Córka i mama- pomysły na dzień bez nudyyyKategorie: Rozwój, Żyj chwilą, Zainteresowania Liczba wpisów: 71, liczba wizyt: 188828 |
Nadesłane przez: dpczajkowscy dnia 17-06-2013 09:31
Tym razem pogoda, nie rozpieściła nas w weekend.
Nie byliśmy nad wodą, a szkoda, ojjj...szkoda, bo już taką miałam nadzieję.
No nic, może w następną sobotę lub niedzielę się uda,
choć planujemy raczej wybrać się do jakiegoś parku rozrywki,
razem z rodziną, więc pewnie plany plażowania, będą musiały przesunąć się w czasie.
Sobota minęła nam pod znakiem, zabijania larw.
Był plan, podania ich na obiad (smażonych na patelni),
w końcu mają dużo białka, ale stwierdziłam, że nie zniosłabym,
kiedy krzyczałyby piekąc się na oleju.
Dlatego pozostała im śmierć z rąk oprawcy- mego męża.
Oczywiście nie próżnowaliśmy resztę dnia.
Pojechaliśmy na zakupy- uzupełnić lodówkę, co by z głodu nie umierać w tygodniu.
Objechaliśmy też kilka sklepów z używanymi meblami i innymi sprzętami-
czasem można coś ciekawego wyszperać, a my lubimy czasem pooglądać sobie takie starocie.
Zresztą tutaj ludzie uwielbiają takie stylizowane meble- my preferujemy raczej nowoczesny styl,
wystroju mieszkania, ale oglądanie nikomu nie zaszkodziło.
Wstąpiliśmy też do sklepu zoologicznego.
Liwia zakochała się w króliczkach.
Nie chciała od nich odejść, ale po dłużej chwili tłumaczenia,
zrobiła im "papa" i mogliśmy udać się do samochodu.
W domu musieliśmy się uporać z pakowaniem sporej paczki do Polski.
W nocy ma przyjechać po nią przewoźnik,
a ja się zastanawiam, jak mój Paweł, zamierza ją stargać na dół,
tą naszą wąską klatką schodową.
Nie dość, że pudło jest ciężkie, to jeszcze kompletnie nieporęczne.
On twierdzi, że da radę, a ja nie śmiem wątpić,
więc nie pozostało mi nic innego jak wierzyć, że da radę.
Kupiliśmy młodej, podkładki na stolik, żeby jej ulubione bajkowe postaci,
towarzyszyły jej przy posiłkach.
Tak nas urzekły, że wzięliśmy jej trzy sztuki.
Aaaa no i najważniejsze. Kupiliśmy samochód- BMW.
Będziemy się nim wozić.
No dobra, Liwia będzie nim jeździć, bo to tylko mały zabawkowy samochodzik.
Tata kupił córci, bo córcia lubi męskie gadżety.
W końcu musi się mała przyzwyczajać czym kiedyś będzie jeździć.
Na razie musi wystarczyć jej resorówka (tacie też).
Wieczór minął nam dość szybko, zrobiliśmy sobie furę frytek,
i paśliśmy się przed telewizorem.
Dłuuuugo czekaliśmy na informację od przewoźnika kiedy będzie po paczkę,
aż oboje zwątpiliśmy i poszliśmy spać.
Nad ranem okazało się, że kierowca sobie o nas zapomniał.
Przyznam się, że gul mi skoczył.
Obiecał nam jednak, że w ramach rekompensaty,
obniży nam cenę, a paczkę odbierze za tydzień.
W niedzielę mięliśmy iść do muzeum- taka wycieczka organizowana,
przez wykładowcę z moich zajęć.
Jednak mięliśmy tyle jeżdżenia, że zwyczajnie zabrakło nam czasu.
Poza tym zwiedzanie tak ogromnego muzeum z dzieckiem,
i to o godzinie kiedy w międzyczasie wypada jej drzemka,
nie wydaję mi się dobrym pomysłem.
Niedzielne popołudnie minęło nam pod znakiem obżarstwa,
czyli kontynuacja sobotniego- tego z frytkami, ale tym razem frytki,
zamieniliśmy na chińszczyznę.
Byliśmy u Patrycji i Johna. Dzieciaczki się pobawiły, my poplotkowaliśmy,
no i przy okazji napchałam się tak, że aż ledwo co się ruszałam.
Jedzenie pychota, naprawdę.
Dzieciaczki oczywiście w swoim żywiole.
Zabawki rozrzucali- zbierali- rozrzucali- zbierali, i tak w kółko.
I tak minęła nam niedziela, a Liwia mimo późnej godziny, kiedy piszę ten wpis,
jeszcze nie zamierza iść spać.
Ciekawa jestem kiedy padnie?
Swoją drogą skąd ona ma tyle siły?
Nadesłane przez: dpczajkowscy dnia 15-06-2013 11:32
Informacja dla tych którzy zazdrościli nam pogody-
popsuła się także u nas, więc już nie macie czego zazdrościć.
Szkoda, szkoda, pozostaję mi tylko mieć nadzieję, że kiedy zawitamy,
w lipcu do Polski, to jednak będzie takie prawdziwe, lato.
Ze słonkiem, bez deszczu, no dobra nie owijam w bawełnę,
chciałabym żeby było upalnie!
My dzisiaj urządzamy sobie zabawy balkonowe, bo na zewnątrz kiepskawo,
dlatego nie wypuszczamy się w dalsze podróże, żeby później nie zwiewać przed deszczem.
W dodatku przy moim przeziębieniu, zmoczenie jest kompletnie nie wskazane.
Nie chcę się jeszcze bardziej rozchorować,
w sumie kto lubi być chory.
Mój ogryzek, zajada się jabłuszkiem, oczywiście klocki obowiązkowo,
muszą nam towarzyszyć na balkonie.
To ulubione miejsce Liwii na ich układania- sama nie wiem dlaczego,
ale niech jej będzie.
A no właśnie, wczoraj byłyśmy w C&A,
nie mogłam się powstrzymać i kupiłam małej opaskę.
Coraz częściej nosi te szerokie, które ubieramy dla ochrony główki przed słońcem,
więc może jednak przekona się do takiej ozdobnej.
Oby, bo ja jestem w takich opaskach zakochana, w dodatku,
dziewczynki tak cudnie w nich wyglądają.
Kontrola cenowa musi być, a i może coś jeszcze się znajdzie w tej siateczce.
Nadesłane przez: dpczajkowscy dnia 13-06-2013 16:23
W środę miałam egzamin z języka niderlandzkiego.
Jak to wypada przed egzaminem- chciałam się pouczyć.
Nie bardzo mi to szło, przyznam się bez bicia,
bo dokuczał mi ból gardła, ciągłe smarkanie- bo i katar nie omieszkał rozgościć się w moim nosie.
Czułam też każdy mięsień- nawet nie wiedziałam, że tyle ich mam.
Stan samopoczucia w skali od 1-5 oceniałam na -1.
Nie mogło też zabraknąć komplikacji w postaci,
wcale nie sennej w południe Liwii, która pokrzyżowała mi całkowicie,
plany edukacyjne, bo właśnie podczas jej drzemki miałam zakuwać.
Nie powiem bo Liwka, bardzo ładnie się bawiła,
ale gdy tylko dojrzała, że otwieram książkę, już była obok,
gotowa do przeglądania ze mną kartek- oczywiście w swoim tempie,
co by mama nie mogła się zbytnio skupić na jednej stronie.
Skutecznie też odciągała mnie, od książki,
żebym koniecznie się z nią w danym momencie pobawiła.
Było ciężko, ale w końcu z pracy wrócił Paweł.
Pomyślałam sobie, że jak sobie już zje, weźmie kąpiel,
to zajmie się naszą dzidzią, a ja w końcu w spokoju sobie poczytam.
Yyyy...w spokoju?
to chyba nie w tym wcieleniu.
Paweł owszem, zjadł, owszem wykąpał się,
ale reszta rzeczy, które sobie w głowie ułożyłam nie miały tu miejsca.
Kiedy już zasiadłam z książką, wyłożyłam dla odprężenia nogi,
tatuś i córeczka nie mogli, się powstrzymać, żeby mamie co nieco podokuczać.
Poddałam się, i zgodziłam się, żeby dali upust swoim,
artystycznym duszą na moich stopach.
A właściwie miałam jakieś wyjście?
Dobrze, że na wierzchniej stronie stopy nie mam łaskotek, bo tak nie wiem,
czy dałabym radę się skupić na nauce.
Cudne rysunki prawda?
Tak cudne, że nawet zostawiłam je sobie na drugi dzień.
Jak to? a no tak, bo zdolniachy, wybrali sobie do rysowania wodoodporny długopis,
którego nie mogłam doszorować.
I tak oto na drugi dzień musiałam maskować stopy w adidasach.
Dobrze, że drugie podejście do zmycia tych arcydzieł dało efekt zadowalający.
Pragnę nadmienić, że egzamin zdałam na 100%,
więc może to jakaś magia tych rysunków?
Dlatego jakbyście kiedyś nie mieli sił, ochoty, ani czasu na naukę,
chętnie wypożyczę Liwię, żeby Wam coś na stopach stworzyła :)