekiem rosną jego potrzeby, a tym samym oczekiwania wobec nagród.
29 września 2010 12:15 | ID: 299866
29 września 2010 14:22 | ID: 299920
29 września 2010 15:52 | ID: 299961
29 września 2010 15:54 | ID: 299963
29 września 2010 16:06 | ID: 299974
Bardzo mądry artykuł Ulinki.
Chciałabym się odnieść do następującej kwestii: <<Pamiętajmy jednak, że kary i nagrody nie są najważniejszymi metodami oddziaływania na dziecko>>.
Nadmierne ich stosowanie daje wychowawczy efekt psów Pawłowa.. Gdy znika marchewka w postaci nagrody lub kij- kara - przestaje być różowo.
Byłam wychowana praktycznie bez kar, ani klapsów, ani zabronienia czegokolwiek. Moja mądra Mama tak mnie wychowywała, żebym zasady i normy nie odbierała jako czegoś narzuconego, ale mojego własnego: Robie coś lub czegoś nie robię nie z uwagi na nagrodę lub z obawy przed karą, ale bo tak po prostu trzeba. W domu obowiązywało po przyjściu ze szkoły: „Pół godziny dla rodziny", które przeciągało się i w godziny dwie. To był czas rozmów o tym, co najważniejsze.
Mama stosowała Owsiakową zasadę: <<Róbta co chceta>>, ale ponoście konsekwencje swoich wyborów. Nigdy nie słyszałam: <<Absolutnie nie możesz tego zrobić>> ale: << To Twój wybór, zrobisz jak uważasz, ale czy przemyślałaś konsekwencje? Pomówmy o tym>> Nigdy nie miałam więc specjalnych powodów do młodzieńczego buntu, bo i przeciwko komu i czemu? To ja decydowałam, nie za mnie. Taki sposób wychowania wyrobił we mnie ogromną samodyscyplinę i samo odpowiedzialność. W dodatku ogrom zaufania od Mamy powodował, ze gdy czasem nabroiłam, osiadało to tak ciężkim wyrzutem na moim sumieniu, ze to zaufanie nadwerężyłam, ze następnym razem sto razy pomyślałam zanim palnęłam głupotę, by takich moralnych dylematów nie przeżywać, bo to było dla mnie największa karą. Wolałabym wtedy oberwać, gdyż kara niejako zdjęłoby ze mnie odium winy- ODPOKUTOWAŁAM- a Mama nawet mnie specjalnie „nie umoralniła", nie krzyczała, tylko próbowała „rozmówić na spokojnie" sprawę. Zmartwione oblicze Mamy, świadomość, ze zawiodłam, było znacznie dotkliwszą karą niż lanie czy zakaz wychodzenia.
Tak próbowałam wychować swoją Córkę( choć matką jestem znacznie gorsza niż moja Mama). Jest dorosła. Nigdy nie przyprawiła mi zmartwień.
Miałam koleżanki surowo trzymane w domu, dotkliwie karane. Tam zachowywały się jak należy. Gdy tylko wyrwały się z chaty i nie było miecza Damoklesa w postaci rodziców nad głową- poczynały sobie nieziemsko, a rodziców okłamywały.
Niepotrzebne są kary, a i nagrody rzeczowe też. Trzeba po prostu dziecko bardzo kochać. Być z nim, nie obok niego, rozmawiać, przekazywać swój system wartości, tłumaczyć, akceptować, dawać przykład swoim życiem. To wystarczy.
29 września 2010 17:22 | ID: 300011
29 września 2010 18:10 | ID: 300082
29 września 2010 19:30 | ID: 300125
30 września 2010 08:58 | ID: 300330
30 września 2010 09:52 | ID: 300367
Nie masz konta? Zaloguj się, aby tworzyć nowe wątki i dyskutować na forum.