Zastanawiam się co nazywamy frustracją? Życie w małżeństwie nie należy do łatwych wyborów. Bo wcześniej czy później kończy się sielanka i zauroczenie. Coraz częściej wcześniej. A skoro wybraliśmy taką drogę życia, to fakt musimy dbać aby przetrwać wiele niepowodzeń. Bo przecież następują szybo problemy finansowe. Z racji utraty pracy, z racji urodzenia się dziecka lub dzieci, z racji chęci posiadania wielu rzeczy materialnych. Ja wiem pieniądze nie przynoszą szczęścia ale bardzo mu pomagają albo ich brak umniejsza to szczęście. A dbać o małżęństwo muszą obie strony. A najczęściej, to na kobietę spada ten obowiązek. Niby jest tą kapłanką ogniska domowego. Ale z doświadczenia swojego, swoich najbliższych i znajomych widzę, że mężowie nie bardzo jej w tym pomagają. A wręcz robią wszystko aby małżeństwo rozpadło się albo w najlepszym razie przełaziło przez palce. I taki stan trwa miesiącami, latami a potem przechodzi w przyzwyczajenie. I małżonków wiążą najpierw wspólne dzieci ( to jeszcze nie jest takie złe), wspólne mieszkanie, dom , samochód itp. A gdy dzieci pozakładają rodziny i wyprowadzą się pozostaje pustka. A wówczas przychodzi czas na powtórne narzeczeństwo. I jeśli się bardzo zechce, to jest pięknie. Małżonkowie mają czas dla siebie. I wtedy można si odrodzić. Potrzeb nie jest za wiele, bo rzeczy materialne jakieś już są. Spacery nic nie kosztują, zaskórniaki można wydać według uznania na kino, teatr lub na pocieszajki- niespodzianki dla wnuków ( najczęśćiej). I wtedy można żyć długo i szczęśliwie.