Opublikowany przez: ULA 2012-04-17 08:49:14
Po wejściu do mieszkania, patrzyłam na niby znane sobie kąty i wszystko wydawało mi się zupełnie inne. Na nowo wyznaczałam szlaki, ustalałam ulubione miejsca, zachowania, przyzwyczajenia... Już nie leżenie na podłodze, tylko kanapa, oparcie i... karmienie, które nie miało końca. Już nie śniadanie przy kawie i porannej gazecie, tylko prędziutko łykana zbożówka i serek wiejski podżerany po łyżeczce przez dwie godziny!
Nagle okazało się, że mój czas, moje ciało i moja codzienność nie należą do mnie! I pogodzenie się z tym było chyba dla mnie najtrudniejsze. Nie przebieranie Kruszynki, choć taka była maluśka, nie kąpanie Jej, choć wydawało mi się to na początku niewykonalne, nie uporczywe wsłuchiwanie się nocami w Jej oddech...
Najtrudniejszym było uświadomienie sobie, że nie mogę po prostu wstać i wyjść, że muszę reagować, a nawet wyprzedzać, a przede wszystkim... że już NIGDY nie będzie tak samo. Bo największe szczęście, a równocześnie największy paradoks macierzyństwa polega na tym, że nawet, gdy marzysz o tym, by mieć czas dla siebie, by ktoś inny zajął się dzieckiem, to równocześnie wydaje ci się, że tylko ty jesteś do tego zdolna i natychmiast, gdy dziecko znika z twojego pola widzenia, dopadają cię wyrzuty sumienia!
Pierwsze dni w domu z Maleńką to boksowanie się z własną psychiką i układanie życia na nowo. Nie chciałam odwiedzin, nie odbierałam telefonów, skupiłam się maksymalnie na wsłuchaniu się w Dzieciątko. Miotałam się gdzieś między bezsilną furią, pretensjami do wszystkich i do nikogo, lękiem przed każdym nadchodzącym dniem!
To, co czułam, trudno nazwać szczęściem, choć z drugiej strony wiedziałam doskonale, że nie zamieniłabym tych wątpliwości na nic innego... Układałam po prostu swój świat na nowo. I dzięki temu już po około tygodniu nie musiałam "spać" przy zapalonej lampce i w okularach - tak, by niczego nie przegapić.
Zima Wielkich Zmian... jak teraz pomyślę, że na pierwszy spacer wyszłyśmy po miesiącu, bo wcześniej była zbyt niska temperatura, nie chce mi się w to wierzyć... Choć czułam się jak w klatce, wiem, że nikt nawet siłą by mnie z tej klatki nie ruszył. Klatki pachnącej mlekiem, oliwką i ciepłym, beztroskim, magicznym snem, który tylko ja - mamusia, mogłam zapewnić.
Moja nowa życiowa rola – rodzic KONKURS praca nadesłana na adres e-mail
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.