Opublikowany przez: ameli23 2014-10-01 20:36:11
Kartki z pamiętnika.
1.06.2008
Kolejny dzień z tą świadomością. Jesteśmy my, ja i on, ale dziecka nosić pod sercem nigdy nie będę. Kolejny dzień leżę i wyję w poduszkę, zupełnie nic efektywnego nie jestem w stanie zrobić. Rozdrażniona wdaję się w niepotrzebną kłótnię z mężem, który radzi sobie z tym problemem całkiem nieźle. Przynajmniej na pozór. A ja? Ja w ogóle tak nie potrafię, nie potrafię chyba już nic. Zamykam się w swoim świecie, nie dopuszczam do siebie nikogo. Strzelają do mnie jak z łuku, prosto w moje serce. „Kiedy maleństwo?”, „Chyba już czas?” słyszę nieustannie. Do oczu momentalnie napływają łzy a na ustach pojawia się nieszczery uśmiech. Łatwiej zatem zamknąć drzwi i zatrzasnąć się w samej sobie. Nie wpuszczać nawet strugi światła…
Żyć dalej trzeba. Tylko właściwie jak?
5.09.2009
Mija kolejny przerażająco smutny dzień. Nie mając siły wstać z łóżka, zupełnie bezradna wystukuję jakiś numer. Dzwonię. Zaraz tu będzie… Długa rozmowa, na początku łzy. Lecz sam koniec pozwolił mi na zobaczenie malutkiego światełka w tunelu. Po ciężkim dniu wychodzi z mojego domu ona. Psycholożka. Zatrzaskuję drzwi nie tylko za nią, ale także za wszelkimi obawami, strachem, ciężarem na duszy. Chłonę garść spokoju, którego tak dawno nie zaznałam. Lecz czy mam tyle siły, by podnieść się i walczyć? Na pewno nie…
17.02.2010
Zachwyceni swoimi pociechami znajomi pytają mnie, czy zostawić mi ciuszki, misie, i wszystko wszystko, z czego ich dzieci wyrosły. Szkoda, że nie wiedzą, że jednym zdaniem tłumią moją nadzieję, która tak długo budowana, znów odchodzi na bok…
10.03.2010
Nareszcie coś pozytywnego! Decydujemy się na adopcję. Nie mogę skrywać dalej tego ogromu miłości, który mam w sobie. Formalności wydają się być nie do przeskoczenia, jednak pokażę wszystkim, że będę szczęśliwą mamą. I to… już niedługo!
22.09.2010
Pół roku załatwiania papierów. Do odbycia jakiś kurs, gdzie na pierwszym spotkaniu jakaś pani każe narysować mi drzewo. Wrażenia? Cały potok łez, gdy mówi, że kompletnie nie umiem rysować, więc ma wątpliwości, czy będę dobrą matką. Nie zawdzięczam jej nic, prócz w jednej chwili nabytej, depresji. Z tylnej kieszeni spodni wyciągam jeszcze raz wizytówkę tej, która jako jedyna nie wydaje się być kimś, kto tylko marzy o tym, by mnie samą pozbawić marzeń.
A formalności zostały dopięte, pozostaje tylko czekać.
9.12.2012
Minęły 3 lata i zero odzewu. Nie wierzę już w nic.
15.02.2013
6. rano. Ktoś zakłóca mój sen, w którym jestem kochającą mamą. „Nawet to chcą mi odebrać” – wściekam się. Odbieram zniechęcona, lekko zaspana i słyszę nieznany mi dotąd głos: jeśli w dalszym ciągu czeka Pani na „swoje” dziecko, oto jest. Proszę przyjechać i wziąć ją w ramiona. Czekam na Państwa wraz z Państwa już córeczką!
W pewnym momencie myślę, że to żarty. Nie robiąc sobie z tego nic, leżę dalej. Po chwili jednak dociera do mnie, że sen zamienia się w życie. Pędzimy ulicami na drugi koniec miasta.
Droga ta trwa całą wieczność. Jesteśmy. Pierwsza wchodzę ja. I widzę jak mała, dwumiesięczna istotka uśmiecha się do mnie. Biorąc ją na ręce czuję, że dostałam większą nagrodę niż moje cierpienie. Jestem matką. Spełniło się. I spełniam się ja w tej długo wyczekiwanej roli.
Wierzę, że Wy, które tak ogromnie czekacie i pragniecie, też doczekacie tego dnia! Musi to nastąpić.
A ja? Od tego dnia daję mojej córeczce całe swoje serce. Przecież to dla niej biło od samego początku...
Pozdrawiam! :)
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.