Moje-MacierzyństwoKategorie: Rodzicielstwo Liczba wpisów: 82, liczba wizyt: 231109 |
Nadesłane przez: exarol dnia 15-02-2016 22:58
Miałaś kiedyś tak, że realizując swoje największe marzenie, coś straciłaś? Ja, tak… Równolegle z planami powiększenia rodziny, narodził się nam pomysł, aby zamieszkać u siebie. W swoim własnym, malutkim ( niestety i stety )mieszkanku. Ja wiedziałam, że chcę mieć dzieci, wiedziałam również, że nie chcę ich wychowywać we Wrocławiu. A G. chciał mieć gdzie zrobić grila Jeden wieczór, kilka piw, długa rozmowa do rana i po tygodniu mieliśmy już złożony wniosek o kredyt.
Pech chciał, że wieś 10 km pod Wrocławiem, okazała się zupełnie nie po drodze naszym znajomym. Kiedy nam żyło się coraz lepiej, kiedy dowiedzieliśmy się, że w końcu będzie nas już trójka, w zasadzie prawie żaden z naszych wrocławskich tzw znajomych nie odbierał już od nas telefonów i nie odpisywał na smsy. Pozostała garstka najbliższych, na których możemy polegać po dziś dzień, oraz kilkoro nowych, których poznaliśmy lokalnie.
Powiedz mi tylko jak to jest, że kiedy jesteś gwiazdą imprezy, kiedy organizujesz mega melanże to jesteś popularna i otaczają Cię ludzię, a kiedy pragniesz jedynie takich zwykłych relacji międzyludzkich nagle okazuje się, że wszyscy w koło są tak zajęci i zapracowani, że nie mają czasu, aby odwiedzić Cię w Twoim mieszkaniu przy kawie i ciachu. W tym samym, z którego jesteś tak cholernie dumna i którym tak bardzo chciałabyś pochwalić się całemu światu. Jak to jest, że Ci wszyscy którzy całowali Cię i przytulali gdy dowiedzieli się o Twojej ciąży, potrzebowali 8 miesięcy aby to Twoje dziecko poznać ( o tych, którym nie udało się poświęcić na to kilku godzin, już nawet nie myślę, nie ma sensu). Nie wiem jak Ty ale ja jestem osobą, która na wieść o nowej istotce w życiu znajomych, ryczy ze szczęścia i aż rwie się aby tę istotkę poznać teraz, zaraz, powstrzymuje mnie jedynie odrobina taktu, zdrowy rozsądek i wspomnienie moich własnych kilku tygodni po porodzie .
Może gdybym wróciła do starej pracy wszystko potoczyłoby się trochę inaczej, ale wiem też, że jestem na tyle zawzięta, że ciężko byłoby mi uśmiechać się do ludzi którzy olewali mnie przez dwa lata. Hm… morał z tego wszystkiego taki, że ludzie są wzrokowcami, gdy mają Cię w zasięgu wzroku jest fajnie, miło i przyjemnie, gdy im z tego wzroku uciekasz, przestajesz dla nich istnieć. Wiesz, co? Piepszyć ich!
Tylko to głupie serce czasami krwawi i nie pozwala zapomnieć…
Nadesłane przez: exarol dnia 15-02-2016 22:56
Kiedyś, dawno temu, na początku macierzyństwa przeczytałam artykuł o tym, że dzieci pracujących matek są mądrzejsze. Że instytut jakiś tam, przeprowadził jakieś tam badanie i że okazało się, że owszem, pracujące mamy mają mądrzejsze pociechy. Nie pytaj mnie gdzie to przeczytałam, bo nie pamiętam, nie pamiętam też szczegułów artykułu. W pamięci pozostał mi tylko nagłówek. Jakiś czas temu ów nagłówek powrócił do mnie, ale nie dlatego, że mam wybitne dziecko, a dlatego, że Mania w okresie choroby zapomniała wiele z umiejętności, które opanowała do tej pory.
FAKT. Dzieci pracujących matek muszą być asertywne, muszą umieć o siebie walczyć, muszą umieć postawić na swoim. A dlaczego? A no właśnie dlatego, że muszą. Dzieci pracujących matek bardzo często uczęszczają do żłobków, jeśli nie do żłobków to do przedszkoli a jeśli omijają już nawet ten etap, na pewno nie ominie ich świetlica po zajęciach w podstawówce ( nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie do końca drugiej klasy podstawówki dzieci MUSZĄ być odbierane ze szkoły przez osobę dorosłą). To wszystko sprawia, że nasze pociechy stają się waleczne. Nie mają wyjścia.
Dzieci pracujących matek są bardziej samodzielne. No cóż, trochę jakby nie mają wyjścia, tata siedzi w pracy od świtu do zmierzchu, mama po pracy odbiera dziecko z placówki oświatowej, w domu gotuje, sprząta, pierze i prasuje, czasami nawet pozwoli sobie obejrzeć ulubiony program w TV. Takie „pracujące” dziecko musi dosyć szybko nauczyć się zrobić sobie kanapkę, musi wyprowadzić psa na spacer bo w grafiku mamy brakuje już na to miejsca, musi samo się wykąpać, po sobie posprzątać i samo przygotować sobie ubranie do szkoły. Wiem, że jesli będę mamą na bezrobociu gdy Mania wejdzie już w ten wiek to jak siebie znam będę małą we wszystkim wyręczać ( taki już mam głupi charakter), ale jeśli będę pracowała to Mania będzie musiała poradzić sobie sama…
Moje dziecko obala mity. Jestem pracującą matką, Mania teoretycznie jest żłobkowym dzieckiem, w praktyce, od października spędza więcej czasu w domu niż w żłobie. A że ja pracować muszę to w tym okresie małą zajmował się trochę tata, trochę babcia ( teściowa), niania, kilka razy moja siostra, oraz moja mama. Jak wygląda zajmowanie się moim dzieckiem przez powyższe osoby? No cóż, pozwalają jej na wszystko, dają jej wszystko, niczego od niej nie oczekują. W konsekwencji tego mała nie sika już do nocnika, jest rozwydrzona jak dziadowski bicz, jeśli czegoś jej zabraniam to wpada w czarną rozpacz, którą słyszą wszyscy w promieniu pół kilometra. Praca, matce nie zawsze popłaca, głównie dlatego, że nawet gdy wracam już do domu i mogłabym spędzić z nią trochę czasu, oraz czegoś ją nauczyć to najzwyczajniej w świecie nie mam siły. Staram się, ale jaki w tym cel skoro ja wbijam małej do główki że sikamy do nocnika a nie w majty, a następnego dnia babcia zaklada Mani pampersa. Po co mam ją uczyć, że nie zawsze dostajemy to co chcemy, skoro każdy kto do niej przychodzi ma dla niej prezent. To takie błędne koło jest, które psuje moją córcię. Czasami jestem zła, że nie mam w sobie tyle siły, żeby mimo wszystko codziennie z nią walczyć i wpajać jej dobre nawyki, ale po prostu jej nie mam. Staram się pracować na 2 zmianę aby łatwiej zorganizować opiekę dla młodej. Mój dzień wygląda następująco: pobudka z Manią o 6, pół dnia zmagań z Majuchą, na 14 do pracy, w domu jestem przed 23, zanim zasnę jest 1 i tak w kółko. Możesz pomyśleć, że się nad sobą użalam, pewnie trochę tak, ale jestem skrajnie wyczerpana a cierpi na tym moja córeczka.
A zatem czy dzieci pracujących mam są mądrzejsze? Chyba jednak nie zawsze…
Nadesłane przez: exarol dnia 10-02-2016 23:03
Co wyróżnia markę KAPI?
Po pierwsze cena! Sukienka hand made za 44 zł? Serio?!?? brzmi nierealnie i aż prosi się o to aby to sprawdzić
Fantastyczne wzory kiecek. Nie wiem jaki masz gust, ale KAPI to absolutnie moja stylistyka, kroje, fasony, tkaniny wszystko to kocham i najchętniej tylko tak ubierałabym Manię.
Jakość. Każdy nawet najmniejszy szew wykonany jest wprost idealnie, sukienka ma równe rękawy jak zapewne wiesz niedawno sama zaczęłam bawić się w projektowanie ubranek dla mojego dziecka i możesz mi wierzyć, lub nie, jest to wyzwanie!
Tkanina. Fajna gruba dresówka, dobrej jakości. Mimo, że Mania na swoją kieckę jeszcze trochę poczeka zrobiłam mały test ( specjalnie dla Ciebie ) i wyprałam sukieneczkę, aby zobaczyć jak zachowa się w praniu, no cóż, zachowała się tak jak się tego spodziewałam. Test zdała na 5 z plusem. Nic się nie rozciągnęło, nie wyblakło i wszystko pozostało na swoim miejscu.
Dbałość o każdy detal. Sukieneczka została pieknie zapakowana, wraz z nią dostałam malutki wieszaczek z logo firmy. Ja wiem, że to są pierdółki, ale są one bardzo miłe i jakoś tak jak widzę takie dodatki to aż mi się sama gemba śmieje i cieszę się jak dziecko
I na koniec, to o czym wspominałam poprzednio, to co jest dla mnie ważne. KAPI to mała, rodzima firma rodzinna zapoczątkowana i prowadzona przez Panią Katarzynę.
Jako osoba raczej wścibska i ciekawska zapytałam Panią Kasię o to skąd pomysł na firmę i jak to mówią, jak to się wszystko zaczęło. Przyznam się, że spodziewałam się mniej więcej takiej odpowiedzi jaką otrzymałam, bo takie fajne projekty może tworzyć jedynie fajna, kreatywna mama poniżej historia, lub jak kto woli geneza powstania firmy KAPI
„Oficjalnie KAPI jest firmą jednoosobową, w praktyce jednak w jej
tworzenie zamieszana jest cała moja rodzina
Już od dawna miałam pomysł na tego rodzaju działalność. Brakowało mi
jednak odwagi. Od dziecka przyglądałam się pracy moich rodziców, którzy
mieli zakład krawiecki. Znałam więc ten temat jak to mówią „od
podszewki”. Jednak dotychczas byłam głównie mamą i żoną prowadzącą dom
i wychowującą dzieci. Dopiero gdy moja młodsza córka Zosia (moja
modelka) poszła do szkoły, uświadomiłam sobie, że to dobry moment na to,
aby wreszcie zrobić coś dla siebie. Myślałam o wielu rzeczach. W moim
domu zawsze lubiłam otaczać się rzeczami w jakiś sposób przez siebie
upiększonymi. Poza tym lubię szyć i prawie zawsze „poprawiałam”
kupowane przeze mnie ubrania. Jako mama dwóch dziewczynek, chciałam na
co dzień ubierać je w rzeczy ładne, wygodne i w jakimś sensie
wyjątkowe. Nie mieszkam w dużym mieście, więc znalezienie takich ubrań
nie było łatwe. Miałam czas, parę własnych pomysłów i wsparcie rodziny.
Cóż więcej potrzeba Poza tym Internet daje ogromne możliwości dla
każdego. Ponad rok temu odważyłam się wcielić swój plan w życie.
Oczywiście początki były trudne. Ale w momencie gdy pierwsze moje
sukienki pojawiły się w sieci i spotkały się z miłym przyjęciem,
wiedziałam już, że to może się udać Na tę chwili, choć wciąż się uczę
i ciężko pracuję, marka KAPI jest dla mnie ogromną radością i powodem do
dumy Jesteśmy małą firmą, ale tworzymy z pasją wyjątkowe i niedrogie
ubranka dla dzieci. Codziennie docierają do nas miłe słowa na temat
tego, co robimy. Wszystko to bardzo, bardzo nas cieszy i mobilizuje do
dalszego rozwoju. Nasze ubranka można znaleźć w kilku miejscach
(KAPI-butik, DaWanda, Allegro). Poza tym chyba mamy szczęście do
wyjątkowych ludzi, bo mamy samych KAPItalnych Klientów :)”
Do mnie to przemawia, ponieważ sama lubię przerabiać, tworzyć i ogólnie jak to mówi mój mąż bawić się przedmiotami. Fajnie, że jest coraz więcej takich mam, które w swojej pasji odnajdują sposób na życie bo to dzięki nim nasze życia są barwniejsze