Opublikowany przez: Kasia P. 2015-08-03 12:08:41
Przestaję być wtedy stateczna i pozwalam budzić się szaleństwu, które we mnie drzemie. Dopuszczam do głosu wszystkie moje romantyczne zapędy – słucham ckliwej muzyki, uśmiecham się na okrągło, a mój wzrok przestaje zdradzać jakikolwiek pomyślunek, bowiem cały czas widzę przed oczami tylko obiekt moich westchnień. Taki stan trwa zwykle kilka dni.
Na co dzień jesteśmy dobrze prosperującą organizacją – ja, mój mąż i nasza córka. Każdy ma swoje zadania, swoje obowiązki i przywileje. Wiemy kto robi zakupy, a kto obiad, kto zmywa, kto zawozi Lady D. do przedszkola, kto odbiera, kto czyta jej wieczorem. Funkcjonujemy sprawnie, bez przestojów, bo nie ma na nie czasu, niczym dobrze odżywiony organizm. Ale czasem coś się takiego zdarza – albo nie zdarza się właśnie zupełnie nic – że nagle wypadam z tego rytmu i totalnie daję się ponieść obezwładniającemu zakochaniu. Jak gdybym znowu była nastolatką. Chcę wtedy dzwonić do niego co chwilę, pisać mu miłosne listy, patrzeć w oczy i zachwycać się faktem, że mogę odkrywać, poznawać, smakować…
Lubię patrzeć na obiekt mojego zakochania i delektować się, podziwiać sposób w jaki chodzi, w jaki mówi. Zaślepiona ciepłem jego dłoni. Porzuciwszy rutynę i utarte schematy codziennego dnia, jestem po prostu ciekawa drugiego człowieka. Zakochana patrzę więc z zachwytem w jego oczy. Są tak samo piękne, dobre i mądre jak ponad dziesięć lat temu, gdy się poznaliśmy. Choć właściwie to nie do końca – teraz są jeszcze piękniejsze. Sieć drobnych zmarszczek okala jego oczy, gdy się śmieje, tworząc najpiękniejszy ornament, jaki zdarzyło mi się podziwiać. Pamiętam jak zakochałam się w nim po raz pierwszy, jak z uwielbieniem słuchałam jego opowieści, jak z pełnym oddaniem stosowałam się do rad. Pamiętam jak te pierwsze zakochania obezwładniały mnie i wiedziałam, że bardziej kochać już nie potrafię. Ale to jak kochałam go wtedy, jest niczym przy tym, jak kocham mojego męża teraz.
Jak ze wszystkim, tak i z zakochiwaniem się, które samo w sobie jest stanem cudownym, jest tak, że można iść na ilość lub na jakość. Ilość może naprawdę dawać wiele radości, podnosić adrenalinę, dawać poczucie, że żyje się pełnią życia. Ja należę jednak do zwolenników jakości – a na ilość to idę tylko w zakochiwaniu się w moim mężu.
Autorka:
Dorota Lipińska - autorka książek dla dzieci, założycielka www.soojka.pl
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.