Zaryłem się kiedyś na odludziu w starym młynie wodnym. Ciemna noc za oknami , północ już dawno wybiła i kiedy horror się skończył - ktoś zastukał do okna .Gospodarzami tego młyna było dwoje starszych ludzi i raczej wątpię czy w ciemną noc by te drzwi otworzyli , ale byłem ja, zobaczyłem zakrwawionego faceta więc wpuściłem go do mieszkania i "pokleiłem" to co było można .
- W tamtych stronach jest dużo lasów , miejscowości znacznie od siebie oddalone a On wracał od żony i dzieci bo był u nich z odwiedzinami ( żonie cosil odwaliło - zabrała dzieci i uciekła do mamusi) . A że miał kawał maszyny , a radarów brak ( gdzie ? w lesie? ) no to trochę przycisnął i tak jadąc w reflektorze zobaczył łanię ( to ta pani od jelenia , od kozołka była by sarna). Na jakąkolwiek reakcję było już za póżno więc wpadli na siebie i wylądowali na poboczu drogi . Pozbierał się jakoś w końcu i doczłapał do tego młyna. Kiedy tam pojechaliśmy zabrać to co z motoru pozostało , sarny już nie było , a i my zbytnio jej nie szukaliśmy.
- Wiem że kiedyś znajomy połakomił się maluchem na sarnę , ale wpadła mu przez przednią szybę na niego , a gdy ten chciał ją złapać to go pokopała i uciekła ....