Matka jest tylko jednaKategorie: Książki i literatura, Żyj chwilą, Rodzicielstwo Liczba wpisów: 51, liczba wizyt: 155562 |
Nadesłane przez: sedna85 dnia 25-12-2012 14:16
W zeszłym roku, gdy jeszcze byłam w ciąży z Kosmykiem i mój brzuch osiągnął rozmiary czterech ogromnych arbuzów, mój ojciec przy Wigilii zaproponował, żebyśmy pojechali wszyscy na narty. My, oburzeni - jak to, przecież Aśka jest w ciąży? A ojciec tylko puknął się w głowę i powiedział - głupki, będziemy mieć pierwszeństwo na wyciągach!
W tym roku emocje były trochę większe - wracając z Wigilii od prababci Kosmyka, przejeżdżaliśmy przez pobliską wioskę i zobaczyliśmy Świętego Mikołaja w pełnym mikołajowym rynsztunku... rzygającego pod płotem :)
Na świąteczny prezent ode mnie - piosenka, którą stworzyłam specjalnie dla Kosmyka. Twór był efektem tego, że pozbawiona dobrej pamięci i jakiegoś śpiewanika tworzyłam "na żywo", starając się uśpić Smyka mojego :) Całość spisała siostra ma.
Proszę :)
Pieski małe dwa
Poszły raz do sklepu,
Bo ich mama pies
Nie miała żakietu
I kupiły tam
Duży czarny fortepian...
Si bon, si bon tralalalala
Si bon, si bon
Duży czarny fortepian...
Pieski małe dwa
Weszły do spiżarni,
Bo ich mama pies
Wcale ich nie karmi
I znalazły tam
Pełen wódki duży dzban.
Si bon, si bon tralalalala
Si bon, si bon
Pełen wódki duży dzban.
Nadesłane przez: sedna85 dnia 21-12-2012 22:16
Usiadłam chwilkę i zaczęłam wspominać z D. jak to było, kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Warszawie... Atmosferę tego czasu zilustrują trzy krótkie scenki [wszystkie z mojego przepastnego notatnika :D]
15 marca
Miałam bieżyć radośnie z wózkiem po parku, a tłukę swe cielsko starając się nie wywrócić o zaspane powieki. Miałam nurzać się w zapachach olejków i szamponików cudownych, a służą one jedynie do zabicia fetoru z pieluchy. Miałam ubierać małego dżentelmena w markowe fikuśne ubranka, a przebieram małą świnkę w rzeczy "jeszcze się nada". Dobrze, że uśmiech rekompensuje wszystko :)
2 kwietnia
Słyszę przez okno dwa dziewczęce głosy:
-Ty sz...to, sp...dalaj!
-Sama jesteś sz...ta, ch...j ci w usta.
-Oddaj lepiej moje ćwiczenia z matmy, pi..o!
Wyglądam przez balkon. Tak. Na oko wyglądają na 13-14 lat.
9 maja
- Pani doktor, Kosma waży już ponad 7 kilo, to chyba dużo, co mogę zrobić, żeby nie chciał tyle jeść?
- Dużo? Nie...
-Nie? na trzymiesięczne dziecko to nie jest dużo?
-Aaa... No dużo.
-To co mogę zrobić.
-To samo, co z katarem - czekać.
-Acha, moje dziecko waży 7 kilo, ma nawracający katar i nagłe napady płaczu i mam czekać?
-A przepraszam, to chłopiec, czy dziewczynka?
...Grunt to dobra służba zdrowia:)
Zawsze, kiedy coraz gorzej mi z tym, że na razie jesteśmy w połowie na garnuszku moich rodziców, przypominam sobie te scenki i od razu robi mi się lepiej...
Jeśli chcecie, niedługo dodam dalszą część o "Dziejach grzechu" :)
Nadesłane przez: sedna85 dnia 20-12-2012 19:20
Na wieczór trochę inaczej - staram się wybadać, co byście chcieli czytać, a co nie - dlatego taki nawał wpisów ;). Zamieszczam mój dawny artykuł trochę inspirowana wątkiem o filmie "Pokłosie", a trochę dlatego, że mój blog ma być nie tylko o macierzyństwie, ale i o literaturze... :) Dalszy ciąg zależy od poczytności, oczywiście, a teraz do rzeczy...
Wiem, że Żeromski nie kojarzy się zbyt dobrze, zwłaszcza jeśli ktoś był nim katowany w starym, dobrym czteroletnim liceum. Pamiętam, że mi samej to nazwisko odbijało się długo czkawką i zniechęceniem. Szukając wiadomości na forach internetowych, można sobie wyrobić nieciekawą opinię o pisarzu. Licealiści płaczą nad „Ludźmi bezdomnymi” i nie płaczą nad ich estetyczną wartością. Jestem ciekawa jak bardzo zmieniłaby się ich opinia o pisarzu gdyby przeczytali „Dzieje grzechu”.
Ukazanie się książki na rynku w 1908 roku sprawiło, że zdanie o pisarzu zmieniło wielu jego współczesnych. „Dzieje grzechu” stały się ogromną sensacją i wywołały niemały skandal. Powieść doczekała się ogromnego rozgłosu. Doszło nawet do odgrywania fikcyjnego sądu nad bohaterką w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych czy w salach Filharmonii warszawskiej. Czy takich sądów nie odgrywało się w liceum nad Izabelą Łęcką? Warto dodać, że obie zaaranżowane próby „osądzenia” bohaterki skończyły się jej uniewinnieniem.
A jak zareagowała krytyka? Trudno mówić o pozytywnej, czy negatywnej recepcji – przeważało zaskoczenie. Eliza Orzeszkowa w liście do Reymonta starała się usprawiedliwić Żeromskiego chorobą histeryczną lub erotomanią i zrzucała winę na szkodliwy wpływ „dostojewszczyzny”. Reymont stwierdził, że oprócz skandalizującej treści powieść nie zawiera w sobie nic głębokiego. Antoni Potocki z kolei nazwał Żeromskiego „wielkim inkwizytorem duszy współczesnej” wyjaśniając „Dzieje grzechu” jako powieść o tragicznej niewierze w ludzi. Ignacy Matuszewski, autor najobszerniejszego studium o „Dziejach grzechu”, krańcowe sądy określił dowodem nieprzeciętności utworu. Przypieczętował to Stanisław Przybyszewski, który nazwał „Dzieje…” „najgłębszą powieścią, jaką Polska posiada”.
A w zasadzie to zwykła historia. Dzieje dziewczynki z dobrego domu, która po raz pierwszy zakochuje się w mężczyźnie. Pierwszy szkic Ewy, jaki znajdujemy w powieści, przedstawia niewinną, piękną, młodą dziewczynę, dla której nawet mimowolne spojrzenie mężczyzny w jej stronę może być czymś „nieczystym”. Gdy do jej domu wprowadza się nowy lokator, Łukasz Niepołomski, bieg wydarzeń nabiera tempa. Czytelnik wie od razu, jakim typem mężczyzny jest ukochany Ewy. Narrator nawet nie chce ukrywać, że jest to człowiek, który raz jest, raz go nie ma. Przy takim przedstawieniu bohatera wyraźnie widać jak bardzo ślepa, oddana, bezkompromisowa i naiwna jest miłość Ewy. Miłość do człowieka, który, kiedy w końcu się pojawi, to po to, by zabrać Ewę do jakiegoś obskurnego miasteczka i rezolutnie ją przez parę tygodni wykorzystywać.
Gdy oboje wstępowali na strome schodki prowadzące do mieszkania, Łukasz trzęsącymi się rękoma z lekka popchnął ją do swego pokoju. Zamknął drzwi na klucz. (…). Wtedy to począł szybkimi rękoma, jak wariat, rozpinać, rozrywać jej stanik, ściągać siłą ciasne rękawy, targać na ramionach guziki koszuli, zdzierać spódnice, urywać tasiemki…
Gdy wreszcie znika [oczywiście, że musi zniknąć] Ewa zostaje we wspomnianym już pokoju i czeka na powrót. Odkrywa, że jest w ciąży, zaczyna brakować jej pieniędzy. Nikt nie chce zatrudnić kobiety w stanie, nawet jak najbardziej, błogosławionym. Gdy wreszcie następuje rozwiązanie, dziewczyna, niewiele myśląc, wrzuca noworodka do wychodka, kradnie pieniądze właścicielowi mieszkania i zdesperowana wyjeżdża za granicę szukać ukochanego.
cd.?